Zespół z Trójmiasta zakończył rywalizację w Memoriale Zdzisława Ambroziaka na drugim miejscu, przegrywając w finale z Indykpolem AZS Olsztyn 2:3. Po spotkaniu na nasze pytania zgodził się odpowiedzieć trener żółto-czarnych, Andrea Anastasi.
Aleksandra Kabała: Po wielkiej walce w ostatnim spotkaniu (przegranym przez gdańszczan 2:3 – przyp. red.) zajmujecie na memoriale Ambroziaka drugie miejsce. Czy tak na szybko nasuwają się panu jakieś refleksje?
Andrea Anastasi: Jestem bardzo zadowolony. Wczoraj zagraliśmy bardzo dobre, stabilne spotkanie (z ONICO Warszawa, zakończone wynikiem 3:1 dla gdańszczan – przyp. red.). Zdobyliśmy awans do finału i podeszliśmy do niego mimo drobnych problemów. Maciek Olenderek wczoraj był na weselu, a jak wszyscy wiemy, wesela nie wpływają dobrze na zawodników (śmiech). Spokojnie, wszystko było zaplanowane i ustalone ze mną. Dlatego też zdecydowałem dać szansę zawodnikom, którzy jak dotychczas dostawali ich bardzo mało, a przecież muszą grać. Może na początku im nie szło, ale nie przestali walczyć, z czego bardzo się cieszę. Rzeczywiście, przegraliśmy te dwa sety z wyraźną różnicą, ale wracamy do domów zadowoleni. Przede wszystkim dlatego, że wszyscy zawodnicy mieli okazję pokazać się na boisku. Mamy jeszcze trochę czasu do rozpoczęcia ligi, niektórzy nasi zawodnicy nadal pozostają poza klubem, Mateusz Mika powoli wraca do formy, więc jestem pełen optymizmu.
A.K.: W drużynie zaszło kilka zmian, pojawiły się nowe twarze. Jak jest z atmosferą w zespole?
A.A.: Jest wspaniale! Myślę, że to widać. Jest ta chemia pomiędzy zawodnikami oraz sztabem. Tak jak to dzisiaj powtarzałem kilka razy – jestem bardzo zadowolony. Wczoraj wieczorem dałem chłopakom trochę wolnego, no i poszli, nawet sam nie wiem gdzie (śmiech). To dlatego, Że ostatnie dni były dla nas ciężkie, dużo trenowaliśmy, zagraliśmy spotkanie z wymagającą Warszawą. Spytali mnie, czy mogą wyjść i powiedziałem im „idźcie”. Niestety, dzisiaj na początku nie było łatwo wrócić (śmiech). Czasami trzeba pozwolić drużynie pocieszyć się czasem, który spędzają razem.
A.K.: Nie mogę nie zapytać o sytuację w klubie, która od kilku ładnych dni jest na ustach całej siatkarskiej Polski. Czy te problemy, które się pojawiły, przeszkadzają wam w treningach?
A.A.: Oczywiście, że trochę przeszkadzają, ale chłopcy są prawdziwymi profesjonalistami. Duch drużyny jest niesamowity. Oni rozumieją tę sytuację, rozmawialiśmy o niej i wyjaśniliśmy sobie, że my nic nie możemy zrobić. To nie jest tak, że to my musimy podejmować ważne decyzje i znajdujemy się pod presją. Możemy tworzyć klub i starać się o jego utrzymanie, ale nic poza tym. Trenujemy, wygraliśmy ostatni turniej w Elblągu (chodzi o Falkon Cup – przyp. red.). Dzisiaj zajęliśmy drugie miejsce, ale w meczu graliśmy świetnie. Wszystko jest w porządku.
A.K.: Słyszeliśmy, że zarząd dał zawodnikom wolną rękę w szukaniu nowego pracodawcy, ale oni nie wyglądają jakby zamierzali opuszczać Gdańsk.
A.A.: Tak, to co powiedziałaś to prawda. Te kilkanaście dni temu zarząd dał nam trzy opcje: Pierwszą, żeby kontynuować pracę w tym samym składzie, drugą, aby całkowicie zamknąć klub i trzecią, aby pozwolić odejść najlepszym zawodnikom. W końcu zostało znalezione rozwiązanie, chcemy utrzymać tę drużynę w takim stanie jak wygląda. Wszyscy zdecydowaliśmy, że zostajemy, co jest kluczowe. Zarząd musiał bardzo intensywnie pracować w ciągu tych dni. Znaleźć rozwiązanie co by się stało, gdyby zdecydowali zamknąć klub, a co gdyby część zawodników odeszła.
A.K.: Ruszyliście z akcją croudfundingową (akcję można wesprzeć TUTAJ). Spodziewaliście się takiego odzewu?
A.A.: Nawet nie wiem ile w tym momencie jest zebrane (śmiech).
A.K.: Jak ostatnio sprawdzałam, to było ponad 56 tysięcy złotych (stan na 17.09, godzinę 16:00 – przyp. red), a suma rośnie z każdą chwilą.
A.A.: To pokazuje, że kibice, gdańska społeczność chce, abyśmy pozostali w lidze. Zresztą nie tylko oni nas wspierają, włączyło się paru zawodników, na przykład Karol Kłos. Nie wiem co on zakupił w ramach tej akcji i chyba nie chcę wiedzieć (śmiech). Są ludzie, którzy wierzą, że Gdańsk jest ważny dla polskiej siatkówki. W tym monecie zostaliśmy jedynym klubem siatkarskim w Trójmieście, żeński klub niestety musiał się zamknąć. To spowodowało, że przybyło do nas jeszcze więcej fanów tej dyscypliny. Po tym wielkim kryzysie możemy wybić się bardzo wysoko.
A.K.: Jedną z nagród w tej akcji jest kolacja właśnie z panem. To był pana pomysł?
A.A.: Nie, to był akurat pomysł zarządu (śmiech). Ja jestem otwartą osobą, powiedziałem im, że mogą zrobić co chcą. Jeśli zadecydowali, że to ma być kolacja ze mną – to super. Ale muszę być szczery, kiedyś już jedna rodzina wygrała posiłek ze mną. Pojawili się rodzice z dziećmi, wszystko minęło w bardzo przyjaznej atmosferze, bez żadnych problemów. Czemu by tego nie powtórzyć.
A.K. Dziękuję za rozmowę i powodzenia w dalszej zbiórce.
A.A.: Dziękuję serdecznie.