Minęło 11 lat od śmierci Arkadiusza Gołasia

16 wrz 2016, 22:38

Mija 11 lat od śmierci Arkadiusza Gołasia – jednego z najbardziej utalentowanych polskich siatkarzy, reprezentanta Polski, młodego zawodnika, który miał przed sobą wielką karierę. Człowieka, o którym całe środowisko siatkarskie mówi jako o jednym z najbardziej pełnych życia i optymizmu. Gołaś zginął tragicznie  16 września 2005 roku. 

Leciał zawsze po marzenia

Urodzony w Przasnyszu siatkarz całą młodość spędził jednak w Ostrołęce – to tam się wychował, tam też zaczynał swoją przygodę z siatkówką. Nigdy nie zapomniał o rodzinnym mieście, znajdując zawsze czas (a przecież regularnie grający w klubie i reprezentacji sportowcy nie mają go w nadmiarze), by je odwiedzić, spotkać się z uczniami miejscowych szkół i pokazywać im, że warto walczyć o marzenia, na swoim własnym przykładzie. “Jeśli na boisku czujesz się jak ptak, to poczuj, jak wspaniale jest latać, i fruń jak najwyżej po marzenia.” – mówił.

Talent rzadko spotykany

Już jako młody chłopak dał się poznać jako gracz o wielkim talencie. W połączeniu z jego pracowitością, którą podkreślają wszyscy pracujący z nim kiedykolwiek trenerzy, zwiastowało to naprawdę błyskotliwą karierę. Potwierdzeniem tych przypuszczeń zdawał się być brązowy medal Mistrzostw Świata kadetów w 1999 roku. Gołaś był ważnym punktem drużyny.

Przechodząc na seniorski poziom rozgrywek, młody środkowy nie zawiódł. Trafiając od razu do jednego z najmocniejszych wówczas klubów, jakim był AZS Częstochowa, niemal od początku odgrywał w nim jedną z główny ról. Jako zawodnik obdarzony niebywałą skocznością i dysponujący imponującym zasięgiem (Zbigniew Ambroziak mówił, że “zasięgiem stratosferycznym”), zawsze pracowity, a na boisku waleczny, odważny i w pełni oddany drużynie szybko zyskał uznanie – kolegów z boiska, ekspertów, kibiców.

Kariera nabierająca rozpędu

Szybko został dostrzeżony przez trenera reprezentacji i w 2002 roku otrzymał do niej powołanie. Stał się ważnym jej elementem nie tylko dzięki swej świetnej grze, ale także pogodnemu usposobieniu. “Nigdy w życiu nie spotkałem człowieka o tak pozytywnym podejściu do życia” – mówił o nim Łukasz Kadziewicz.

Szansa na naprawdę wielką karierę pojawiła się przed Gołasiem w 2005 roku. Wówczas otrzymał ofertę z włoskiej serie A – w tamtych latach bezapelacyjnie najlepszej na świecie. W dodatku z najlepszego klubu – miał zagrać w Maceracie. Przyjęcie takiej oferty było więc oczywistością. Transfer wywołał olbrzymie poruszenie – to miał być pierwszy polski zawodnik w tak uznanym klubie.

Zawodnik niebiańskiej kadry

Niestety, Arek Gołaś nigdy w barwach Maceraty nie zagrał. Zginął w drodze do nowego klubu. Jechał do Włoch z żoną – byli małżeństwem zaledwie od dwóch miesięcy. Na austriackiej autostradzie A2w Griffen samochód Gołasiów zjechał na prawo i uderzył w betonowe barierki. Siatkarz zginął a miejscu.

Polska siatkówka dotkliwie odczuła jego stratę. Zawodnicy o takim talencie nie zdarzają się często. W dodatku skromny, zawsze uśmiechnięty Gołaś niemal w każdym budził sympatię. W kadrze zostawił wielu przyjaciół, był także ulubieńcem kibiców. Nie sposób było przeoczyć tego w Ostrołęce w trakcie jego pogrzebu – w ostatniej drodze towarzyszyły siatkarzowi tysiące ludzi. “Z kadry Polski awansował do kadry niebiańskiej” – powiedział ksiądz, odprawiający ceremonię.

Niezapomniana “16”

Numer “16”, z którym w kadrze grał Arkadiusz Gołaś miał zostać na stałe zastrzeżony. Nie zgodziło się na to FIVB, dlatego podjęto, wydaje się, jedyną słuszną w tym wypadku, decyzję – z “16” od tej pory grał Krzysztof Ignaczak, jego najlepszy przyjaciel zarówno na boisku, jak i w życiu prywatnym. “Igła” był świadkiem na ślubie Gołasiów, mówił zawsze, że są jak rodzina.

Po Mistrzostwach Świata w 2006 roku, kiedy nasi reprezentanci zdobyli srebrny medal, na podium wszyscy stanęli w takich samych koszulkach – koszulkach z numerem “16” na pamiątkę człowieka, który, gdyby nie tragiczny wypadek, z pewnością stałby tam razem z nimi. Szczęśliwy, ale pewnie i nieco speszony całą otoczką medialną, bo zawsze powtarzał, że gwiazdą się nie czuje i nie lubił szumu wokół swojej osoby.

Również w Maceracie zdecydowano się uhonorować numer “16” – koszulkę z tą cyfrą nosili we włoskim klubie grający w nim Polacy – najpierw Sebastian Świderski, potem Bartosz Kurek.

Dowodem na to, że siatkarskie środowisko o Arku Gołasiu pamięta, jest coroczny memoriał jego imienia odbywający się od 2006 roku, zawsze jesienią, tuż przed rozpoczęciem rozgrywek PlusLigi.

 

 

Podobne teksty

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Dodaj komentarz!
Wprowadź imię

Artykuły

Artykuły ze strony www.johnnybet.com

SOCIAL MEDIA