To zdecydowanie nie był dzień Zagłębia. Za to kaliszanie grali wręcz koncertowo i to oni zapewnili sobie miejsce w ćwierćfinale PGNiG Superligi. Energa MKS Kalisz rozbiła się dziś w meczu rewanżowym o „dziką kartę” Zagłębie Lubin 36:24.
Podopieczni Pawła Ruska wyszli dziś na parkiet bardzo zmotywowani. Po niedzielnym meczu w Lubinie, przegranym zaledwie jedną bramką czuli spory niedosyt i już wtedy zapowiadali, że w rewanżu postawią rywalom własne, znacznie trudniejsze warunki. By znaleźć się w ćwierćfinale musieli wygrać przynajmniej dwoma bramkami, w efekcie pomnożyli je razy sześć, a miedzowi po raz kolejny przekonali się jak trudnym terenem jest kaliska Arena.
Już pierwsze minuty meczu, okraszone kapitalnymi interwencjami Łukasza Zakrety, który czterokrotnie zatrzymał ataki lubinian, pokazały, że kaliskiego beniaminka interesuje tylko zwycięstwo. Podopieczni Pawła Ruska dążyli do niego bardzo konsekwentnie z każdą upływającą minutą. Przyjezdni dotrzymywali kroku gospodarzom jedynie przez pierwszy kwadrans, później było już tylko gorzej. Za to kaliszanie rozpędzali się coraz bardziej. Na przerwę schodzili z przewagą siedmiu bramek (16:9), ale jak się później okazało nie był szczyt ich możliwości. Po powrocie na parkiet włączyli piąty bieg wręcz nokautując rywali. Bartłomiej Jaszka bezradnie rozkładał ręce, nie pomagały przerwy i próby tłumaczenia i szukania sposobu na zatrzymanie coraz śmielej poczynających sobie kaliszan. A ci dokładali kolejne ciosy.
To był mecz, w którym wychodziło wszystko. Zakreta zamurował bramkę, notując aż 15 udanych interwencji, co zaowocowało 42-procentową skutecznością. Ale i zmiennik – Filip Jarosz – spisał się na medal broniąc dwa ważne karne. Pracę domową odrobili też koledzy w polu. Świetna skuteczność doświadczonego Marka Szpery i Michała Dreja, którym wtórowali Kamil Adamski, Kiryl Kniaziew i ofiarny Michał Bałwas oraz efektowne bramki Paulo Grozdka i Dzianisa Krytskiego, do tego szczelna obrona.
Wymieniać można by długo i trudno doszukać się błędów, za to w grze rywali trudno doszukać się pozytywów. Przede wszystkim – co zresztą przyznał sam Bartłomiej Jaszka – zabrakło chęci i woli walki. Efekt mógł być tylko jeden – mecz zakończył się pogromem. Kaliski beniaminek pokonał Zagłębie 36:24, a hala Arena po raz kolejny wypełniona blisko trzytysięczną publicznością, oszalała z radości.
– Dzisiaj daliśmy z siebie wszystko. Aż ciarki szły po plecach. I ta energia popłynęła na parkiet ze zdwojoną siłą – mówili tuż po meczu zagorzali fani zespołu z Klubu Kibica.- Z nami nie ma żartów. Jesteśmy mocni, a będziemy jeszcze mocniejsi. Pokazaliśmy to dzisiaj i udowodnimy jeszcze nie raz w przyszłym sezonie.
Trudno się z tymi zachwytami nie zgodzić, bo dzisiejszy mecz kaliszanie zapiszą jako rekordowy . Tak dużej ilości goli w jednym spotkaniu jeszcze w tym sezonie nie rzucili, notując tym samym najwyższą różnicę bramkową, Zagłębie musiało dzisiaj uznać miażdżącą wręcz dominację kaliskiego beniaminka.
Cel, o którym u progu sezonu, gracze Energi MKS skrycie marzyli, dziś stał się rzeczywistością. Właśnie znaleźli się w najlepszej „ósemce” PGNiG Superligi. 1 maja w Arenie, w meczu ćwierćfinałowym podejmą PGE Vive Kielce.
Energa MKS Kalisz – MKS Zagłębie Lubin 36:24 (16:9)
Kary: Energa MKS – 16 min, Zagłębie – 14 min. Rzuty karne: Energa MKS 3/5, Zagłębie 3/8.
MKS: Zakreta, Jarosz – Drej 8, Szpera 7, Adamski 6, Bałwas 5, Grozdek 3, Kniaziew 2, Krytski 2, Adamczak 2, Klopsteg 1, Misiejuk, Wojdak, Czerwiński, Kwiatkowski.
Zagłębie: Małecki, Skrzyniarz – Sroczyk 7, Szymyślik 4, Kużdeba 3, Moryto 3, Da Silva Mollino 3, Mrozowicz 1, Pawlaczyk 1, Dawydzik 1, Dziubiński.