Wśród wielu ludzi panuje powszechne twierdzenie na istnienie świata czarno-białego, przemieszczającego się tylko od skrajności do skrajności. Zapewne ta zasada ma i ziarno prawdy, ale jak wiadomo – wyjątki potwierdzają regułę, a takim wyjątkiem bez wątpienia może być Borussia Dortmund. Przeszła ona wyboistą drogę pomiędzy tymi dwi skrajnościami, ale tylko pozornie znajduje się teraz w jednej z nich. Duma Zagłębia Ruhry jest idealnym przykładem na to, że życie serwuje jeszcze coś, co można nazwać stanem pośrednim.
Z całą pewnością niemiecki klub nie jest już w kryzysie, tak jak miało to miejsce w poprzedniej rundzie, kiedy włodarze klubu zaczynali starać się o licencję na grę w drugiej lidze. Wówczas w pierwszych dziesięciu meczach Borussia uzbierała zaledwie 7 punktów. Teraz sytuacja diametralnie się zmieniła. Żółto – czarni po dziesięciu meczach rundy wiosennej zainkasowali ich prawie trzy razy więcej – bo aż 18 – ale nadal nie możną twardo stąpać po ziemi w przekonaniu, że głęboki kryzys opuścił ich drużynę już na dobre. Jak na razie wielkim plusem dla Borussi jest fakt, przestała przegrywać ze wszystkimi jak leci. Cała destrukcja nie popełnia już masowo błędów w ustawieniu, a zawodnicy odpowiedzialni za strzelanie bramek wykazują ciut większą wolę walki. Zapewne nikt w klubie nie pamięta już o możliwości spadnięcia do niższej klasy rozgrywkowej. Teraz podstawowym celem dla Borussi jest ratowanie fatalnego sezonu, czyli walka o awans do Ligi Europy, bo o Lidze Mistrzów mogą jedynie pomarzyć.
W czasach świetności Borussia Dortmund znajdowała się w gronie nielicznych klubów w Europie, którego styl gry byłby tak perfekcyjnie doprecyzowany i przemyślany. Zawodnicy biegali dwa razy szybciej i więcej od rywali, grali pełnym kontr pressingiem, od razu po stracie piłki starać się o jej odbiór. Ustawienie 4-2-3-1 w pełni im to umożliwiało. Jeden z pary stoperów (Hummels) dobrze wprowadzał piłkę w drugą linię, boczni obrońcy (Schmelzer i Piszczek) biegali od flanki do flanki, a środkowy napastnik (Lewandowski) przypominał pionową ścianę, która skutecznie potrafiła się zastawić i rozegrać piłkę do boku, a i w polu karnym zawsze wiedziała, gdzie zaraz może spaść ,,bezpańska” futbolówka. To było coś w rodzaju imponującego dwa w jednym – efektowne i efektywne.
Jak się dzisiaj okazuje, Robert Lewandowski był dla Borussi bezcenny. Przeciwnicy polskiego talentu mówili otwarcie, że to raczej Dortmund potrzebny jest Lewandowskiemu, a nie Lewandowski Dortmundowi. Kiedy dzisiaj spoglądam na tabelę Bundesligi, muszę ich skrytykować, bo najwyraźniej się mylili. Co prawda możemy tylko gdybać, w jakim miejscu byłaby teraz Borussia, gdyby ,,Lewy” wciąż w niej grał, ale z całą pewnością wraz z jego odejściem skończyła się wspaniała epoka dla tego klubu. Stratę Kagawy czy choćby Goetzego można było uzupełnić stosunkowo łatwo. Napastników pokroju Polaka na świecie jest najwięcej kilku, a na nich Borussie na pewno w tym momencie nie stać.
Domniemanie, że zastąpienie Lewandowskiego może okazać się niewykonalne, Klopp przedstawiał już w okresie letnim. O ile Ramos miał być tylko zmiennikiem, to Immobile pełną gwarancją na bramkostrzelnego egzekutora. Trener Dortmundczyków już wtedy ostrzegał, że Borussie trzeba wymyślić na nowo i po kilku miesiącach można dojść do wniosku, że jednak jego słowa nie były bezpodstawne.
Wraz z nowym sezonem przyjdą i nowe oczekiwania, a wtedy od Borussi znów będzie się wymagać pazernego pościgu z Bayernem o mistrzostwo. Wydaje mi się, że bez nowego pomysłu na grę, to się nie uda. Borussia nie ma na tyle inteligentnych piłkarsko wykonawców, by realizować dawne założenia taktyczne. Zawodnicy pokroju Aubameyanga są w stanie sprawdzić się na tle ligowych średniaków, ale na arenie międzynarodowej piłkarz grający tak bezmyślnie nie sprawi żadnych problemów przeciwnikowi.
Ryzyko utkwienia w boiskowej przeciętności jest przeogromne. Obecna forma Borussi walczyć z najlepszymi nie pozwala, a jedna z desek ratunku – transfery – niczego pozytywnego do szatni nie wnoszą. Do niedawna Borussia królowała na europejskim rynku transferowym. Takie transfery jak: Lewandowski, Piszczek, Guendogan, Bender, Kagawa zadziwiały cały piłkarski świat, bo za śmieszne pieniądze Borussia stworzyła maszynę do wygrywania z największymi. Ostatnim udanym transferem Borussi – choć już nie tak tanim – to Marco Reus. Miliony wydane na Immobilego, Aubameyanga, Michitariana, Gintera czy Papastathopoulosa zakończyły się fiaskiem. Mało który klub w Bundeslidze miał w ostatnim czasie tyle do wydania co Borussia, ale jak widać, same pieniądze nie zapewniają wyników.
To wszystko pokazuje, jak trudno jest się utrzymać na trenerskim stołku w jednym klubie przez lata. Nie wystarczy, że raz wymyślisz coś genialnego. Coś genialnego musisz wymyślać co jakiś czas i to ze zmieniającymi się wykonawcami. Bez wątpienia taką umiejętność w swoim kodzie genetycznym posiadał Sir Alex Ferguson. Wielu trenerów aspirowało już do bycia Alexem swoich klubów, a Ferguson jest nadal tylko jeden. Daje to do myślenia czy takiemu Kloppowi się to uda.