3. kwietnia rozegrany został pojedynek pomiędzy drużyną Wybrzeża Gdańsk, a Stalą Rzeszów. Niestety spodziewano się innego scenariusza niż ten, który mogliśmy podziwiać na stadionie im. Zbigniewa Podleckiego.
Stal Rzeszów jechała nad morze jako lider Nice PLŻ, bowiem w pierwszym swoim meczu wygrała z Orłem Łódź. Przed spotkaniem wszyscy ostrzyli sobie zęby na zacięty i pełen rywalizacji pojedynek, jednak rzeczywistość była zupełnie inna.
Już pierwsza seria startów pokazała, że rzeszowianie nie będą mieli łatwego zadania. Mecz rozpoczął się od wygranej w stosunku 4:2 pary Jabłoński-Fajfer, rozdzielić tę parę udało się tylko Maciejowi Kuciapie. Kolejne trzy biegi to już popis w wykonaniu ekipy Grzegorza Dzikowskiego. Bieg juniorski wygrał zaskakująco Dawid Wawrzyniak, a tuż za jego plecami do mety dotarł jego partner z drużyny Dominik Kossakowski. Już na starcie posłuszeństwa odmówiła maszyna Rafała Karczmarza i Grzegorza Bassara musiał sam stawić czoła rywalom. Kolejne dwa biegi pierwszej serii kończyły się wygranymi zawodników Wybrzeża Gdańsk w stosunku 5:1. W biegu trzecim para Sundstroem-Thomsen pokonali Scotta Nichollsa i Karola Barana. Czwarty bieg był jednym z najciekawszych pojedynków tego popołudnia, zawodnicy tasowali się na swoich miejscach przez 3,5 kółka. W pewnym momencie para gości jechała nawet na 4:2 jednak na metę wpadli na dwóch ostatnich miejscach. Po pierwszej serii wynik na tablicy brzmiał 19:5. Nawet najwięksi optymiści nie pomyśleliby, że już po pierwszych czterech startach ekipa znad morza będzie mieć tak ogromną przewagę.
Druga seria startów to kompletna kompromitacja zespołu z Podkarpacia. Wszystkie biegi tej serii kończyły się wynikiem 5:1 dla drużyny gospodarzy. Goście kompletnie nie trafili ze spasowaniem sprzętu, nie mogli odnaleźć się na gdańskim torze, a rywale skrzętnie wykorzystywali ich błędy. Po tej serii tablica wyników wskazywała 34:8. Wiadomo było, że gdańszczanie na pewno zwyciężą w tym meczu, pytanie nasuwało się jedno – czy rzeszowianie podniosą się i chodź trochę zniwelują stratę?
Na otwarcie trzeciej serii sygnał do działania i przebudzenia dała rzeszowianom para Kuciapa-Baran, która zremisowała ten bieg, dojeżdżając za plecami Renata Gafurowa. Bieg dziewiąty to po raz kolejny świetna jazda pary Fajfer-Jabłoński, która pewnie pokonała parę Nicholls-Baran, 5:1. Kolejnym zawodnikiem, który próbował poderwać rzeszowian do walki był junior Rafał Karczmarz, który sensacyjnie wygrał bieg numer 10, pozostawiając w pokonanym polu skandynawską parę Wybrzeża Sundstroem-Thomsen. Bieg 11 to kolejny popis gdańszczan, para Gafurow-Fajfer pokonała parę Baran-Kuciapa 5:1, a jak się okazało był to już ostatni bieg wygrany tak wysoko przez gospodarzy. Kolejne 4 biegi kończyły się remisem. Ostateczny wynik: 62:28.
Na duże brawa zasługuje postawa gdańskich juniorów, a w szczególności Dawida Wawrzyniaka. Młody wychowanek Gniezna pokazał klasę w tym pojedynku. Przed spotkaniem nie dawano mu szans w starciu nawet z juniorami z Rzeszowa. Pokazał on lwi pazur i Grzegorz Dzikowski może być z niego bardzo dumny. Kolejnym zawodnikiem, który zasługuje na pochwałę jest niewątpliwie duńczyk Anders Thomsen. Jego szarże i ataki na rywala były bardzo przemyślane, nie odpuszczał on gazu ani na chwilę, walczył do samej kreski, co bezapelacyjnie podobało się licznie zgromadzonej publiczności. Thomsen rośnie na gwiazdora i pupilka kibiców z Gdańska. Zawodnicy z Rzeszowa w tym spotkaniu nie istnieli. Żaden z nich nie potrafił nawiązać na dłużej walki z dobrze spasowanymi gdańszczanami. Po raz kolejny kompletnie zawiódł Scott Nicholls, który miał być jednym z filarów drużyny Janusza Ślączki. Rewelacyjny w tamtym sezonie Nicklas Porsing, również pozostawia wiele do życzenia. Po tym spotkaniu zarząd jak i działacze muszą wylać na głowy zawodników kubeł zimnej wody, bo widać, iż po ostatnim wygranym spotkaniu gdzieś uciekło z nich powietrze, poczuli się oni zbyt pewnie i lekko zlekceważyli przeciwnika.
Nikt nie spodziewał się, aż tak dużej przewagi, którejś z drużyn. Przed spotkaniem wszyscy liczyli na zaciekły i piękny speedway. Rzeczywistość była jednak inna. Gdańszczanie pokazali, iż w tym sezonie są głównym z pretendentów do awansu, zaznaczyli swoją obecność i mocny, perspektywiczny skład. Grzegorz Dzikowski oraz gdańscy kibice mogą być spokojni w tym roku o żużel w Gdańsku.