Dla każdej osoby związanej choćby w minimalnym stopniu ze sportami walki najważniejszą informacją dzisiejszego dnia jest ogłoszenie Artura Szpilki jako pretendenta do tytułu mistrza świata WBC. W polskim, wbrew pozorom niezbyt dużym, świecie boksu również zawrzało. Nic w tym dziwnego – Szpila budzi emocje nawet wtedy kiedy walczy z bumami pokroju Quezady czy Consuegry. A teraz przyjdzie mu zmierzyć się z Deontayem Wilderem.
Ucieszyło mnie to, że dominują jednak komentarze wspierające Artura. Oczywiście jest pewne grono znawców, dla których na zawsze pozostanie gitem spod celi i każde jego działanie będzie przez takich ludzi piętnowane. Tym bardziej, że chłopak śmie robić karierę, dobrze żyć w Stafford i inkasować duże pieniądze za to co robi. Nic tylko go gnoić, w końcu ma lepiej od innych. Polska.
Nie ma u mnie miejsca dla debili, więc zostawiam tego typu ekspertów poza ringiem. Tam ich miejsce.
Sam będę z całych sił trzymał kciuki za zwycięstwo Artura. Osobiście lubię jego styl bycia, pewność siebie, swego rodzaju bezczelność. Są oczywiście tacy, których to bardzo razi. OK, rozumiem to i szanuję, każdy może oceniać Pina po swojemu. Ale jeżeli nie jesteście za Arturem Szpilką, to bądźcie po prostu za Polakiem, który ma szansę sięgnąć po trofeum, na które czekamy już tyle lat. I który nigdy tej polskości się nie wstydził.
Życzę Arturowi zwycięstwa, choć nie będę ukrywał, że jestem pełen wątpliwości. Przeskok z poziomu Cobba do poziomu Wildera w ciągu czterech walk to olbrzymia różnica. Przydałby się po drodze na przykład zapowiadany wcześniej Mansour. Widzę to trochę tak, jakby Robert Lewandowski przeszedł od razu ze Znicza Pruszków do Bayernu Monachium. Lech i Borussia, które zaliczył po drodze były mu jednak potrzebne aby oswoił się z coraz większą piłką.
Artur posmakował już oczywiście boksu z przedstawicielem czołówki wagi ciężkiej. Czy Wilder jest lepszy od Jenningsa? Nie jestem w stanie tego stwierdzić. Czy Artur, który wyjdzie do Wildera będzie lepszy od tego, który wychodził do Jenningsa? Tego też nie wiemy, choć sam zainteresowany twierdzi, że jak najbardziej tak.
Do walki pozostał nieco ponad miesiąc. Mało czasu jak na przygotowania do walki mistrzowskiej, to kolejna moja wątpliwość. Z drugiej strony Artur przygotowywał się na potyczkę z Mansourem, z pewnością jest w treningu a i w tegorocznych walkach nie przemęczył się raczej ponad miarę.
Kilka dni temu ogłoszono, że opcję walki mistrzowskiej z Bronze Bomberem odrzucił Tomasz Adamek. Spowodowało to lawinę negatywnych komentarzy, iż od wyzwania sportowego i podjęcia ostatniej próby zdobycia wartościowego pasa Góral woli łatwe pieniądze za obicie kolejnego wypalonego przeciwnika na gali Polsat Boxing Night. Trudno się z tym nie zgodzić, podpisuję się pod tymi opiniami.
W takiej samej sytuacji (choć pewnie nie za te same pieniądze, ale to tyko moje gdybanie) znalazł się kilka dni później Artur Szpilka. I tę walkę przyjął. Podobno, bo jak właśnie przeczytałem Andrzej Wasilewski „nie potwierdza ani nie zaprzecza”. W świecie boksu oznacza to, że za wcześnie na stuprocentową pewność. Coś chyba jednak jest na rzeczy.
Czekamy więc na 16 stycznia. Hejterom proponuję poczekać do tej nocy i dopiero po ewentualnej porażce autora triumfalnie napisać „a nie mówiłem?”. Pamiętajcie, że Główka też nie był faworytem w walce z Huckiem, Holm miała być tylko kolejną ofiarą Rondy a Fury nie stanowić żadnego zagrożenia dla Kliczki. Stało się inaczej. 16 stycznia w Nowym Jorku również nie musi wygrać faworyt.
Autor: Bóg sportu