Reprezentacja Polski w futbolu amerykańskim rozegrała pierwszy w tym roku mecz wyjazdowy. Naszym rywalem w Székesfehérvár byli niedoświadczeni Węgrzy, którzy niespodziewanie, rzutem na taśmę wygrali 23:22.
Dla gospodarzy był to dopiero trzeci mecz w historii. W tym roku przegrali już wyraźnie z Czechami (7:26) i Serbią (0:56) i liczyli, że starcie z bratankami znad Wisły przyniesie im upragnione pierwsze zwycięstwo. My również czekaliśmy na przełamanie po tegorocznych minimalnych porażkach z notowanymi w Europie odpowiednio na 6. i 5. miejscu Duńczykami (35:37) i Szwedami (21:28).
Przez większą część pierwszej kwarty musieliśmy czekać na objęcie prowadzenia. Dał je nam Adam Nelip, który wywalczył 3 punkty poprzez udane kopnięcie z pola. Chwilę później jednak Węgrzy, którym w trzech próbach nie udało się przejść 10 jardów, także zadecydowali, że spróbują wykonać field goal. Różnica była jednak taka, że kopacz gospodarzy znajdował się około 50 jardów od bramki. Ku zaskoczeniu wszystkich Ferenc Baksa umieścił piłkę idealnie nad poprzeczką, doprowadzając do remisu 3:3 i takim wynikiem zakończyła się pierwsza część spotkania.
Druga kwarta należała zdecydowanie do nas. Po raz kolejny w kadrze brylował running back Tychy Falcons Jacek Wróblewski, po którego około 11-jardowym biegu wyszliśmy na prowadzenie 9:3. Niestety próba podwyższenia za jeden punkt Dawida Pańczyszyna okazała się nieudana, co miało brzemienny skutek w końcowym wyniku. W pierwszej połowie na pozycji rozgrywającego prezentował się zawodnik Warsaw Eagles Karol Żak i to właśnie po jego indywidualnej akcji biegowej powiększyliśmy swoje prowadzenie. Tym razem za podwyższenie wziął się Adam Nelip i dał nam dodatkowy 1 punkt. Do szatni schodziliśmy zatem prowadząc 16:3 i licząc, że sytuacja jeszcze bardziej poprawi się w kolejnych dwóch kwartach.
Niestety zamiast “dobicia” rywali, w trzeciej kwarcie byliśmy świadkami świetnej postawy gospodarzy. Márton Czirók dał Węgrom drugie w ich historii przyłożenie, co w połączeniu z kopnięciem za jeden punkt Ferenca Baksy zmniejszyło ich stratę do stanu 10:16. Polacy mimo większego futbolowego doświadczenia wyraźnie osłabli w defensywie, co bezlitośnie wykorzystali nasi rywale. Bohaterami w tym starciu był niewątpliwie duet Czirók-Baksa, który po raz drugi w tym spotkaniu dał gospodarzom siedem punktów i sensacyjne prowadzenie 17:16.
Polakom zostało niewiele ponad 4 minuty, by odwrócić losy meczu i sztuka ta nam się udała! Podanie Bartosza Dziedzica, który po przerwie zameldował się na pozycji quarterbacka, zamienił na touchdown Tomasz Zubrycki z Lowlanders Białystok. Prowadziliśmy pięcioma punktami i chcieliśmy zniwelować wcześniejsze nieudane kopnięcie Pańczyszyna podwyższeniem za dwa punkty. Podanie Dziedzica zostało jednak podbite i ostatecznie piłka nie znalazła się w rękach Polaków. Błędy przy podwyższeniach zemściły się na zaledwie pół minuty przed końcem czasu meczu. Balázs Szabolcska złapał podanie rozgrywającego w naszym polu punktowym i to Madziarowie wówczas prowadzili. Próbowali także podwyższyć za dwa punkty, by w razie naszego desperackiego kopnięcia z pola, groziła im co najwyżej dogrywka. Podanie okazało się nieudane, lecz gospodarze i tak mieli powody do zadowolenia, ponieważ wygrywali, a nam pozostało 30 sekund, by odwrócić losy pojedynku. Zbliżyliśmy się nieco w kierunku pola punktowego Węgrów, lecz po nieudanym długim podaniu Dziedzica, defensor naszych rywali przechwycił piłkę i byliśmy już wówczas pewni, że tego meczu nie wygramy. Tak też się stało, gospodarze wspierani przez własnych kibiców nie mieli już zamiaru przeprowadzać akcji i czekali na upłynięcie czasu oraz końcowy gwizdek, by móc świętować swoje historyczne, pierwsze zwycięstwo 23:22.
Nasi futboliści będą mieli okazję do poprawienia swojego fatalnego tegorocznego bilansu spotkań już za dwa tygodnie. 8 października na Arenie Lublin w ostatnim meczu w 2016 roku reprezentacja Polski podejmie Holandię i o zwycięstwo – przynajmniej “na papierze” będzie nam zdecydowanie trudniej.