Rafał Juć, zaledwie jako młody student otrzymał miano najmłodszego w historii skauta NBA , a zarazem jedynego Polaka, któremu udało się dostać posadę na tym stanowisku. Pracuje dla zespołu Denver Nuggets, gdzie wyszukuje i obserwuje młode talenty, głównie z Europy, które w przyszłości będą mogły występować na najlepszych parkietach świata. Dla klubu z Kolorado pracuje już trzeci sezon, a władze postanowiły, aby ich współpraca trwała dalej. Dzięki Polakowi, do NBA trafiło już kilku wartościowych graczy z Europy m.in. Jusuf Nurkić, czy Nikola Jokić. A co sądzi o swojej pracy i jak udało mu się ją dostać? Zapraszamy do przeczytania rozmowy z Rafałem Juciem, który już za chwilę rozpocznie swój kolejny sezon w NBA.
I KWARTA – początek
Natalia Domańska: Rafał,może rozpocznijmy od tego jak w ogóle rozpoczęła się Twoja przygoda z koszykówką? Dlaczego nie np. piłka nożna, którą trenowałeś przecież jako dziecko?
Rafał Juć: Od dziecka sport odgrywał ważną część mojego życia. Moi rodzice od
najmłodszych lat uświadamiali mi, jak i mojej młodszej siostrze jak
ważny jest rozwój poprzez ruch. Za sprawą mojego taty, zresztą
zapalonego piłkarza, zacząłem od uprawiania piłki. Popularna „kopana”
to najbardziej popularny i najłatwiejszy do uprawiania sport,
wystarczy przecież piłka i kilku kolegów. Próbowałem też innych
dyscyplin, choćby tenis, ping pong czy pływanie, ale gdy przy mojej
szkole podstawowej powstało nowe boisko do koszykówki, ten sport
pochłonął mnie do tego stopnia, że wstawałem wcześnie rano żeby pograć
przed szkołą. Akurat w tym czasie w moim domu pojawił się Canal Plus
Sport i mogłem podziwiać NBA na bieżąco co tylko pogłębiło moją
fascynacje koszykówką.
ND: Można powiedzieć, iż pomimo bardzo młodego wieku, masz bardzo bogate
CV, dlaczego akurat skauting wybrałeś na swoją życiową ścieżkę? Kiedy
narodził się pomysł, że to właśnie jest coś co pozwoli Ci się
spełniać?
RJ: Od młodego wieku wiedziałem, że nie mam szans na profesjonalną
karierę, więc w porównaniu z moimi rówieśnikami dość szybko zacząłem
szukać dla siebie innych ścieżek rozwoju. Nie wyobrażałem sobie życia
bez koszykówki. Próbowałem różnych opcji, trenerki, sędziowania, przez
chwilę byłem dziennikarzem. Przełomem w mojej karierze było nawiązanie
współpracy z Polskim Związkiem Koszykówki. Zacząłem podróżować po
całej Europie na różnego rodzaju turnieje i tam miałem szczęście
poznać wielu życzliwych ludzi. Szczerze mówiąc na początku nawet nie
wiedziałem na czym polega praca skauta. Mnie od zawsze jednak
interesowała koszykówka, sam zastanawiałem się dlaczego niektórzy
gracze przebijają się z juniora do seniora, a niektórzy nie. Gdy
dowiedziałem się, że są ludzie, którzy robią to zawodowo, a przy
okazji podróżują, uczą się obcych języków i poznają ciekawych ludzi,
to postawiłem sobie za cel pozostanie skautem. Co prawda dałem sobie
czas do 30 roku życia, ale udało się dużo wcześniej.
ND: Swoją działalność rozpoczynałeś pracując dla Eurohopes, czy można to
uznać za początek twojej, powiedzmy sobie szczerze, wielkiej kariery?
RJ: Praca dla Eurohopes to niezwykle ważny etap mojej kariery. Jako
nastolatek miałem okazję pracować z Pere Capdevilą byłym koszykarzem i
generalnym menedżerem Manresy, drużyny ACB, a także Marti Artigasem,
obecnie skautem Orlando Magic, a niegdyś pracownikiem i skautem
hiszpańskich klubów. To oni dali mi podstawy, nauczyli warsztatu i
uruchomili wiele cennych kontaktów, za co jestem im do dziś
niesamowicie wdzięczny.
ND: Młody i średnio doświadczony chłopak, nie rozpoznawalny w środowisku,
jak udało Ci się przebić i wkroczyć w szersze kręgi? Jak początkowo
odbierało cię grono działaczy, trenerów, zawodników, czy też innych
skautów?
RJ: Moje początki na pewno nie należy do najłatwiejszych. Nie ma co
ukrywać, że ze względu na mój wiek wiele osób nie brało mnie na
poważnie. Zresztą mi samemu nie było łatwo się przestawić. Przecież do
niedawna byłem kibicem, a teraz pracuję z ludźmi od których kiedyś
brałem autografy czy prosiłem o zdjęcia. Na pewno moje doświadczenie
dziennikarskie pomogło, jako reporter Polskiej Ligi Koszykówki miałem
okazję poznać wielu zawodników i trenerów, w związku z czym było mi
dużo łatwiej dotrzeć do pewnych informacji. Muszę przyznać, że byłem
zaskoczony jak życzliwi byli trenerzy, działacze czy inny skauci
względem mojej osoby.
ND: Twój pierwszy raport napisałeś o Łukaszu Bonarku i Aleksandrze
Machowskim, dotarł do naprawdę szerokiej grupy ludzi z branży z jakim
spotkał się odzewem?
RJ: Dziś gdy wspominam mój pierwszy raport skautingowy to wybucham
śmiechem, ale każdy miał jakieś początki i nie należy się ich
wstydzić, tylko doceniać jaki osiągnęło się postęp w swojej profesji.
Prawda jest taka, że po jednym z turniejów młodzieżowych gdzie miałem
okazję z bliska podejrzeć warsztat skautów NBA, postanowiłem wybrać
się na najbliższy mecz koszykówki w mojej okolicy by stworzyć raport
skautingowy. Pojechałem do Pruszkowa, oczywiście wyposażony w notatnik
i długopis. Pamiętam, że przygotowywałem tę analizę kilka dni,
chciałem żeby wyglądała jak najlepiej, również od strony graficznej.
Później wysłałem ten raport do wszystkich osób z branży jakie znałem –
skautów, trenerów, działaczy, agentów. Większość z nich odpowiedziała
w sposób profesjonalny, dzieląc się materiałami, linkami do artykułów
i różnymi sugestiami.
ND: Jak wiadomo świat skautingu, to głównie szeroka sieć kontaktów, jak
Tobie udało się zbudować swoją?
Skauting w głównej mierze to ciągłe zdobywanie informacji, śledzenie
rynku, wyników, transferów. Kluczem jest więc ogromna siatka zaufanych
kontaktów. W dzisiejszych czasach samo dotarcie do informacji nie jest
już tak trudne, liczy się odpowiednia selekcja i umiejętność zdobycia
rzetelnych materiałów. Tak jak mówiłem wcześniej doświadczenie jako
dziennikarz nauczyło mnie rzetelności, wydobywania informacji, sposobu
rozmawiania z zawodnikami i trenerami. Z czasem było tylko łatwiej.
Praca w NBA daje mi dostęp do wszystkich klubów europejskich, a
dodatkowo pracując z reprezentacją Polski tylko powiększam moją siatkę
kontaktów.
II KWARTA-rozwój
ND: Pobyt na NIKE HOOP SUMMIT, był chyba najbardziej przełomowym etapem w Twojej karierze. Jak to się stało, że się tam pojawiłeś, skoro jako
jedyny z tam obecnych nie pracowałeś jeszcze dla NBA?
RJ: Pobyt w Portland na meczu Hoop Summit to bez dwóch zdań najbardziej
przełomowy moment w mojej karierze. To jak do tego doszło to historia
na dobry film. Jeszcze jako pracownik agencji Eurohopes udałem się na
Litwę na turniej młodzieżowej euroligi. Po 12 godzinach oglądania
meczów zostałem zaproszony na oficjalną kolację dla wszystkich VIPów
obecnych na tym turnieju. Było tam wielu pracowników NBA. Nie miałem
samochodu, więc pojawiłem się tam nieco spóźniony. Nie byłem jeszcze
znany w środowisku, więc kilku bardziej doświadczonych kolegów z
branży zdziwiło się kim ja jestem, ten młody, niepozornie wyglądający
nastolatek. Miałem takie szczęście, że wstawił się za mną Yarone
Arbel, skaut New Orleans Pelicans. Wtedy wstał Rich Sheubrooks,
uważany za ojca skautingu, organizator meczu Nike Hoop Summit, starcia
najlepszych nastoletnich Amerykanów z resztą świata i powiedział:
„jeśli jesteś taki dobry to powiedz mi jakich zawodników z Europy chcę
zaprosić w tym roku na mecz, a ja się tobą zajmę. Masz 1 minutę”. Mnie
aż zatkało, nie mogłem wykrztusić słowa. Rich tylko przypomniał:
„zostało ci 45 sekund”, a ja zacząłem rzucać nazwiskami. Po chwili
Rich usiadł w podziwie, powiedział tylko: „siadaj chłopcze, nie wiem
jak to zrobiłeś, ale trafiłeś wszystkie nazwiska”. Po czym dał mi
wizytówkę i kazał przyjść do jego hotelu następnego dnia. Zjedliśmy
razem lunch, Rich zabrał mnie na mecz i dał wiele wskazówek, a
niedługo później wysłał zaproszenie do USA.
ND: To właśnie tam udało Ci się poznać Timma Conelly’ego, czyli Twojego
obecnego szefa, czemu to Tobie dał szansę?
RJ: Spotkanie z moim obecnym szefem, Timem Connelly, było nieco
przypadkowe. Nasz wspólny znajomy Yarone Arbel już wcześniej
poinformował mnie, że Tim również będzie w Portland i warto żebym go
poznał. Spotkałem go przypadkowo w hali, porozmawialiśmy, wymieniliśmy
się numerami telefonu i od tego czasu byliśmy w kontakcie, ale trudno
było przewidzieć, że 2 lata później Tim zostanie szefem Denver Nuggets
i będzie potrzebował skauta na Europe. Jestem mu bardzo wdzięczny że
dał mi szansę, bo w momencie kiedy zostałem zatrudniony miałem tylko
21 lat i zostałem najmłodszym skautem w historii NBA.
III KWARTA – szansa
ND: Jest 17 lipca 2013 roku,przebywasz wtedy w Tallinie na ME U20, a wtedy
dzwoni Twój prawdopodobnie jeden z najważniejszych telefonów życia, co
się dzieje dalej?
RJ: Pamiętam ten dzień jak dzisiaj, właśnie oglądałem kolejny mecz
mistrzostw Europy do lat 20, kiedy na wyświetlaczu telefonu pojawił
się amerykański numer. Miałem nie odbierać, bo trwał mecz, ale szybko
wyszedłem z hali. Okazało się, że dzwoni Arturas Karnisovas, legenda
europejskiej koszykówki, który właśnie został asystentem generalnego
menedżera w Nuggets. Zaprosił mnie do wzięcia udziału na skauta
Nuggets na Europe. Wkrótce wysłał e-mail. Musiałem przygotować
niezwykle szczegółową aplikację, m.in. referencję od ludzi z branży,
moją filozofię skautingu, rankingi młodzieżowych zawodników,
odpowiedzieć na wiele pytań, dołączyć przykładowe raporty. Pamiętam,
że wróciłem do hotelu po meczach i przez całą noc pracowałem po czym
praktycznie bez snu wybrałem się na kolejny dzień oglądania
mistrzostw.
ND: Poza Tobą w konkursie na stanowisko skauta Denver Nuggets, brały
udział jeszcze trzy inne osoby, jednak wybrali właśnie Ciebie, jak
wyglądała Twoja aplikacja, że wybór okazał się dla nich oczywisty?
RJ: Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że dostanę te pracę, zwłaszcza
że rywalizowałem z bardziej doświadczonymi ludźmi, m.in. byłymi
zawodnikami NBA czy skautami z doświadczeniem z pracy w mocnych
europejskich ligach. Tym większe było moje zaskoczenie gdy Arturas
poinformował mnie, że moja aplikacja przypadła mu najbardziej do
gustu. Co prawda nigdy nie pytałem „dlaczego ja”, aczkolwiek Arturas
wspominał, że spodobał mu się mój entuzjazm, znajomość języków obcych,
chęć podjęcia wyzwania, a do tego był pod wrażeniem referencji
wystawionych przez innych kolegów z branży.
ND: Jak wygląda praca dla klubu NBA? (chodzi głównie o to ile czasu
spędzasz w rozjazdach ; USA – siedzibie klubu ; ile podróżując po
Europie, a ile rzeczywiście masz czasu na odpoczynek, taki typowy
przekrój roku)
RJ: Z szacunku dla ludzi, którzy pracują fizycznie, ja swoją pracę nazywam
stylem życia. To przede wszystkim pasja. Pasja za którą dostaję
pieniądze. Jako skaut nie mam jasno określonych godzin pracy, muszę
być aktywny 24/7. Kiedy jestem w domu to oglądam 2-3 mecze dziennie,
wykonuje wiele telefonów, śledzę rynek. Przeciętnie spędzam blisko 150
dni w trasie podróżując po Europie i oglądając młode talenty.
Dodatkowo 2, 3 razy w ciągu roku lecę do Denver żeby być blisko
drużyny. W październiku zawsze mamy spotkania przedsezonowe, gdzie
prezentuję listę graczy, których będziemy śledzić w danym roku,
natomiast w czerwcu wchodzimy już w ostatnią fazę przygotowań, kiedy
zapraszamy poszczególnych graczy na wizyty w Denver i sprawdzamy ich
mentalność oraz warunki fizyczne. Ze względu na tryb życia nie mam
zbyt wiele czasu na życie prywatne, ale mam szczęście, że mam
świetnych przyjaciół, wszyscy to fani koszykówki i rozumieją mój styl
życia.
IV KWARTA – NBA i co jeszcze?
ND: Pomimo pracy dla Denver, zajmujesz się także skautingiem dla
reprezentacji Polski, nie masz problemu z godzeniem tylu obowiązków?
Jak wygląda praca dla reprezentacji i czym różni się od pracy w NBA?
RJ: Praca dla Nuggets i współpraca z reprezentacją Polski de facto się
uzupełniają. Moi szefowie z Denver mocno popierają moją aktywność w
sztabie trenera Mike’a Taylora, to świetne doświadczenie, które
pozwala mi się uczyć koszykówki z innej perspektywy. W trakcie sezonu
z ramienia Nuggets śledzę młode talenty i staram się przewidzieć kto z
nich ma szansę na grę w NBA, zaś jako skaut reprezentacji Polski
jestem odpowiedzialny za zebranie materiałów na temat naszych rywali,
skauting poszczególnych graczy, ale i systemu gry. W tym roku w
trakcie przygotowań miałem okazję obejrzeć wszystkich naszych rywali
na żywo. Tak kompleksowe działanie i dbałość o szczegóły pokazuje nie
tylko profesjonalizm trenera Mike’a Taylora ale i to, że Polski
Związek Koszykówki to profesjonalna organizacja, która zapewnia nam
wszystkie narzędzia do osiągnięcia sukcesu.
ND: Za nami udane eliminacje do EuroBasketu, na czym głównie skupi się
kadra w przygotowaniach do turnieju finałowego?
RJ: Tegoroczne kwalifikacje zdecydowanie należy uznać za udane.
Osiągnęliśmy nasz cel czyli awans na EuroBasket, a przecież brakowało
wielu graczy, zwłaszcza w formacji podkoszowej. Należy cieszyć się z
kontynuacji pracy, widać że zawodnicy dobrze czują się w systemie
trenera Taylora. Do tego swoje robi atmosfera, wszyscy chcą
przyjeżdżać na zgrupowanie, a jeszcze kilka lat temu wcale nie było to
normą.
DOGRYWKA
ND: W ostatnich latach wielu młodych koszykarzy, wybrało naukę i grę USA,
dlaczego młode talenty wyjeżdżają za ocean?
RJ: Coraz więcej, nie tylko polskich, zawodników z Europy decyduje się na
wyjazd do USA. NCAA to świetna sytuacja dla tych, którzy chcą pogodzić
studia wraz z grą w koszykówkę. Ja uważam, że ścieżka każdego
zawodnika jest inna. Są zawodnicy, którym wyjazd do USA może dać
wiele, mam tu na myśli przede wszystkim graczy wysokich. Nie dość, że
na ich pozycjach konkurencja jest mniejsza, to jeszcze system
amerykański oferuje świetne wsparcie jeśli chodzi o pracę
motoryczno-atletyczną. Kierując się wyborem dalszej ścieżki rozwoju
młodzi zawodnicy i ich rodzice powinni zwracać uwagę na osobę trenera,
konkurencję na danej pozycji oraz możliwość rozwoju, niestety zbyt
często pierwszym kryterium wyboru są korzyści materialne.
ND: Początek Twojej kariery skupiał się głównie na kadrach młodzieżowych,
czy w Polsce dostrzegasz potencjały na miarę NBA?
RJ: Szkolenie w Polsce idzie w naprawdę dobrym kierunku. Powstało kilka
silnych ośrodków, które kompleksowo stawiają na młodzież. Rozmawiając
z trenerami młodzieżowymi ciągle słyszę, że największym problemem jest
selekcja. A to klucz. Jesteśmy w takim momencie, że siatkówka czy
nawet piłka ręczna, są bardziej popularne w naszym kraju i zabierają
podobny „materiał” genetyczny, czyli wysokich, sprawnych chłopców,
którzy też mieliby szansę na sukcesy w koszykówce.
ND: Na koniec takie osobiste pytanie, jakie są Twoje marzenia i plany na przyszłość?
RJ: Jeśli chodzi o moje cele i marzenia, to przede wszystkim skupiam się
na tegorocznym drafcie. Dotychczas zawodnicy, których rekomendowałem –
Jusuf Nurkic, Nikola Jokic, Joffrey Lauvergne – świetnie się
sprawdzali. W tym roku będziemy mieć nawet cztery wybory w drafcie,
więc muszę być dobrze przygotowany. Staram się rozwijać, nie osiadam
na laurach, nadal odbywam staże, chętnie słucham bardziej
doświadczonych kolegów z branży. Chciałbym pracować jak najdłużej dla
Nuggets i doświadczyć sukcesów tej drużyny. Przenosząc się już daleko
w przyszłość, fajnie byłoby kiedyś zawodowo wrócić do Polski. Ciągle
mieszkam w Warszawie, to moje miasto, w sezonie śledzę Polską Ligę
Koszykówki, bo jestem przecież komentatorem Polsatu Sport.