Mamy fundament, którego nie wolno nam zmarnować!

17 wrz 2015, 14:32

Polska reprezentacja wróciła już do domu, mimo że EuroBasket trwa jeszcze do 20 września. Swoją przygodę zakończyliśmy przegraną z reprezentacją Hiszpanii, choć może bardziej z samym Pau Gasolem. Orły Mike’a Taylora rozegrały świetny turniej, walcząc jak równy z równym z takimi drużynami jak Francja, czy właśnie Espania.

Równa gra

Od samego początku turnieju we Francji reprezentanci naszego kraju grali bardzo równą koszykówkę. Można wręcz powiedzieć, że grali to, czego wymagał od nich rywal. Każdy z meczy, które rozegraliśmy na tych Mistrzostwach Europy był bardzo wyrównany. Zaczynając od spotkania z Bośnią i Hercegowiną, a kończąc właśnie na hiszpańskiej reprezentacji.

Już od pierwszych sparingów naszych kadrowiczów zauważyłem, że nie potrafimy narzucić swojego stylu gry przeciwnikowi. Zawsze graliśmy to, czego wymagał od nas rywal – zazwyczaj z pozytywnym skutkiem. Przykładem może być mecz z Islandią podczas Bydgoszcz Basket Cup. Polacy grali słabo, tracili masę piłek, lecz i tak potrafili wygrać nie prezentując świetnej koszykówki. Zupełnie z innej strony podopieczni Taylora pokazali się następnego dnia, wychodząc na parkiet w meczu przeciwko Belgii. Grali mądrze, zespołowo i nie tracili piłek.

Tak też było na tym EuroBaskecie. Świetny mecz z Francją, po którym na głowy polskich koszykarzy spadł kubeł zimnej wody. Gramy bardzo dobry basket z dobrymi przeciwnikami, lecz z tymi słabszymi jest nieco gorzej. W naszym ostatnim meczu na Mistrzostwach Europy brakło nam sił, zdawało się, że nasi rodacy po prostu przestraszyli się rozpędzonej hiszpańskiej lokomotywy. Dziś powinniśmy jednak patrzeć na to z innej strony, dostrzec wiele pozytywów w naszej grze w pierwszych trzech kwartach tegoż meczu.

Nowi liderzy

Każdy kibic koszykówki spodziewał się, że liderem naszej kadry będzie nie kto inny jak nasz jedynak w NBA, Marcin Gortat. Okazało się jednak inaczej. Polish Hammer z reprezentacją trenował od 1 sierpnia, czyli dokładnie 2 tygodnie krócej niż reszta zespołu. Na EuroBaskecie sprawy w swoje ręce wzięli Mateusz Ponitka, Adam Waczyński, jak i w niektórych momentach AJ Slaughter.

Nowy zawodnik Stelmetu Zielona Góra, czyli Ponitka zyskał dzięki tym mistrzostwom nowy pseudonim – Dobitka. Już w pierwszym meczu dał się we znaki reprezentacji Bośni i Hercegowiny. Zaledwie 22 letni killer punktował, dryblował, zbierał i przejmował. Młody skrzydłowy był odpowiedzialny za brudną robotę, którą wykonał w 100%. Mimo kontuzji lewej dłoni dał z siebie bardzo wiele, aż trudno sobie wyobrazić naszą reprezentację bez zawodnika Stelmetu.

Drugą osobą wartą wyróżnienia jest Adam Waczyński, który był piątym strzelcem EuroBasketu po rundzie grupowej, pierwszym natomiast wśród graczy spoza NBA! Skrzydłowy Obradoiro nękał drużyny przeciwników swoimi rzutami z dystansu, niezależnie czy musiał rzucać przez ręce, czy nawet z prawie ósmego metra – jak w meczu z Francją. Słyszałem nawet, że do Montpellier zjechali się skauci najlepszych europejskich klubów by oglądać właśnie Adama. Jego transfer do lepszego klubu wydaje się wręcz pewny, lecz do jakiego? NBA to może i za wysokie progi, lecz zawodnikiem wspierającym drużynę z ławki byłby naprawdę bardzo dobrym.

Wielu Polaków jest oburzonych naturalizacją AJ Slaughtera. Jak się jednak okazuje, nasza reprezentacja bez niego nie miałaby szans rywalizować z najlepszymi drużynami. Był trzecim zawodnikiem naszej reprezentacji we współczynniku +/-. Mało kto jednak docenia jego wkład w grę polskiej drużyny. Chętnie powrócę do meczu z Francją, kiedy to naturalizowany Polak rozdawał asystę za asystą. Wchodzący w jego miejsce Łukasz Koszarek tak dobrze sobie nie radził, więc trudno sobie wyobrazić grę naszej drużyny bez Slaughtera. AJ powiedział również, że chciałby zagrać w Mistrzostwach Europy, które mają się odbyć za 2 lata – być może w Polsce. Wraz z Kamilem Łączyńskim mogą stworzyć jeden z najlepszych europejskich duetów.

Przemek Karnowski przyszłością polskiej koszykówki

Wiele osób widziało podkoszowego Gonzagi w tegorocznym Drafcie, jednak ten podjął moim zdaniem słuszną decyzję – chce skończyć uczelnię, zgłosić się za rok. Popularny „Big Mamba” rozegrał świetny sezon NCAA i przyjechał na kadrę, gdzie wszyscy oczekiwali od niego bardzo wiele.

Okres przygotowawczy do Mistrzostw Europy był dla Przemka bardzo ciężki. Spotkał go nagły spadek formy, nie potrafił przepchać się pod koszem, miał problem ze złapaniem piłki. Akcje kończył zupełnie inaczej, niż robi to na co dzień – rzutami. Nie wykorzystywał odpowiednio swoich świetnych warunków fizycznych. Do przebudzenia doszło jednak na EuroBaskecie! Wchodząc z ławki notował średnio 5,5 punktu. Dawał świetne zmiany, walczył o piłki i nie miał respektu przed takim graczem jak Pau Gasol. Zagrał przeciwko niemu znacznie lepiej niż Marcin Gortat. Impreza dla niego zdecydowanie na plus.

O jego szansę na wybór w Drafcie zapytałem jakiś czas temu skauta Denver Nuggets, Rafała Jucia:

– Z racji tego, że mam podpisany kontrakt z Denver Nuggets nie mogę komentować czyichś szans, czy notowań – mówił Rafał. – Z mojego doświadczenia z pracy z kadrą mogę śmiało powiedzieć, że Przemek jest ciężko trenującym zawodnikiem i myślę, że będzie nim bardzo spore zainteresowanie. Zawodników o tak dobrych parametrach, z tak wielkimi umiejętnościami w ataku jest naprawdę tylko kilku każdego roku. Pozostaje nam trzymać za niego kciuki i czekać, jaki sezon rozegra w Gonzadze – kończy skaut Denver Nuggets.

To, że trafi do NBA wydaje się pewne. Jeśli nie złapie go jakaś kontuzja, nie przydarzy się jakiś kataklizm, a on wciąż będzie ciężko pracował na treningach, dostawał wskazówki od Marcina Gortata to bardzo możliwe, że stanie się jednym z najlepszych zawodników w historii polskiej koszykówki.

Gortat poniżej oczekiwań

Jak już wcześniej wspominałem, to nie Marcin Gortat był liderem naszej kadry na tych Mistrzostwach Europy. W sześciu meczach EuroBasketu Gortat rzucał średnio po 11,3 punktu, miał po 6,3 zbiórki. Teoretycznie statystyki całkiem przyzwoite, lecz nie odzwierciedlają jego występów na parkiecie.

Każdy kibic od naszego jedynaka w NBA oczekiwał bardzo dobrej gry. Bywało z tym różnie. Zdawałoby się, że Marcin dawał nam więcej siedząc na ławce. Dawał to, co Minnesocie Timberwolves daje doświadczony Kevin Garnett. Marcin jest w Polsce uważany za boga koszykówki, o wielkich umiejętnościach. Zejdźmy jednak na ziemię. Marcin w NBA jest tak naprawdę przeciętnym graczem, a nie liderem, na którego kreowały go polskie media.

W Washington Wizards Gortat jest zawodnikiem, który wraz z Johnem Wallem ma ustalone stałe zagrywki, wytrenowane od dwóch lat. Na zgranie się z reprezentacją miał za mało czasu, stąd też tak mała liczba akcji pick n roll. Jak sam mówił nie potrafił się zgrać z AJ Slaughterem, lepiej czuł się na parkiecie ze swoim starym kolegą – Łukaszem Koszarkiem.

Problemem było to, że gdy Marcin dostawał piłkę pod koszem na naszym obwodzie kończył się ruch. Marcin musiał sobie radzić sam, grać 1 na 1 – czego mistrzem nigdy nie był. Był to największy błąd popełniany przez naszych zawodników. Martwi również postawa naszego jedynaka z NBA w obronie. Odpuszczanie krycia, a następnie tłumaczenie się tym, że nigdy nie potrafił biegać za mniejszymi zawodnikami na obwodzie. Cóż, gdy przyszło mu się zmierzyć z Gasolem, typowym podkoszowym, wyglądało to fatalnie…

Może i Marcin nie zagrał dobrego turnieju, ale dał nam coś więcej. Trzymał tę kadrę mentalnie, starał się brać całą odpowiedzialność na siebie. Śmieszne są wpisy internetowych „hejterów” dokuczających Marcinowi, bez zachowania jakiegokolwiek szacunku. Nasz jedynak z NBA jest jednym z najlepszych polskich koszykarzy w historii, najdłużej ze wszystkich utrzymał się w najlepszej lidze świata. Nawet gdyby zagrał beznadziejnie to i tak należy mu się wielki szacunek za to co zrobił i co robi dla tego sportu. Pozostaje nam trzymać za niego kciuki w nadchodzącym sezonie i życzyć mu jak najlepiej.

Polski młot nie powiedział jednak, że już na 100 % chce skończyć z kadrą. Decyzję ma podjąć w lutym, jednak moim zdaniem przyda się jeszcze naszej reprezentacji. Za dwa lata w Polsce może zostać rozegrany turniej Mistrzostw Europy, a wtedy zapewne Gortat chętnie wróciłby do reprezentacji. Osobiście widziałbym go jednak jako zmiennika, zmiennika Przemka Karnowskiego. Rocznikowo 22 letni zawodnik w roku 2016 wystąpi w Drafcie do NBA, ba, może zostać wybrany już w pierwszej rundzie i stać się bardzo ważnym elementem drużyny z najlepszej ligi świata. Już na tych mistrzostwach było widać, że do stylu gry naszej reprezentacji bardziej pasuje podkoszowy Gonzagi, niż Gortat.

Świetny scouting

Za scouting w naszej reprezentacji odpowiedzialni byli w tym roku Marek Popiołek (zawodnik Polonii Warszawa) oraz Rafał Juć (scout zespołu NBA, Denver Nuggets). Obaj zapewniali przed turniejem, że dostarczyli sztabowi szkoleniowemu wszelkich informacji o grze naszych rywali – nie mylili się!

Polacy wychodząc na parkiet wydawali się za każdym razem bardzo pewni siebie. Wiedzieli, co będzie grał rywal, znali wszystkie jego dobre, jak i słabe strony. Za wykorzystywanie ich słabych stron odpowiedzialny był głównie Mateusz Ponitka. Jednak bez raportów sporządzonych przez naszych scoutów byłoby to niemożliwe!

Panowie ci, tak jak i nasi reprezentanci wykonali kawał dobrej roboty, za którą należą im się wielkie gratulacje. Warto dodać, że osoby odpowiedzialne za rozpracowywanie rywali są bardzo młode. Rafał jest najmłodszym skautem w historii, który został zatrudniony przez klub NBA. 19 czerwca obchodził swoje 23 urodziny, zaś Marek Popiołek ma 26 lat. Młodość w naszej kadrze rządzi pod każdym aspektem, nawet na ławce.

Trener, który musi zostać

Mike Taylor już rok temu pokazał jak ważnym elementem umożliwiającym osiągnięcie sukcesu jest atmosfera. U amerykańskiego szkoleniowca właśnie ona była najważniejsza, dlatego też w kadrze nie znalazł się Maciek Lampe. Właśnie ten element, jakim jest świetna atmosfera zaprowadził naszą kadrę do 1/8, ale i pozwolił na walkę z aktualnymi Mistrzami Europy.

Naszym mankamentem przed EuroBasketem były rzuty osobiste. Trener Taylor znalazł sposób jak pozbyć się swej pięty Achillesowej. Zorganizował akcję polegającą na tym, że każdy z zawodników rzuca po jednym osobistym. Jeśli ktoś nie trafi, biega, zaś jeśli trafią wszyscy to popularne linie wykonywać będą trenerzy. Udało się to raz:

Trener Taylor swą pracę z kadrą zaczął 1,5 roku temu. Jest odpowiedzialny za awans Polaków na te Mistrzostwa, dwukrotne pokonanie Niemców w eliminacjach. Wygraliśmy grupę bardzo młodą kadrą, która błysnęła także na tych mistrzostwach.

Na treningach u Mike’a Taylora jak mówią zawodnicy można pęknąć ze śmiechu. Dobry humor warunkuje wspaniałą, twórczą atmosferę w zespole. W trakcie zgrupowań jedna z osób ze sztabu szkoleniowego miała urodziny. O ich świętowanie zadbał właśnie nasz trener. W jego zwyczaju jest robienie tortu z pianki do golenia, w którym świętujący ma się zanurzyć. Wbrew pozorom  właśnie takie akcje świetnie scalają drużynę. Na morale drużyny wpływa to, że trener Taylor nauczył się polskiego hymnu, który śpiewa z zawodnikami przed rozpoczęciem każdego meczu. Budzi to szacunek zarówno u zawodników, jak i kibiców, dziennikarzy, czy też działaczy PZKosza.

Popularny stał się jego okrzyk stosowany w zeszłorocznych eliminacjach – DAWAJ POLSKA! Szkoleniowiec wykonał kawał dobrej roboty i jak sam twierdzi wciąż chce pracować z reprezentacją. Miejmy nadzieję, że nikt z Polskiego Związku Koszykówki nie wpadnie na pomysł nieprzedłużenia umowy z trenerem Taylorem.

Nie zmarnujmy tego!

Polacy awansując do 1/8 osiągnęli cel minimum. My kibice i dziennikarze zajmujący się na co dzień koszykówką, mamy wielki powód do zadowolenia. Graliśmy bardzo dobrą koszykówkę, walczyliśmy o zwycięstwo w każdym meczu. Nasza kadra jest bardzo młoda, szczególnie jej trzon – Mateusz Ponitka, Adam Waczyński, czy wbiegający z ławki Przemek Karnowski. O następny EuroBasket, który zostanie rozegrany w 2017 roku ubiega się PZKosz, a jeśli się to uda to będziemy mieli świetną szansę na pokazanie umiejętności przed swoimi kibicami. Wiadomo, gospodarzom ściany pomagają.

Potencjał w tej kadrze jest ogromny, a jego zmarnowanie byłoby grzechem. Nie możemy do tego dopuścić. Polski Związek Koszykówki musi zrobić wszystko, by zatrzymać trenera, przy którym sukces wydaje się być kwestią czasu.

Podobne teksty

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Dodaj komentarz!
Wprowadź imię

Artykuły

Artykuły ze strony www.johnnybet.com

SOCIAL MEDIA