Ciśnienie krwi unormowane, kardiolodzy szczęśliwi, bo nie mają już kolejek pod gabinetami. Drodzy medycy, musimy Was zmartwić – nicz tego, bo od piątku nasi siatkarze rozpoczynają walkę w Final Six Mistrzostw Świata. Jednak zanim te emocje, to wróćmy do mrożącej krew w żyłach drugiej fazy Mistrzostw w wykonaniu naszych siatkarzy.
DWA ŻYCIA STRACONE I… TURYN.
Podjarani wynikami naszej reprezentacji z pierwszej fazy, myśleliśmy, że będzie tak jak poprzednio – łatwo, gładko i przyjemnie, a wszyscy wiemy, jak było… Przed meczem z Conte i jego kolegami chyba mało kto zakładał, że będziemy się cieszyć jedynie ze zdobytego punktu (2:3). My, kibice, lubimy dopisywać punkty zanim nasi chłopcy wybiegną na parkiet i to jest błąd. Nikt przed naszą drużyną się nie położy, bo jesteśmy Mistrzami Świata. To tylko tytuł, tamtej reprezentacji już nie ma. Jest drużyna Vitala Heynena, który ma własny pomysł na ten team. Pierwszy set to taka gra, jaką znamy z pierwszej fazy turnieju. Nasze kłopoty zaczęły się od drugiego, kompletny brak przyjęcia, co oczywiście przekładało się na pozostałe siatkarskie elementy. Jedynym pozytywnym elementem, był ten, który jest znakiem firmowym drużyny „Koali” – blok. Czwarta partia dała nadzieję na dopisanie tych dwóch punktów, które leżały na parkiecie. Tie-break to komediodramat, a wszystko to za sprawą egzotycznego arbitra tego spotkania, dla którego sama dyscyplina jest egzotyczna, a co dopiero jej przepisy 😉 Taka sytuacja doprowadziła do furii obu szkoleniowców, a jak wiemy trener nasz trener, nie da sobie w kaszę napluć 😀 Mieć trzy piłki meczowe w górze i przegraliśmy do 14. Ktoś powie niemożliwe? Też tak myślałem do tego spotkania. Nasi chłopcy myśleli, że ten 15 punkt sam się zdobędzie, niestety tak się nie stało i zostaliśmy z jednym wywalczonym punktem w tym spotkaniu, a Argentyna odniosła zasłużone zwycięstwo. Po tym spotkaniu zobaczyliśmy słynny „gest Kozakiewicza” w wykonaniu Julio Velasco. Rozumiem, że emocje wzięły górę, ale czy takie zachowanie przystoi szkoleniowcowi takiej klasy? Porażkę naszych można, by tłumaczyć brakiem naszego kapitana. Oczywiście mogła być, to jedna ze składowych, jednak pamiętajmy, że nasza kadra, to nie tylko „Kubi”, ale też trzynaście innych nazwisk. Jak zostało wspomniane wcześniej, nic samo się nie wygra 😉 Znając wynik meczu Argentyny z Serbią wiedzieliśmy, że aby liczyć się nadal w walce o Final Six musimy pokonać Francuzów. Jednak francuskie „Deja vu” się nie zatrzymało z maszynistą – Earvinem N’gapethiem, który rozwalił nasz zespół zagrywką, nie oszczędzając nawet „Zatora”. Nasza drużyna zatrzymała ten francuski pociąg jedynie w trzeciej partii. Przyznam szczerze, że po tym trzecim secie, w mojej głowie, jak i pewnie wielu kibiców, tliła się nadzieja na tie-breaka. Jednak wszelkie atuty były znów po stronie Trójkolorowych, a my zastanawialiśmy się czy mecz z Serbami nie będzie dla naszych chłopaków pożegnaniem z tą imprezą. Nie oszukujmy się, chyba mało kto z nas wierzył, że będzie inaczej 😉 Choć, jak mówi stara siatkarska prawda – nadzieja siatkarskiego kibica umiera ostatnia i na tym ja osobiście opiewałem swą nadzieję. Wiedzieliśmy, że aby nie lecieć do Polski, a do Włoch musimy po prostu zgarnąć pełną pulę w meczu z Serbami. Przyznam się szczerze, niedowierzałem w to, co zobaczyłem, a widziałem team z ogniem z pierwszej fazy. Serbowie nie istnieli, nie milkły głosy, że po prostu po starej znajomości dali nam wygrać. Nie wychodziło im kompletnie nic, zmietliśmy ich z parkietu, a stało się to po prostu za sprawą naszej zagrywki, która „siedziała” dosłownie wszystkim Biało-Czerwonym, oraz atakom Bartka Kurka. BRAWO ORŁY!!! Ten mecz wygrała drużyna, byliśmy monolitem! Szczególne brawa należą się naszemu kapitanowi, który mimo kłopotów zdrowotnych , zaryzykował swoje zdrowie dla dobra DRUŻYNY i był pewnym punktem nie tylko na przyjęciu, ale i w ataku. SZACUN KAPITANIE! Takim o to sposobem Francuzi wrócili do domu, a my polecieliśmy walczyć o medale. Siatkówka jest piękna, ale i okrutna 😉
CZUĆ MEDAL?
Cel postawiony Heynenowi przez PZPS został osiągnięty. Jesteśmy w gronie sześciu najlepszych drużyn świata! Na razie o medalu nie myślmy, bo na pewno rewanż z Serbami będzie całkiem innym spotkaniem. Każdy mecz, to inne rozdanie. Współgospodarzom mogą pomagać sędziowie i kibice. Nie mniej jednak z tak „odkręconym” Kurkiem, jak w meczu niedzielnym i walczącym do upadłego „Dzikiem”. Wszystko zdarzyć się może 😉
BIAŁO-CZERWONE TO BARWY NIEZWYCIĘŻONE!