Trzy weekendy z Pucharem Świata w roli głównej za nami. Szanujący się statystyk zwróciłby uwagę, że dane, jakie mamy z pierwszych pucharowych konkursów, są skrajnie rozchwiane przez czynniki zewnętrzne. Co za tym idzie, nie należy ich brać za istotne i tym samym nie powinniśmy wysuwać żadnych wniosków. Ja na całe szczęście szanującym się statystykiem nie jestem. Pozwolę sobie zatem co nieco wyciągnąć z mglistego obrazu, jaki zaserwował nam Puchar Świata w pierwszych tygodniach.
Na tych, którzy liczyli, że będziemy w tym tekście pastwić się nad naszymi skoczkami, czeka spore rozczarowanie. Jeśli kogoś nagli czas i wie, że nie doczyta, do końca tekstu to pozwolę sobie już w tym momencie zaserwować główną myśl. Mianowicie, powinno być lepiej, ale nie jest źle. A na pewno już nie jest tak źle jak za schyłkowej ery Łukasz Kruczka. W ostatnich latach nasza kadra nas wyraźnie rozpuściła i chyba tym są spowodowane co poniektóre dramatyczne komentarze na forach internetowych.
Po pierwsze zadajmy sobie trud przypomnienia, jak źle bywało. W ostatnim sezonie spod znaku Łukasza Kruczka zanotowaliśmy w sumie jedno podium przez cały Puchar Świata, a najwyżej sklasyfikowany w generalce Kamil Stoch zajął w niej 22. miejsce. W tym sezonie mamy już dwa podia i dwóch Polaków w czołowej dziesiątce. No więc tak słabo, jak przy końcu kadencji Kruczka nie jest.
Nie znaczy to jednak, że mamy szczególne powody do radości. To, co rzuca się po pierwsze w oczy to spora nieregularność w poczynaniach naszych zawodników. Nie stać ich na dwa równe i dobre skoki, a biorąc pod uwagę, co się dzieje na treningach i w kwalifikacjach otrzymamy obraz skrajnie rozjeżdżających się kolejnych prób. I nie da się tego w 100% zgonić na przygody z wiatrem w tym sezonie.
Nie da się też przejść zupełnie obojętnym wobec wyników zaplecza naszej kadry w Pucharze Kontynentalnym. Jednym z głównych oczekiwań kibiców na ten sezon było zacieśnienie współpracy kadry A z kadrą B. Miało to przełożyć się na transfery skoczków z zaplecza do elity. Natomiast w inaugurującym sezon weekendzie spod znaku PK nasi zawodnicy mieli ogromny problem meldować się w „30”. W sobotę uczynił to jeden skoczek, a w niedzielę dwóch. Przy czym najlepsza lokata, to 15. miejsce Olka Zniszczoła. I to już są wyniki znacznie poniżej oczekiwań.
I jeszcze jedno. Te nieszczęsne buty. Czas chyba zacząć kończyć każdy mój tekst o polskich skoczkach słowami: ”A ponadto uważam, że temat butów polskich skoczków przed sezonem to jeden, wielki absurd”, nawiązując tym samym to Kato Starszego. Nie wypada tego zapomnieć Panu Tajnerowi. Czy Pan Prezes byłby łaskaw zacząć nieco dawkować swoje teorie w mediach i nie zalewać nas faktami niemającymi pokrycia w rzeczywistości?
Nie spodziewam się, żeby do Engelbergu coś drastycznie zmieniło się w poczynaniach naszych zawodników na korzyść bądź niekorzyść. Chwila przerwy świątecznej może spowodować, że inny zespół pojedzie na Turniej Czterech Skoczni, ale do tego momentu pewnie nie zobaczymy ani zmian kadrowych, ani w wynikach sportowych. Najważniejsze teraz, żeby kadra Michalowi Dolezalowi nie wymknęła się mentalnie. Nietęgie miny naszych skoczków z ostatnich dni mogą być zwiastunem nikomu niepotrzebnego obniżenia morale…