PGE Skra Bełchatów chciała odbudować morale po ostatnim słabszym okresie w Pluslidze, udając się do Ankary. Do awansu podopieczni trenera Falaski potrzebowali jedynie punktu w meczu z Ziraatem Bankasi Ankara. Co prawda bełchatowianie mecz przegrali, jednak cel został osiągnięty. W kolejnej fazie rozgrywek zmierzą się z Zenitem Kazań, który gładko pokonał LOTOS Trefl Gdańsk 3:0.
Do składu po przerwie spowodowanej kontuzją wrócił atakujący Skry, Mariusz Wlazły. Co prawda, już w pierwszym ataku zatrzymany został blokiem, jednak jak zdążył nas do tego przyzwyczaić szybko otrząsnął się po chwilowej niemocy. Na początku inauguracyjnej partii gra toczyła się punkt za punkt. Na pierwszą przerwę techniczną po błędzie w zagrywce bełchatowian schodzili gospodarze (8:7). Obie ekipy doskonale grały w obronie. Na ataku w drużynie z Ankary szalał Joeren (12:11). Przełamanie nastąpiło, kiedy na zagrywce pojawił się Wrona, bełchatowianom udało się odskoczyć na 3 punkty (16:13). Od tego momentu podopieczni trenera Falaski zaczęli prowadzić grę. Kiedy sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli o pierwszą przerwę poprosił trener Benitez (17:14). Jego drużyna zaczęła popełniać dużo więcej błędów własnych. Na ataku w bełchatowskiej drużynie rozszalał się Wlazły i Marechal, Lisiniac dołożył punktową zagrywkę (20:16). Podopieczni trenera Falaski nie dali sobie wydrzeć przewagi (25:20).
Łudząco podobnie rozpoczęła się druga partia, gra od samego początku toczyła się punkt za punkt. Jednak tym razem bełchatowianom szybciej udało się uciec na trzy „oczka” (7:4). Gospodarze doskonale grali w obronie, jednak nie byli w stanie przebić się przez blok bełchatowian, którym dopisywało również szczęście. Kiedy kolejny raz pojawił się na zagrywce Wrona podopieczni trenera Beniteza znowu zaczęli tracić punkty seriami (10:5). Niestety również w szeregi żółto-czarnych wkradła się nerwowość, najpierw w aut zaatakował Marechal, żeby później blokiem zatrzymany został Wlazły (10:7). Chwilowe roztargnienie zostało jednak szybko opanowane. Bełchatowianie spacerkiem zmierzali po wygraną w drugim secie, rozbijając drużynę z Ankary (16:9). W końcówce partii wychodziło im wszystko, nawet jeśli ich atak został podbity, to rywale po błędzie własnym oddawali im punkt (21:12). Na lidera bełchatowskiej drużyny w dzisiejszym meczu wyrastał Marechal. Awans do kolejnej fazy Ligi Mistrzów zapewnił skuteczny atak ze środka (25:13).
Do przewidzenia było, że po wygranych dwóch setach zmagający się z kontuzjami i problemami kadrowymi zespół z Bełchatowa pojawi się w odmienionym składzie. Na boisku pozostał co prawda Wlazły, jednak opuścił je Uriarte, Marechal, Conte, Lisiniac, Wrona i Piechocki. Nie przeszkodziło to jednak podopiecznym trenera Falski w wypracowaniu sobie już na początku zapasu punktowego (4:2). Na pierwszą przerwę techniczną głównie dzięki doskonałej grze blokiem schodzili żółto-czarni (8:4). Po powrocie na boisko dobry moment gry odnotowali gospodarze, którym udało się odrobić trzy punkty (9:7). W drużynie z Bełchatowa chwilowe problemy w przyjęciu miał Stanković, w antenkę zaatakował Rodriguez (14:12). Po drugiej przerwie technicznej to gospodarze grali pewniej, zatrzymany blokiem został Wlazły (17:17). Od tego momentu gra toczyła się punkt za punkt. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. W końcówce źle serwowali i przyjmowali bełchatowianie, punktem bezpośrednio z zagrywki popisał się Nilsson (22:22). W końcówce pecha miał Wlazły, najpierw przy pierwszej piłce meczowej nadepnął linię końcową, a później jego atak został podbity (24:24). Ostatecznie blok gospodarzy właśnie na wspomnianym Wlazłym dał im wygraną w trzeciej partii (28:26).
Początek czwartej odsłony należał do gospodarzy. W drużynie z Bełchatowa już na początku błędy popełnili Janusz i Stanković (4:1). Do wyrównania udało się doprowadzić dzięki zagrywce Stankovicia. Tuż przed drugą przerwą techniczną słabą dyspozycję dnia pokazał Rodriguez, który kolejny raz źle przyjmował (8:6). Chwilowy zapał gospodarzy ostudził swoją zagrywką Janusz, dzięki któremu podopieczni trenera Falaski zdobyli kolejne trzy punkty i objęli prowadzenie (11:8). Bełchatowianie przewagę powiększyli do czterech punktów, jednak na zagrywce znowu pojawił się Nilsson, który w szeregach gospodarzy obudził nadzieje na wyrównanie wyniku w meczu (15:15). W samej końcówce pięciopunktowe prowadzenie znowu objęli bełchatowianie. Jednak kolejne błędy Marcyniaka i Gromadowskiego pozwoliły zbliżyć się rywalowi (22:20). O czas, poprosił Falaska, jednak na nic się to zdało. Po powrocie na boisko bełchatowianie znowu zaczęli łatwo tracić punkty (24:24). Kolejną nerwową końcówkę na swoją korzyść zapisali gospodarze (28:26).
Już na początku decydującej partii problemy mieli goście, dwa punkty bezpośrednio z zagrywki zdobył Nilsson (5:3). W drużynie z Bełchatowa wyczuwalny był brak podstawowych zawodników, Stanković zaczął psuć zagrywkę, Rodriguez nie mógł skończyć ataku (8:6). Efektowne obrony gospodarzy raz po raz nagradzane były brawami, do tego podopieczni trenera Beniteza dołożyli skuteczny blok (11:8). Odmienić losy tie-breaka Janusz próbował grą przez środek, gdzie skutecznie kończył Marcyniak (12:10). Niestety gospodarze byli nie do zatrzymania, egzekucji dokonał Nilsson doskonałą zagrywką (15:10).
Ziraat Bankasi Ankara – PGE Skra Bełchatów 3:2 (20:25, 13:25, 28:26, 28:26, 15:10)
Ziraat Bankasi Ankara: Rauwerdink, Baturalp Burak Gungor, Savas, Venno, Dagaci, Ramazan Serkan Kilic, Done, Sahin, Fatih Eren Ugur, Nilsson, Ferreira, Martinez, Demir
PGE Skra Bełchatów: Lisinac, Wlazły, Conte, Wrona, Uriarte, Marechal, Piechocki, Marcyniak, Kłos, Janusz, Stanković, Gromadowski, Rodriguez, Milczarek