Zaraz po finale krótko rozmawialiśmy z Przemysławem Zamojski. Postawa popularnego „Zamoja” w każdym meczu była nie do przecenienia.
W końcu możecie powiedzieć sobie, że się udało… Puchar jest Wasz.
Tak, dokładnie. Trochę może złym nastawieniem tu przyjeżdżaliśmy. Mieliśmy w głowach te trzy porażki. Te dwie w lidze i ta z Ciboną Zagrzeb. Zaliczyliśmy lekki kryzys. Ale byliśmy ze sobą, byliśmy razem nie tylko w szatni. Rozmawialiśmy o tym, a także że jak wyjdziemy z odpowiednią mobilizacją i nastawieniem to wygramy ten puchar. A to nam da takiego dodatkowego pozytywnego kopniaka, którego potrzebujemy.
Sam wspomniałeś o tych trzech porażkach. Były rozmowy z właścicielami i szefostwem klubu. Czy ten turniej traktowaliście jako po części odkupienie win?
Myślę, że tak. Była zmiana w składzie. Pożegnaliśmy się z Julianem Vaughem. Wszyscy wzięliśmy te słowa, tą rozmowę do siebie. Pokazaliśmy wielkie serce i zostawiliśmy naprawdę dużo zdrowia na boisku. Trzy mecze w cztery dni to jednak trochę kosztuje.
Mimo tego byliście jednym z faworytów tego turnieju. Które z tych trzech spotkań było dla Ciebie najcięższe? Patrząc na wynik końcowy i te dwadzieścia dwa punkty można pomyśleć, że Anwil wam się w ogóle nie postawił…
Po wyniku gdzieś to tak wygląda. Ale Anwil cały czas trzymał się za naszymi plecami. Ta przewaga nie była przez większość meczu jakaś bezpieczna. Musieliśmy być skoncentrowani przez całe spotkanie. Fizycznie to dał nam się bardzo we znaki ten mecz półfinałowy przeciwko Turowowi Zgorzelec. Tam mecz decydował się do ostatniej akcji, ale udało się nam zachować chłodne głowy. Łukasz Koszarek wjechał pod kosz, wyprowadził nas na prowadzenie i potem te trzy osobiste. Było po sprawie.
Każdy patrzy na puchary w klubowej gablocie, ale dla was teraz celem nadrzędnym jest obrona mistrzostwa. Kto może wg. Ciebie być kandydatem do pokrzyżowania Wam zdobycia złotych medali?
Sądzę, że na pewno Anwil. To taka ekipa, która może i stać ją na grę w finale. Bardzo solidną ekipą jest drużyna Polskiego Cukru Toruń. Liga jest jednak na tyle wyrównana, że ciężko przewidzieć kto zagra w finale. Na pewno kandydatów jest kilku.