Po emocjonującym meczu King Szczecin przegrywa w Warszawie. Legia mimo osłabień pokazała, że może jeszcze zaskoczyć.
Spotkanie rozpoczęło się od prowadzenia 9:4 dla Legii w czwartej minucie, ale kilka akcji później drugi faul złapał Rusłan Pateev. Podkoszowy warszawskiej drużyny usiadł na ławce. I do tej pory przeciętnie dysponowani spod kosza zawodnicy Kinga odrobili część strat. Jednak tylko na chwilę. Jeszcze w pierwszej kwarcie warszawski zespół na pięciopunktowe prowadzenie. Na boisku trwał pojedynek między wprowadzonym z ławki Jakubem Karolakiem (8 pkt w pierwszej odsłonie) i Pawłem Kikowskim.
Początkowe akcje drugiej kwarty należały do szczecinian stawianych jako faworyci spotkania. Szybkie sześć oczek graczy Kinga dało im prowadzenie 21:22. W obronie King zwracał uwagę na Pateeva wiedząc, że rosyjski podkoszowy może być dla nich zagrożeniem. W połowie prowadzenie przeszło na stronę gości, ale podejmująca walkę z wyżej notowanymi rywalami Legia utrzymywała bliski dystans do Kinga.
W trzeciej kwarcie przebieg gry był niemalże identyczny do tego co obie drużyny prezentowały w drugiej odsłonie. Przewaga szczecinian wahała się na poziomie maksymalnie czterech oczek. Legia po serii punktów zdobywanych z osobistych wyszła nawet na chwilę (48:47) na prowadzenie. W końcówce szczecinianie nie trafili kilku rzutów, a legionistom udało się trafić ważne rzuty (m.in. Nowerski) i prowadzić po trzydziestu minutach 55:53.
W czwartej kwarcie przez całą kwartę obie ekipy walczyły o każdą piłkę. Najwyższe prowadzenie to 60:63 dla Kinga w trzydziestej siódmej minucie spotkania. W ekipie Legii duże problemy z skutecznością miał Sebastian Kowalczyk. Na sto sekund do końca spotkania prowadzili jednak gospodarze. Prowadzenie w tej kwarcie przechodziło z rąk do rąk. Wielu mogło się przypomnieć mecz Legii w Gdynii, gdzie stołeczny zespół po prostu siadł w czwartej kwarcie. Po trójce Karolaka na minutę do końca legioniści prowadzili nawet 69:65. W odpowiedzi punkty zdobył Kikowski i trener warszawian wziął czas. Po długiej akcji wyprowadzony na czystą pozycję Omar Prewitt wyprowadza Legię na pięciopunktowe (72:67) prowadzenie. Graczom Kinga pozostało niespełna trzydzieści sekund. Akcja szczecińskiej ekipy okazuje się nie skuteczna. Mimo celnego (na dwa rzuty) w wykonaniu Soluade w odpowiedzi trójkę trafiają goście. Ostatnie osiem i pół sekundy wszystkim zgromadzonym się dłużyły. Ekipa Kinga ratowała się faulami. W nich brylował Jakub Karolak ustalając wynik na 75:70.
LEGIA WARSZAWA – KING SZCZECIN (21:16, 12:20, 22:17, 20:17)