Miami Heat czy Denver Nuggets – kto zostanie nowym mistrzem? Zapowiedź finałów NBA 2023

Aktualizacja: 2 cze 2023, 13:48
1 cze 2023, 13:03

Dla fanów NBA nadchodzi ten czas w roku, w którym wszystko inne schodzi na dalszy plan, a rywalizacja o tytuł mistrza NBA przejmuje wszelkie dyskusje.

Jeśli przy okazji kibicujesz Heat lub Nuggets, twoja rodzina, partnerka lub partner i przyjaciele (o ile nie oglądają ligi z Tobą), przez następnych kilka, kilkanaście dni muszą wykazać się wyrozumiałością – niewiele rzeczy będzie w stanie odwrócić Twoją uwagę od tego, co działo się minionej nocy w Pepsi Center lub Kaseya Center. Jednak nawet jeżeli żadna z tych drużyn nie należy do twoich ulubionych, lub jako fan Lakers/Celtics masz złamane serce, powodów, aby zarwać te kilka nocek jest zbyt wiele, aby zmieścić je w jednym artykule.

Drużyna, na którą nikt nie stawiał

Starcie największych gwiazd obu drużyn, Nikoli Jokica i Jimmy’ego Butlera o pierwsze mistrzostwo NBA w karierze to tylko wisienka na torcie. Najprawdopodobniej to któryś z nich weźmie sprawy w swoje ręce i poprowadzi swoją drużynę do mistrzostwa. Grzechem byłoby jednak umniejszyć wkład w awans całej reszty. Zawodnicy wokół nich (teammates, a nie role players, jak podkreślił Jimmy w wywiadzie po niedawnym Game 7) pisali tę piękną historię razem ze swoimi gwiazdami. Jako, że o dwójce liderów napisano już prawdopodobnie wszystko, skupmy się na moment na tych, o których mówi się mniej.

Mało brakowało, a to Caleb Martin, a nie Jimmy Butler odebrałby statuetkę MVP Finałów Konferencji. W trakcie serii był prawdopodobnie najrówniej grającym zawodnikiem Heat, trafiając 60% z gry i 49% za trzy, a w finałowym meczu zdobył 26 punktów, w tym jedne z najważniejszych, na przełomie trzeciej i czwartej kwarty, które ostatecznie zabiły nadzieję Celtics na jeszcze jeden comeback.

Dwa lata temu Charlotte Hornets bez żalu puścili Martina po dwóch przeciętnych sezonach, w trakcie których nie dostawał zbyt wielu minut. O jego angaż w Miami postarał się… J.Cole. Jeden z najlepszych raperów XXI wieku, wielokrotnie nominowany do nagrody Grammy (choć zdobył ją tylko raz, za kawałek ,,A Lot”), jest blisko związany ze światem koszykówki. Sam próbował swoich sił w profesjonalnym baskecie za granicą, jednak bardziej, niż jego umiejętności na boisku, mają tu znaczenie jego koneksje. Kiedy zadzwonił do asystenta trenera Spoelstry i byłego zawodnika, Carona Butlera, namawiając go na danie szansy Calebowi, Heat zaplanowali wspólny trening.

We wrześniu 2021 Martin dołączył do Miami, podpisując roczny kontrakt. Po udanym pierwszy sezonie Heat postanowili zatrzymać go na 3 kolejne lata za 20 milionów dolarów. Jak udana była to inwestycja? Wystarczy obejrzeć najlepsze akcje w wykonaniu Martina w trakcie tych playfoffów. W głosowaniu na MVP Finałów Konferencji Caleb przegrał z Butlerem 4:5.

Nieźle, jak na zawodnika, którego pominięto w Drafcie. Jednak patrząc z tej perspektywy, Miami Heat to prawdziwa drużyna underdogów. Aż pięciu graczy, którzy otrzymali w tej serii liczące się minuty od trenera Spoelstry, pominięto w kolejnych Draftach. Oprócz Martina, skauci NBA przeoczyli także talent Duncana Robinsona, Gabriela Vincenta (jego brak było widać w zdominowanym przez Celtics meczu numer 5), Maxa Strusa i Haywooda Highsmitha.

Robinson, Strus i Vincent przez całe playoffy torturują rywali zza linii trzech punktów, choć zdarzały im się gorsze występy, a nawet momenty, o których woleliby zapomnieć (dwie spudłowane trójki Robinsona na zwycięstwo w meczu numer 6). Highsmith wnosi z ławki energię zwłaszcza w defensywie, ale potrafi także zaskoczyć w ataku. W obliczu braków kadrowych Erik Spoelstra dał mu aż 36 minut gry w Game 5, a Haywood trafił 6 z 9 rzutów i zdobył 15 punktów. Każdy zawodnik w rotacji Miami haruje w obronie, a kiedy Heat bronili w strefie, Celtics mieli duże problemy z trafianiem z gry. W obliczu fatalnej skuteczności podopiecznych Joe Mazzulii za trzy w meczach numer 6 i 7 (16/76), obrona strefowa Miami była dla nich praktycznie nie do przejścia. Zwłaszcza występ w meczu numer 7, rozgrywanym w szalonej atmosferze bostońskiej TD Garden, robi pod tym względem wrażenie.

Heat mogli zostać pierwszą drużyną w historii, która przegrała serię prowadząc już 3-0. W sobotę stracili niepowtarzalną szansę na zakończenie serii w sześciu meczach, jednak dobitka Derricka White’a w ostatniej sekundzie meczu sprawiła, że na Game 7 wróciliśmy do hali Celtics. Presja była niewyobrażalna, a mimo tego to Butler i spółka wyszli na parkiet z większą pewnością siebie i przez większość czasu kontrolowali mecz. Nie bez znaczenia była tu kontuzja, której Jayson Tatum nabawił się w pierwszej akcji meczu, jednak w żaden sposób nie tłumaczy ona tego jak gospodarze dali się zdominować. Rok po porażce u siebie z tym samym rywalem w takich samych okolicznościach, Heat wrócili i awansowali do Finałów NBA. Dokonali tego jako druga w historii drużyna rozstawiona z numerem #8. Kilka tygodni temu ledwo uporali się z Chicago Bulls, żeby w ogóle awansować do playoffów.

Efekt Pata

Jaki jest więc sekret Miami Heat? Co robią lepiej, niż inne drużyny, mając teoretycznie mniej talentu w zapasie? Kilka miesięcy po nieudanej przygodzie w Filadelfii i dołączeniu do Miami, Jimmy Butler przyznał w wywiadzie z byłym kolegą klubowym, JJ Redickiem, że Heat, w odróżnieniu od innych drużyn, w których grał, mają ,,gen zwycięstwa” we krwi. Stoi za tym nie kto inny jak Brylantowy Pat, czyli Pat Riley, jedna z najbardziej utytułowanych postaci w historii amerykańskiego sportu. Jako zawodnik w 1972 roku zdobył mistrzostwo z Los Angeles Lakers. Zasłynął jednak przede wszystkim jako trener. To on dowodził Showtime Lakers, jedną z najwspanialszych dynastii, jakie widziała ta liga. Trenował Magica Johnsona i Kareema Abdula-Jabbara, zdobywają z nimi 4 tytuły w ciągu 7 sezonów.

W latach 90. jako trener New York Knicks toczył zażarte (przegrane) boje z Chicago Bulls Michaela Jordana. W 1994 roku awansował z Knicks do Finałów NBA. Tym razem po siedmiu meczach musiał uznać wyższość Houston Rockets i ich znakomitego centra, Hakeema Olajuwona. Knicks to jedyny zespół trenowany przez Pata, który nie wygrał mistrzostwa NBA. W kolejnym sezonie Riley przeniósł się do Miami. Drużyna Heat istniała dopiero od 7 lat i nigdy nie zakończyła sezonu wyżej, niż na 8. miejscu na Wschodzie. Pat przywiózł na Florydę swoje mistrzowskie nastawienie i już w drugim sezonie w Miami awansował do Finałów Konferencji. Został jednak wyeliminowany przez starego dobrego znajomego z numerem 23 na plecach.

Na mistrzostwo z Heat musiał poczekać do 2006 roku. Z rewelacyjnym młodzieńcem Dwyanem Wadem u boku Shaquille’a O’Neala, który uwolnił się z toksycznej relacji z Kobe Bryantem w Los Angeles, Heat pokonali Dallas Mavericks 4-2, choć przegrywali już 0-2. Czy to koniec sukcesów Pata? Nic bardziej mylnego. W 2008 roku stery na boisku przejął po nim Erik Spoelstra, ówczesny asystent, który zaczynał karierę w Heat w wieku 25 lat jako video analityk i przechodząc przez kolejne szczeble, m.in. przez stanowisko skauta, dotarł aż na ławkę trenerską. Dziś jest drugim najdłużej utrzymującym posadę trenerem w NBA po Greggu Popovichu.

W czasie gdy Spoelstra układał zespół na parkiecie, Pat wziął się za zarządzanie klubem i ściąganie do Miami największych gwiazd. W 2010 roku przekonał do przenosin na Florydę LeBrona Jamesa i Chrisa Bosha. Choć ich przygoda w South Beach może być uważana za lekkie rozczarowanie, wielka trójka zdobyła dla Miami kolejne dwa tytuły, po czym James wrócił do Cleveland. Wraz z nim nie odeszły jednak mistrzowskie aspiracje. Dziś Heat to zespół twardzieli, a Jimmy Butler był brakującym puzzlem, który idealnie wpasował się w tożsamość organizacji.

Sam Butler we wspomnianym wyżej wywiadzie tak wypowiadał się o tej tożsamości – To nie żarty. To naprawdę nie żarty. Trener Spo podsumował to najlepiej: to nie dla wszystkich. I tak jest. To, jak działamy, jak pracujemy na co dzień – nie wszyscy się do tego nadają. Nieważne czy jesteś na minimalnym czy maksymalnym kontrakcie – wszystkich obowiązują takie same warunki. Najmniejsze rzeczy mówią wiele o tej organizacji. Pat Riley jest na każdym treningu, każdym meczu w Miami i na większości wyjazdowych. […] Musisz udowodnić swoją wartość nawet jako najlepszy zawodnik. Uwielbiam to. To coś w stylu wojskowej dyscypliny. Każdego obowiązują te same zasady i nikt nie jest wyjątkowy.

Kultura organizacyjna Heat to nie przelewki, a najlepiej uosabia ją Udonis Haslem, który reprezentuje tę organizację od 2002 roku, wygrał z nią trzy mistrzostwa i nadal, w wieku 42 lat jest w składzie (jakby co, także został pominięty w Drafcie i przygarnięty przez Heat). Na zakończenie minionego sezonu regularnego rozegrał swoje pożegnalne spotkanie w Kaseya Center, zdobywając 24 punkty w 25 minut. Tylko wielki Kareem Abdul-Jabbar rzucił tyle punktów, mając 42 lata na karku. W jego przypadku był to akurat Game 3 Finałów w 1989. Haslem i Butler to prawdziwi O.G. tej ligi i ponad wszystko stawiają wygrywanie, a jeśli w to wątpicie, powinniście obejrzeć ten film z poprzedniego sezonu.

Spotkanie z katem. Do czterech razy sztuka

Po raz pierwszy w ponad 55-letniej historii Denver Nuggets staną przed szansą sięgnięcia po tytuł mistrzów NBA. Dotychczas ich najlepszym rezultatem był awans do Finałów Konferencji w latach 1985, 2009 i 2020. Trzy serie finałowe reprezentują trzy najlepsze okresy w historii klubu i trzech najlepszych zawodników, jacy kiedykolwiek reprezentowali jego barwy. Nie liczymy tu Chaunceya Billupsa i Allena Iversona, bowiem ci swoje najlepsze lata przeżywali w Detroit i Filadelfii.

W latach 80. był to Alex English, który do dziś dzierży rekordy klubu w rozegranych meczach, minutach i zdobytych punktach. Nie tylko dla organizacji Nuggets był kimś wyjątkowym. W latach 80’ był najlepszym strzelcem w NBA, zdobywając w sumie ponad 21 000 punktów w trakcie całej dekady. Mimo tego pozostaje jednym z najbardziej niedocenianych zawodników w historii. Rok temu, kiedy NBA obchodziła swoje 75-lecie, nie uwzględniono go w gronie 75 najlepszych graczy w historii ligi. Prawdopodobnie dlatego, że statystyki indywidualne nie szły w parze z wynikami całej drużyny, z wyjątkiem sezonu 1984/1985 kiedy poprowadził Nuggets do pierwszych w historii klubu Finałów Konferencji, gdzie musieli uznać wyższość późniejszym mistrzom – Los Angeles Lakers. English z 30 punktami na mecz był najlepszym strzelcem tej serii, ale Denver wygrało tylko drugi mecz, przegrywając w rywalizacji z Showtime Lakers Pata Rileya 4-1.

2009 rok to era Carmelo Anthony’ego, przez wiele lat uważanego za materiał na najlepszego zawodnika w dotychczasowej historii klubu. Melo, który w minionym tygodniu zakończył koszykarską karierę, plasuje się na 9. miejscu w rankingu najlepszych strzelców w historii NBA, ale po siedmiu sezonach spędzonych w Denver przeniósł się do Nowego Jorku. Najbliżej Finałów NBA był właśnie w 2009 roku, kiedy Nuggets musieli uznać wyższość Kobego Bryanta i Lakers w sześciomeczowej serii. Kilkanaście dni później Lakers łatwo pokonali Orlando Magic, a Kobe wygrał swoje pierwsze mistrzostwo bez Shaqa i zgarnął nagrodę MVP Finałów. Rok później powtórzył ten wyczyn, tym razem przeciwko odwiecznemu rywalowi, Boston Celtics, po pięknej 7-meczowej serii.

Po pożegnaniu Melo w Denver nastąpiło kilka lat posuchy, a pomoc nadeszła z najmniej oczekiwanej strony. Kiedy w 2014 Denver Nuggets wybierali z 41. Numerem w Drafcie Nikolę Jokica, sam zainteresowany spał w swoim mieszkaniu w Serbii, a realizator transmisji zamiast wybór zawodnika pokazał telewidzom reklamę Taco Bell. Sześć lat później Nikola poprowadził Nuggets do trzecich Finałów Konferencji w historii klubu. Podczas playoffów rozgrywanych warunkach pandemii, w zamkniętym kompleksie boisk i hoteli w Orlando, o awans do Finałów NBA podopieczni Michaela Malone’a zagrali, a jakże, przeciwko Los Angeles Lakers. I tym razem los, a raczej rywal z LA, nie był dla nich łaskawy. Lakers z LeBronem Jamesem i Anthonym Davisem w składzie łatwo rozprawili się z Nuggets po drodze do mistrzostwa. Jokic był jedynie tłem dla Davisa, który zdobywał w tej serii średnio 31 punktów na mecz.

Dwa kolejne sezony to już dominacja Serba w pełnej krasie, a Jokic koniec końców przypieczętował je nagrodą MVP sezonu regularnego. W obecnym, choć tytuł MVP odebrał mu Joel Embiid, udało się osiągnąć coś znacznie ważniejszego – awans do Finałów NBA. Aby dostać się do pierwszych Finałów w historii, Nuggets musieli zmierzyć się, rzecz jasna, z Los Angeles Lakers. Tym razem Jokic i spółka nie pozostawili wątpliwości. Na tle minionych sezonów, w trakcie których wielu z nas uważało Denver za kandydatów do tytułu, obecny skład najlepszej drużyny Konferencji Zachodniej wydaje się dużo bardziej kompletny. W porównaniu z rokiem 2020 strony zmienił Kentavious Caldwell-Pope. Z nowożytnej rywalizacji Lakers i Nuggets śmiało można więc wyciągnąć prosty wniosek – kto ma KCP, ten wygrywa.

Skład zasilił także Aaron Gordon, jedna z gwiazd najlepszego konkursu wsadów ostatnich lat, niezwykle atletyczny, ale przed przejściem do Denver nieco chaotyczny w swojej grze. W pierwszej fazie swojej kariery wyrósł na lidera Orlando Magic. Niby lidera, ale jednak, Orlando Magic. Jego braki brutalnie obnażyły przegrane serie z Golden State Warriors (2022) i Phoenix Suns (2021). Dopiero sezon 2022/2023 możemy potraktować jako przełomowy dla Gordona pod okiem trenera Malone’a. Aaron znakomicie odnajduje się w pomalowanym po podaniach wszystkowidzącego Jokica, a na dodatek wykonuje kawał dobrej roboty w defensywie.

Zakłady bukmacherskie na finał NBA 2023: Denver Nuggets – Miami Heat (02.06). Terminarz oraz transmisja

Choć w serii z Lakers także nie miał lekko, zakończył ją znakomitym występem w Game 4, w którym zdobył 22 punkty i zaliczył decydujący blok na LeBronie Jamesie, którym wysłał Lakers do domu. Przez całą serię uprzykrzał LeBronowi życie na tyle, na ile to możliwe. W ostatnim meczu serii 38-latek LBJ rzucił co prawda 40 punktów, ale sam fakt, że nie robił tego w każdym meczu, świadczy o dobrze wykonanej pracy w obronie. Denver wreszcie przełamali klątwę i pokonali swojego wieloletniego kata, a Aaron Gordon miał w tym swój spory udział.

Nie inaczej sprawa ma się z Michaelem Porterem Juniorem, jednym z najbardziej utalentowanych zawodników młodego pokolenia. Mierzący 208 cm skrzydłowy trafia z ponad 40% skutecznością za trzy i wydaje się, że za kilka lat może być zawodnikiem kompletnym. Może, ale przez całą dotychczasową karierę jest nękany przez kontuzje. Wystarczy nadmienić, że w ciągu trzech lat przeszedł trzy operacje kręgosłupa. W minionych rozgrywkach rozegrał 62 mecze (w poprzednich 9), tym razem z gry wyłączył go uraz pięty. Na początku 2023 roku 24-latek miał jednak na głowie dużo większe problemy, niż kontuzje.

W styczniu jego młodszy brat, 21-letni Coban, także grający na co dzień w koszykówkę na Uniwersytecie Denver, jadąc pod wpływem alkoholu, przejechał na czerwonym świetle i spowodował wypadek, w którym zginęła kobieta prowadząca drugi samochód. 7 lutego Coban stawił się na sali sądowej, gdzie zeznawał w obecności rodziców ofiary. W trakcie posiedzenia wypowiedział 6 słów: „Yes, sir.”, „Yes, sir.”, „No, sir”. Tylko tyle zdołał z siebie wydusić. Michael wpłacił za młodszego brata kaucję wysokości 2000$, ale sprawa nadal jest w toku, a na młodszym z braci Porterów ciążą bardzo poważne zarzuty. Mimo fatalnego incydentu z udziałem brata Michael zdołał skupić się na koszykówce i ma za sobą świetne playoffy. On także korzysta z faktu, że Nikola Jokic ma oczy dookoła głowy i potrafi znaleźć się w odpowiednim miejscu zarówno za linią trzech punktów, jak i w pomalowanym. Dodatkowo, równie dobrze, co akcje catch&shoot wychodzi mu drybling w stronę kosza lub rzut za trzy po koźle, co dla kryjącego go obrońcy może być prawdziwym koszmarem.

Supergwiazda numer dwa

Przedstawianie Denver Nuggets jako ,,Jokica i całą resztę” byłoby pozbawionym szacunku zlekceważeniem jednego z najlepszych rzucających XXI wieku. Nie boję się użyć tego słowa – Jamal Murray nieraz w swojej karierze dowoził Nuggets tam, gdzie nawet Jokic nie dawał rady. A ma dopiero 26 lat. Jego światło lśni najjaśniej w playoffach. W 2020 roku wymieniał się z Donovanem Mitchellem 50-punktowymi występami w pierwszej rundzie. W trzech meczach z rzędu przeciwko Jazz rzucił odpowiednio 50, 42 i 50 punktów.

W półfinałach konferencji dorzucił do tego 40 punktów w meczu numer 7 z Los Angeles Clippers, grając przeciwko takim obrońcom jak Kawhi Leonard, Paul George czy Patrick Beverley. Nieco ponad tydzień temu zakończył Finały Konferencji jako pierwszy zawodnik w historii ze statystykami na poziomie 30 punktów i celnością 50-40-90 (50% z gry, 40% za trzy, 90% z linii osobistych). W Game 2 przeciwko Lakers rzucił 23 punkty w samej czwartej kwarcie. W swojej krótkiej karierze ma już cztery występy z ponad 20 punktami w czwartej kwarcie w playoffach. Nie dokonali tego ani Kobe, ani LeBron, ani Iverson (tak naprawdę nikt od sezonu 97/98, od kiedy liczone są tak dokładne statystyki).

Co działo się z nim w międzyczasie? Czy w playoffach 2021 i 2022 nie dowoził? Niestety, w tym czasie Michael Malone musiał radzić sobie bez niego. W kwietniu 2021 roku w meczu przeciwko Golden State Warriors Jamal zerwał więzadła w lewym kolanie, co dla każdego sportowca oznacza niemal sportowy wyrok śmierci. Przez kilka tygodni nie mógł chodzić, a pełny powrót do zdrowia zajął mu półtora roku. Bez niego Nuggets, nawet z tak fenomenalnym Jokiciem, nie byli drużyną kompletną i szybko odpadli z playoffów w 2021 i 2022 roku. Cierpliwa rehabilitacja okazała się bardzo skuteczna – Jamal jest dziś tym samym Jamalem, którego pamiętamy sprzed kilku lat, a biorąc pod uwagę to, jak bardzo skupił się na analizowaniu swojej gry w trakcie tej przerwy – być może jest jeszcze lepszy. Powrót do pełnej sprawności i pewności siebie po tak poważnej kontuzji trwa zazwyczaj długie miesiące, ale bijąc rekordy Finałów Konferencji, Murray właściwie dał nam znać, że dla niego ten proces dobiegł końca.

Zaczynamy w czwartek

Wielka szkoda, że tylko jedna z tych drużyn wzniesie w górę trofeum Larry’ego O’Briena. Heat do zwycięstwa będzie potrzebny nie tylko geniusz i bezczelność Butlera, ale także dużo bardziej odważne występy Bama Adebayo, który rozczarował w serii przeciwko Celtics. Gdyby grał na miarę swoich możliwości, wierzcie mi, poświęcilibyśmy mu mniej więcej tyle uwagi, co Murray’owi. Nie można mu jednak odmówić wkładu w awans do Finałów – w trakcie trzech rund tegorocznych playoffów grał przeciwko Giannisowi Antetokounmpo, Juliosowi Randle i Alowi Horfordowi. Jeśli potrafisz spowolnić tych gości – należy ci się szacunek. Każdy fan Heat wie jednak, że Bama stać na dużo więcej, niż pokazywał przez ostatnie tygodnie.

Przed nami ostatnie godziny dywagacji:

  1. kto sprosta wyzwaniu poprowadzenia swojej drużyny do mistrzostwa – Jokic czy Butler?
  2. którzy role players teammates będą wspierać swoich gwiazdorów bardziej – silni, atletyczni, utalentowani Nuggets czy zabójczo skuteczni, zapomniani, ale jednak niedający o sobie zapomnieć Heat?
  3. Który trener będzie potrafił lepiej ograniczyć gwiazdę przeciwnika?
  4. Bam czy Jamal – kto będzie ,,tym drugim” (a może tym pierwszym?)

I tak dalej, i tak dalej. A to wszystko – analizy, zapowiedzi, przewidywania, przestanie mieć znaczenie kiedy piłka poszybuje w górę w Pepsi Center w nocy z czwartku na piątek.

Brandin Podziemski zmierza do NBA. Będziemy mieć dwóch Polaków w najlepszej lidze świata?

Podobne teksty

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Dodaj komentarz!
Wprowadź imię

Artykuły

Artykuły ze strony www.johnnybet.com

SOCIAL MEDIA