Dziś wieczorem, 11 sierpnia, mistrz Polski zagra pierwszy w tym sezonie mecz o wszystko. Szybko, prawda? Nieco ponad dwa miesiące temu napisałem o tym, że władze Kolejorza powinny postawić na Rafała Janasa, aby kontynuować credo Macieja Skorży. Następnego dnia Piotr Rutkowski zapewniał, że odejście całego sztabu byłego trenera nie wchodzi w grę. I to się udało, ale tylko prowizorycznie, bo główny człon sztabu musiał odejść. Sprowadza się do tego, że Lech jest dziś okazem piłkarskiej nędzy.
Fatalny początek sezonu Lecha Poznań
Lech Poznań od momentu zatrudnienia Johna van den Broma zdobył tylko 1 punkt w trzech meczach PKO BP Ekstraklasy. Oprócz tego zdążył w fatalnym stylu odpaść z eliminacji Ligi Mistrzów w I rundzie, tracąc tym samym szansę na udział w Lidze Europy. Pozostała więc Liga Konferencji Europy, która powstała jakby specjalnie dla polskich klubów – po to, aby coś się u nas w końcu ruszyło. Szkoda mieć Polaka w FC Barcelonie i jednocześnie być tak bezbronnym w międzynarodowej piłce klubowej.
“Najlepsze” w tym wszystkim jest jednak to, że ekstraklasowy Majster ma duże problemy i na tym polu. Pierwszy mecz III rundy eliminacji z Vikingurem Rejkjawik w wykonaniu podopiecznych holenderskiego trenera był straszny. Zgadza się, nie kiepski, nie fatalny, straszny. Porażka 1:0 była najmniejszym wymiarem kary i tylko dlatego kibice w Poznaniu mogą jeszcze liczyć na dalszy ciąg europejskiej przygody. Choć widmo powtórki z rozrywki, gdy Lech odpadł po porażce 1:0 na wyjeździe i remisie 0:0 u siebie z islandzkim Stjarnanem wisi nad Poznaniem.
Swoją drogą… było to w 2014 roku. Tym samym, w którym Karol Klimczak zapowiadał, że Lech w 2020 roku chce być w gronie 50 najsilniejszych klubów Europy. Hehe…
Aktualny Lech Poznań przypomina wyłącznie zgliszcza drużyny z ubiegłego sezonu. Trzeba przyznać, że obecnie niewiele tam działa. Tymczasem nowy trener po kiepskich meczach Lecha na konferencji mówi, że jest zadowolony z tego, jak drużyna grała, że jest z niej dumny. No cóż… Być może nie do końca zdaje sobie sprawę, do jakiego klubu trafił. Może nawet nie do końca orientuje się w tym, że przejął rozpędzoną lokomotywę zaraz po zdobyciu mistrzostwa? Temat trenera jeszcze poruszymy.
Ciekawostka statystyczna. W obecnym sezonie ESA tylko Lech Poznań oraz Piast Gliwice nie prowadziły w tym sezonie ani razu
— Antoni Janas (@antjanas) August 10, 2022
Powiedzieć, że fatalna postawa Lechitów jest wyłącznie konsekwencją odejścia Macieja Skorży, byłoby aktem najwyższej ignorancji. Oprócz niego w sztabie szkoleniowym znajdowali się też inni fachowcy. Fachowcy, którzy powinni zostać, zwłaszcza że sam Skorża wielokrotnie zaznaczał, jak wielką rolę odegrali w drodze do mistrzostwa.
Czym się staje mistrz bez swoich fundamentów? W przypadku Lecha pośmiewiskiem
Piotr Rutkowski 8 czerwca w audycji “Sportowa Arena” Radia Poznań zapewnił, że klub zachowa połowę, 3/4 sztabu z zeszłego sezonu. Chwilę później dodał — Czyli wykluczamy w tym momencie coś takiego, że przychodzi trener, zabiera cały swój sztab ze sobą, a my się żegnamy z naszym obecnym.
Nie można zarzucić prezesowi kłamstwa, bo większość sztabu faktycznie pozostała, ale pożegnano się z dwiema najważniejszymi po Skorży postaciami. Chodzi oczywiście o Rafała Janasa, kluczowego asystenta pierwszego trenera i Wojciecha Makowskiego, który również pełnił funkcję asystenta, ale też analityka rozpracowującego rywali. Oboje powinni zostać, jeśli planowano przedłużyć wizję i sposoby pracy poprzednika van den Broma – o tym Rutkowski również mówił w radiowej rozmowie z Krzysztofem Ratajczakiem.
Radosław Nawrot o zwolnieniu Janasa i Makowskiego
Zapytałem o tę kwestię Radosława Nawrota, dziennikarza sportowego Interii, który dobrze orientuje się w realiach Lecha Poznań.
- BK: Na początku czerwca Piotr Rutkowski był gościem Radia Poznań. Wówczas deklarował, że odejście sztabu Macieja Skorży jest wykluczone. Poniekąd udało się dotrzymać tej obietnicy, ale wydaje się, że dwie najważniejsze osoby z jego zespołu pożegnały się z klubem. Chodzi oczywiście o Rafała Janasa i Wojciecha Makowskiego. Patrząc logicznie, piłkarze zostali pozbawieni resztek fundamentów, na których opierała się szatnia drużyny, zgodzi się Pan z takim twierdzeniem?
- RN: Zgodzę się. Błędne jest dzisiaj widzenie w Lechu Poznań tej drużyny, która zdobyła mistrzostwo, a nazywanie go “mistrzem Polski” to tylko kwestia formalna, bowiem obecny Lech bardzo różni się od złotej ekipy. Poza brakami kadrowymi, czyli przetrzebioną obroną z ubytkiem lidera Bartosza Salamona (także lidera mentalnego), odejściem Jakuba Kamińskiego i Dawida Kownackiego, mamy potężne braki na ławce trenerskiej. Maciej Skorża z trenerami Janasem i Makowskim tworzył zgrany zespół. Tego już nie ma. Szatnia nie ma więc fundamentu.
Dzisiaj wpadłem do Poznania, m. in, na rynek ratajski. Zaczepił mnie facet, co chodził jeszcze na Szyca.
– Powiedzieć panu, co tu sprzedawcy warzyw mówią o Lechu czy lepiej nie?
Aż chce się odpowiedzieć: pomidor.— Radosław Nawrot (@RadoslawNawrot) August 10, 2022
Doszło więc do kolejnego wstrząsu w szatni Lecha, co jest zaprzeczeniem racjonalnego działania. Zwłaszcza w takich okolicznościach, gdy pierwszym ciosem dla drużyny, klubu i kibiców była decyzja o rezygnacji z pracy przez Macieja Skorżę.
Zwykle terapia szokowa w szatni jest realizowana, gdy drużyna notuje fatalne wyniki. Wiadomo, nowy trener, efekt nowej miotły i lecimy dalej. Taktyka znana w naszym kraju wyjątkowo dobrze. Dlaczego jednak zdecydowano się na kolejny szok w Poznaniu?
John van den Brom zachowa posadę?
Komunikaty, jakie wychodziły z ul. Bułgarskiej po odejściu Skorży od razu skupiały się na dwóch słowach kluczowych – puchary i doświadczenie. Niedługo potem zdecydowano się na Johna van den Broma. Holender ma doświadczenie w pucharach, ale jego wyniki nie były zachwycające.
Oczywiście nie zmienia to jednak faktu, że dwukrotnie prowadził Anderlecht w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Jako trener Genku i AZ Alkmaar zameldował się w fazie grupowej Ligi Europy. Grał też w Azjatyckiej Lidze Mistrzów z zespołem Al-Taawon, który opuścił na rzecz Lecha.
Czy tak doświadczony trener w pucharach powinien wspominać na konferencji prasowej o tym, że przełożenie meczu o Superpuchar Polski ułatwiłoby przygotowania do meczu w eliminacjach Ligi Mistrzów? Niech każdy sam odpowie na to pytanie zgodnie ze swoim sumieniem. Niemniej wydaje mi się, że pod hasłem “doświadczenie w pucharach” kryje się zdolność łączenia kilku frontów i przygotowanie drużyny pod konkretnego rywala.
Kolejne pytanie do Radosława Nawrota
- BK: Jak z perspektywy minionych dwóch miesięcy ocenia Pan wybór van den Broma na głównego trenera Kolejorza? Czy biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich znalazł się klub, postawienie na Rafała Janasa było bardziej ryzykowne niż oparcie się na zagranicznym trenerze?
- RN: Lech od początku odrzucił możliwość wysunięcia kandydatury Rafała Janasa, gdyż potrzebował trenera z doświadczeniem i to międzynarodowym. Chciał pogodzić ligę z pucharami, nie zapłacić za grę w Europie jedenastym miejscem w ekstraklasie. Do tego wszak przygotowywał się od roku, po to tworzył struktury np. dział naukowy. Janas tego nie gwarantował, Lech widział w nim powtórkę z Dariusza Żurawia. Wybrał Holendra, który jest znany, ale jedynie w Beneluxie. Nigdy nie pracował w takich okolicznościach i takim klubie jak Lech.
- RN: Obecne problemy nie są do końca tylko jego winą, ale ma w nich swój udział. Van den Brom na razie jest słaby taktycznie (pamiętajmy, że ma braki w zespole – co zrobić gdy wypada czterech środkowych obrońców?), nie rozwinął żadnego zawodnika, większość zgasła i straciła formę. Nie ma kiedy tego robić, bo Lech trenuje doraźnie, grając co trzy dni. Z tego powodu jego wyboru nie można teraz ocenić sprawiedliwie, a Holender może wylecieć z pracy zanim taka ocena sprawiedliwa nastąpi.
Przez głowę przeszła mi myśl, że gdyby Lech Poznań był kierowany w taki sam sposób, jak KTS Weszło, gdzie na każdą decyzję mają wpływ ludzie posiadający akcje klubu, wszystko wyglądałoby nieco lepiej. W ciemno mogę obstawić, że dziś kadra Lecha byłaby mocniejsza i gotowa do gry na dwóch frontach. Czy wybrano by innego trenera? Może tak, może nie. John van den Brom ma solidne CV i tego nikt mu nie odbierze.
Mecz Lech Poznań – Vikingur Rejkjawik to gra o posadę trenera?
- BK: Czy ewentualna porażka z Vikingurem, bądź odpadnięcie z europejskich pucharów w ostatniej rundzie eliminacji będzie oznaczało koniec współpracy z Holendrem?
- RN: Tego nie wiemy, jak znam Lecha to będzie pazurami bronił swego trenera. Po pierwsze – zwolnienie to koszty, po drugie – konieczność rozpoczęcia nowych poszukiwań, po trzecie – oznacza brak stabilizacji i chaos, po czwarte – Lech musiałby przyznać się do błędu. A zatem może nie po samym Vikingurze, chyba że okoliczności meczu będą katastrofalne. Bez wyników jednak Holender długo nie popracuje. Jak to ktoś napisał na TT: “Przy takich wynikach opłatkiem z van den Bromem się nie przełamiemy”.
Atmosfera w Lechu na pewno nie jest wesoła. Wszystkie przygotowania pod europejskie puchary mogą okazać się pracą na próżno, a szanse na obronę tytułu już mocno spadły.
Niepokojące są też sygnały, na które można trafić, jeśli przyłoży się ucho w odpowiednie miejsce. W Poznaniu słychać bowiem głosy o tym, że piłkarze niespecjalnie “kupili” van den Broma i jego sposób działania. Współpraca z niektórymi przedstawicielami sztabu szkoleniowego również nie zawsze przebiega gładko. Może to być potwierdzenie tego, że kolejny wstrząs, jaki zgotował szatni zarząd klubu, zadziałał wyłącznie destrukcyjnie. Przynajmniej w okresie krótkofalowym.
Ostatni trening przed jutrzejszym meczem z Vikingurem za nami ✔️ #LPOVIK
⚽️ Czwartek, 20:30, Stadion Poznań pic.twitter.com/X7JkSc1wb0
— Mistrz Polski 🥇 (@LechPoznan) August 10, 2022
Wiele wskazuje na to, że Lech nie pozbędzie się szybko nowego trenera. Zwłaszcza jeśli dociągnie drużynę do fazy grupowej europejskich pucharów. Życzę więc powodzenia i liczę, że nie będziemy musieli publikować informacji o kolejnym blamażu Kolejorza.
Najwięcej strachu i tak na pewno mają w sobie kibice, którzy wydali absurdalne 80 złotych na bilet, aby zobaczyć rewanżowy mecz III rundy kwalifikacji do Ligi Konferencji Europy z półprofesjonalnym Vikingurem. Nawet na mecz z Karabachem wejściówki były w nieco niższej cenie.
Lech Poznań wyrwał się spod topora. Jest awans, ale uczucia mieszane