Wtorek był niezwykle smutny dla polskiej piłki. Mistrz Polski zaprezentował się z najgorszej możliwej strony w eliminacjach Ligi Mistrzów. Możemy obwiniać wielu piłkarzy za ten wynik, a zwłaszcza Artura Rudkę. Mówiąc łagodnie, nie popisał się. Ukraiński bramkarz przyjął jednak taką falę hejtu, że żal w ogóle jego temat poruszać. Znacznie ciekawszy jest temat władz klubu, które kolejny raz wlały miliony euro do klubowej kasy i wystawiły środkowy palec europejskim rozgrywkom, a tym samym kibicom, którzy znów muszą się wstydzić i cierpieć.
Słówko o meczu Karabach Agdam – Lech Poznań i Arturze Rudko
Fikołek, jaki wykonał Lech Poznań w drugim meczu z Karabachem Agdam to naprawdę coś wyjątkowego. Zanim na zegarze wybiła 1. minuta meczu, Kolejorz prowadził już w dwumeczu 2:0 i co by nie mówić, był blisko awansu do kolejnej rundy. Wystarczyło zacisnąć zęby i walczyć, nie odpuszczać niczym Tommy Lee Jones w “Ściganym”. Mecz sam się zaczął układać i może to było największe przekleństwo. Piłkarze pomyśleli chyba “jakoś to będzie, ale na pewno damy radę”.
No i nie dali. Trzeba przyznać, że pierwsza połowa nie wyglądała źle w wykonaniu Lechitów. Nie było autobusu zastawionego pod polem karnym, a wręcz przeciwnie. Posiadanie piłki było rozłożone niemal po równo, dwa celne strzały (tylko 1 mniej od Karabachu), 3 rzuty rożne, 17 wolnych. Gdyby nie błędy w obronie, byłoby 0:1 do przerwy, a gdyby Lech był skuteczniejszy, wynik mógłby być wyższy niż jednobramkowe prowadzenie. Trochę odpłynąłem, ale z “gdyby” jakoś łatwiej przyswajać piłkarską rzeczywistość w Polsce.
Pięć minut po gwizdku rozpoczynającym drugą połowę Kolejorz wyglądał, jakby walczył o przetrwanie w końcowej fazie meczu. To był jasny znak. Sześć minut później padł gol na 3:1, ze spalonego, ale padł i został zaliczony. Wystarczyłoby, żeby Rudko nie wypluł piłki idealnie pod nogi rywali.
Czwarta bramka wpadła z kolei po strzale puszczonym między nogami. Kanał. Piąta brama dla Karabachu to dość podobna sprawa jeśli chodzi o zachowanie bramkarza. W obu sytuacjach Rudko wyglądał, jakby miał zakaz wykonywania ruchów w bramce. Generalnie, obok kibiców to największy przegrany tego meczu. 30-latek powinien tego dnia co najwyżej być w gotowości na ławce rezerwowych. W pierwszym meczu tak samo. Jak to się w ogóle stało, że Rudko pojawił się w Poznaniu?
Niespodziewana zmiana trenera i osłabienie kadry – to nie mogło się udać
Bardzo istotnym aspektem tej sprawy jest pewien fakt, o którym łatwo zapomnieć. Lech Poznań 6 czerwca został bez trenera ze względu na rezygnację Macieja Skorży. Władze klubu wiedziały już wcześniej o prawdopodobieństwie takiego scenariusza. Nie ma to jednak większego znaczenia. Utrata głównego konstruktora sukcesu, jakim było zdobycie mistrzostwa Polski na 100-lecie klubu to niepowetowana strata. Rezultat wtorkowego meczu musiał być dla niego przykrym doświadczeniem.
Osoby powiązane z klubem, na czele z rzecznikiem prasowym od razu informowały, że nowy trener musi mieć doświadczenie w Europie. Był to kluczowy warunek, który w naturalny sposób skierował wzrok poznańskiego klubu w stronę zagranicznych szkoleniowców. Obok Johna van den Broma najbardziej realnymi opcjami byli jeszcze Peter Stoeger oraz Wiktor Gonczarenko.
Jest zbyt wcześnie, aby w jakikolwiek sposób oceniać teraz Holendra, bo dla niego to też nowa i dziwna sytuacja, a czasu minęło niewiele. John van den Brom wiedział, że czeka go trudne zadanie. Zwłaszcza, że jedyne co Lech Poznań zrobił od momentu otwarcia okna transferowego to osłabił swoją jakość. Zgodnie z wieloletnią, stale kultywowaną tradycją.
Pedro Tiba i van der Hart nie dostali nowych kontraktów, a Jan Sykora, Karlo Muhar i Jakub Kamiński zostali sprzedani. Do klubowej klasy za sprzedaż ostatniego z nich wpłynęło na pewno kilka milionów euro. Cała kwota transferu wynosi 10 mln euro. Nie wiadomo za ile sprzedano Sykorę i Muhara. Ile poszło w drugą stronę, spytacie. Zawrotne 900 tysięcy euro.
Lech, dla którego awans do II rundy eliminacji LM był absolutnym minimum w celu wykorzystania mistrzowskiego tytułu, nie wydał na wzmocnienie składu przed tym dwumeczem nawet miliona euro. Co ciekawe, od początku sezonu 2016/2017 Lech zarobił 50,38 mln euro. W tym samym czasie na wydatki transferowe wydał 10,51 mln euro.
Transferowy bilans finansów Lecha i Legii od sezonu 2016/2017 do 14.07.2022:
Być może dlatego w tym czasie Legia cztery razy sięgnęła po tytuł mistrza Polski i zdążyła zagrać w fazie grupowej Ligi Europy oraz Ligi Mistrzów, a Lech zdobył jedno mistrzostwo i tylko raz zagrał w grupie Ligi Europy? Całkiem możliwe, ma to sens.
Żeby jednak nie było tak smutno, trzeba oddać, że minimalizm potrafi też przynosić dobre efekty, ale oczywiście do pewnego momentu (czyt. polskiego podwórka). Firma Grant Thorton Poland sprawdziła najbardziej efektywne letnie transfery Ekstraklasy dokonane rok temu. Według przyjętego sposobu liczenia okazało się, że dwa pierwsze miejsca na podium zajmują Joel Pereira oraz Pedro Rebocho. Warto też spojrzeć na liczby Damiana Kądziora, którego Lech mógł i powinien kupić, ale tego nie zrobił.
Ponadto w najlepszej “transferowej jedenastce” znalazło się aż 3 piłkarzy Lecha Poznań, najwięcej ze wszystkich klubów PKO BP Ekstraklasy. Oprócz wspomnianego Joela i Rebocho jest jeszcze Dawid Kownacki, którego transfer Lech też odpuścił, bo “kasa misiu, kasa”.
Więcej danych w pełnym raporcie Grant Thornton.
Artur Rudko pierwszym wzmocnieniem Lecha w nowym sezonie
Pierwszym bohaterem letniego transferu na ul. Bułgarskiej został właśnie Artur Rudko. Byłego piłkarza Dynama Kijów wypożyczono na jeden sezon z opcją przedłużenia z Metalista Charków. Rudko do Polski przybył jednak z Cypru, gdzie rozegrał trzy ostatnie sezony.
Nie bez przyczyny porównywałem dane za transfery Lecha i Legii od sezonu 2016/2017 – to w tym sezonie Rudko zaliczył 5 występów w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Dwukrotnie zagrał przeciwko Besiktasowi Stambuł oraz Benfice Lizbona i raz przeciwko Napoli. Tutaj łatwo wpaść w pułapkę, bo wiadomo, 5 spotkań w najlepszej lidze świata już robi pewne wrażenie. Władze Lecha najpewniej wpadły w tę pułapkę, która zdawała się być okazją. Idealnie skrojoną na ten moment. Doświadczenie w Europie? Jest. Brak opłaty transferowej? Jest.
— Artur Rudko jest już doświadczonym bramkarzem, zaliczył występy w Lidze Mistrzów z Dynamem Kijów. Ostatnie trzy lata spędził na Cyprze w Pafos, regularnie broniąc, zachowując wielokrotnie czystego konto. Charakteryzuje się przede wszystkim bardzo dobrą posturą, dobrze gra na linii, bardzo dobrze na przed polu, a także bardzo dobrze współpracuje z linią obrony, niezła gra nogami. Liczymy, że będzie kompletnym bramkarzem — bardzo nieśmiesznie brzmią dziś te słowa Tomasza Rząsy.
Wystarczy nieco głębiej wejść w statystyki Artura Rudki, aby zobaczyć, jak jest naprawdę. Ukrainiec do końca sezonu 2012/2013 grał wyłącznie w drugiej drużynie Dynama Kijów i to nawet nie w połowie wszystkich możliwych spotkań.
W następnym sezonie pojawiał się na ławce pierwszej drużyny, ale zagrał tylko jeden mecz w zespole rezerwowym. Sezon 2014/2015 zakończył bez żadnego meczu, a w kolejnym zagrał już 16 ligowych spotkań, w których wpuścił 26 goli i tylko 2 razy zachował czyste konto. Wszystkie mecze z wyjątkiem jednego rozegrał jednak w Gowerle Użgorod, które przez cały sezon walczyło o utrzymanie. W jednym z meczów otrzymał nawet czerwoną kartkę.
Powrót do Dynama, występy w Lidze Mistrzów i dwa sezony bez gry
Kampanię 2016/2017 Artur zapamięta pewnie do końca życia, bo to piękna historia. Sezon zaczął się dla niego niemalże standardowo – bez gry. Bramkarzem numer 1 w Dynamie i jednocześnie kapitanem drużyny był 41-letni Ołeksandr Szowkowski, 92-krotny reprezentant Ukrainy. W każdym meczu rozgrywał pełne 90. minut, ale nagle po starciu z Napoli w LM i ligowej potyczce z Zarią Ługańsk siada na ławce, a potem znika z kadry meczowej i kończy karierę.
Wtedy Rudko wszedł do gry – 19 razy pod rząd znalazł się w wyjściowym składzie, a pięć z tych spotkań było pojedynkami w Lidze Mistrzów. Łącznie zagrał w 24 razy, wpuścił 25 bramek i 7 razy zachował czyste konto.
Po tym fantastycznym czasie był niestety powrót do normy i to taki przerażający. Rudko przez dwa sezony rozegrał tylko 3 spotkania. Najczęściej nie było go nawet w kadrze meczowej. Jego piłkarska codzienność zmieniła się, gdy zawitał w cypryjskim Pafos trzy lata temu.
Rozegrał tam 90 spotkań i aż 33 razy zachował czyste konto. I faktycznie, to może robić wrażenie, ale na kibicu, który ogląda mecz w TV, gdy gra reprezentacja Polski. 30-latek zrobił te liczby w Pafos! Jeśli nie wiecie to Pafos jest typowym średniakiem ligi cypryjskiej, który powstał w 2014 roku. Jedynym pucharowym osiągnięciem tego klubu jest II runda krajowego turnieju. Co też ważne, w ciągu tych 90 meczów dwukrotnie zobaczył czerwoną kartkę, a łącznie we wszystkim meczach trzy.
Bilans wszystkich spotkań Artura Rudki w karierze:
Dla wyjaśnienia:
– Protathlima Cyta = I liga Cypru
– Persza Liga = II liga Ukrainy
– Premier Liha = I liga Ukrainy
Mnóstwo osób zwraca dziś uwagę, że Lech mógł mieć za 200 tys. euro Frantiska Placha. Nie wydaje mi się, żeby to również był bramkarz odpowiedni dla Lecha. Aczkolwiek jego statystyki pod kątem czystych kont, na które tak bardzo zwrócił uwagę Tomasz Rząsa, wyglądają zauważalnie lepiej – 37,37% do 28,72% Rudki.
“Panie, kto to Panu tak spier*****?” – można by zapytać kibica Lecha Poznań
Pal licho, że liga cypryjska jest o 7 pozycji wyżej w rankingu krajowym UEFA. Od sezonu 2020/2021 Polska zyskuje więcej punktów niż Cypr. Gdzie tu logika, gdzie tu sens? Panie Tomaszu, Panie Dariuszu, Panie Piotrze – naprawdę wierzyliście, że ten bramkarz jest właściwą osobą na pozycję bramkarza w drużynie Mistrza Polski? Jeśli każdy z Was odpowiedziałby sobie twierdząco na takie pytanie, to znak, że Lech potrzebuje istotnego wzmocnienia w pionie sportowym. Kogoś, kto potrafi realnie ocenić piłkarzy i ich wartość, jaką mogą wnieść do drużyny.
Cała powyższa analiza dotychczasowej kariery Rudki jasno sugeruje, że niestety nie jest to materiał na pierwszego bramkarza mistrza Polski, który walczy o Ligę Mistrzów. Kiedyś przez przypadek wystąpił w 5 meczach fazy grupowej tych rozgrywek i nawet nieźle się zaprezentował, ale to było sześć lat temu. Zupełnie inny klub, zupełnie inna sytuacja.
Każdy znający się nieco na piłce nożnej wie, że bramkarz jest jedną z ważniejszych, o ile nie najważniejszą osobą na boisku. Od jego pewności, umiejętności, chłodnej głowy i mądrego wspierania kolegów zależy pewność pozostałych dziesięciu piłkarzy na boisku. Rzadko kiedy, o ile w ogóle, jest na odwrót. W rewanżu z Karabachem doskonale było widać tę zależność po drugiej straconej bramce.
Biorąc to wszystko pod uwagę – dlaczego stwierdzono, że nowy trener musi mieć duże doświadczenie w Europie, a bramkarz może być pierwszym lepszym gościem? Trener jest tylko człowiekiem, który może co najwyżej ułożyć klocki, do których ma dostęp. Być może warto, aby w końcu przedstawić kibicom, jaki motyw kryje się za taką niechęcią do wzmacniania zespołu? Wszyscy oszczędzą sobie takich zawodów, jak po rewanżu z Karabachem. O co tu chodzi?
Mam duże wątpliwości co do awansu Kolejorza do fazy grupowej Ligi Konferencji. Realne szanse są na to bardzo duże, ale boję się, że minimalizm zarządu jak wirus przejdzie na nowego trenera i piłkarzy, a konsekwencją będzie nieszczęśliwie zakończona nerwówka z jakimś słabym rywalem. Oby tak nie było i obyśmy zobaczyli co najmniej dwie drużyny w tych rozgrywkach.
Kompromitujące towarzystwo Lecha Poznań. Ile warci są inni przegrani?
Rutkowscy i Rząsa muszą idejsc