Nie ma już nie pokonanych w TBLK

19 paź 2015, 16:50

W miniony weekend rozegrano piątą kolejkę Basket Ligi Kobiet. O ile po pierwszych czterech mieliśmy dwie drużyny bez porażki to po tej nie ma już takiej. W Siedlcach zespół z Bydgoszczy gromi miejscowy MKK, z Polkowic na tarczy wyjeżdża zespół Wisły Kraków a we Wrocławiu pierwszej porażki doznaje Ślęza.

ZAGŁĘBIE SOSNOWIEC – MUKS POZNAŃ 68:55 (22:11, 18:10, 16:18, 12:16)

W meczu bieniaminków górą zespół z Sosnowca. Zespół Zagłębia pokazał zespołową grę czym bardzo szybko przejął kontrolę nad spotkaniem i nie oddał go do końca spotkania.

AZS GORZÓW WIELKOPOLSKI – BASKET GDYNIA 61:68 (18:18, 6:19, 20:12, 17:19)

Gorzowianki dobrze rozpoczęły spotkanie, po pierwszych akcjach prowadziliśmy różnicą pięciu punktów. Niestety przewaga stopniała szybciej niż powstała. Druga kwarta to koncert gdynianek. – Świetnie zagrały nasze doświadczone zawodniczki. Jelena Skerović zanotowała 10 asyst, a Agnieszka Bibrzycka była egzekutorem – stwierdziła na pomeczowej konferencji prasowej Katarzyna Dydek.
W trzeciej kwarcie gorzowskie akademiczki rzuciły się do pogoni. Pod nieobecność na parkiecie podstawowych zawodniczek gości udało nam się wyjść na prowadzenie. – Pod nieobecność Kelley Cain byliśmy zmuszeni zmienić system gry i to nam się opłaciło. Szkoda tej końcówki, bo mogło być naprawdę różnie – powiedział po meczu szkoleniowiec KSSSE AZS PWSZ Gorzów Dariusz Maciejewski. W ostatnich minutach więcej zimnej krwi zachowały zawodniczki z Gdyni rozstrzygając mecz na swoja korzyść

MKK SIEDLCE – ARTEGO BYDGOSZCZ 66:118 (13:29, 23:39, 16:17, 14:33)

Festiwal strzelecki w wykonaniu Artego. Od początku spotkania zespół trenera Mollova nic nie miał do powiedzenia. Bydgoszczanki zaczęły od wielkiego C i prowadzenia 14:0. O obronie zespołu z mazowsza nie można nic powiedzieć po za tym, że … obrony wręcz nie było.

Teodor Mollov powiedział po spotkaniu: Nie chcę powiedzieć, że jestem prorokiem. Kiedy śledziłem mecz w Polkowicach naszych dzisiejszych rywalek to przewidywałem, że wynik z nami będzie tragiczny. Nasz atak nie był najgorszy, nasza defensywa była tragiczna, a skuteczność przeciwnika była zabójcza. Zespół bez playmakera to nie jest zespół. Nam jednak udało się coś zawiązać. Mecz wyglądał tak jak wyglądał. Starcie kopciuszka z zespołem o euroligowym potencjale nie mogło zakończyć się innym rezultatem niż naszą porażką.

ŚLĘZA WROCŁAW – ENERGA TORUŃ 78:80 (18:28, 21:16, 20:22, 19:14)

Rosnącą dyspozycję torunianki zaczęły potwierdzać od samego początku spotkania ze Ślęzą. Grały na wysokiej skuteczności, w efekcie czego już po pierwszej kwarcie miały 10-punktową przewagę (28:18). Nie tylko wynik mógł martwić miejscowych kibiców. Oto bowiem już na tym etapie rywalizacji trzy przewinienia miała Sharnee Zoll.
Ostatnia kwarta to ciągła pogoń wrocławianek, które na minutę i 38 sekund przed końcem, po punktach Agnieszki Śnieżek, dopięły swego (było 78:77 dla Ślęzy). Emocje w hali AWF-u sięgnęły zenitu, ale później do kosza trafiały już tylko przyjezdne. Za każdym razem z rzutów wolnych – dwa razy Paulina Misiek, raz Matee Ajavon. Ostatnia akcja należała do podopiecznych Algirdasa Paulauskasa, jednak rzut za dwa Katarzyny Krężel okazał się niecelny.
Tym samym Ślęza przegrała z Energą 78:80. Trzeba jednak pamiętać, że ani na chwilę na parkiecie nie pojawiał się kontuzjowana Sandra Linkeviciene, a na domiar złego w trakcie spotkania urazu nabawiła się Zuzanna Sklepowicz.

Co prawda przed tym spotkaniem zespół z Torunia miał zdecydowanie gorszy bilans zwycięstw i porażek (1-3) niż Ślęza (4-0), ale w niedzielę Energa udowodniła, że nabiera coraz większego rozpędu. Trzeba pamiętać, że dopiero po trzeciej kolejce do drużyny dołączyła Matee Ajavon, a wkrótce ze Stanów Zjednoczonych przyleci także mistrzyni WNBA Shae Kelley. W pełnym zestawieniu Katarzynki należy wymieniać w gronie kandydatów do medali.

Rosnącą dyspozycję torunianki zaczęły potwierdzać od samego początku spotkania ze Ślęzą. Grały na wysokiej skuteczności, w efekcie czego już po pierwszej kwarcie miały 10-punktową przewagę (28:18). Nie tylko wynik mógł martwić miejscowych kibiców. Oto bowiem już na tym etapie rywalizacji trzy przewinienia miała Sharnee Zoll.

Świetny początek drugiej kwarty wrocławianek („trójki” Sharnee Zoll i Doroty Mistygacz oraz dwa punkty Agnieszki Śnieżek) sprawił, że Ślęza natychmiast złapała kontakt z rywalkami. Na dwie i pół minuty przed przerwą, po rzucie za trzy Katarzyny Krężel, był nawet remis (39:39). W odpowiedzi trafiły jednak Victoria Macaulay i Kristina Alikina, co na półmetku dało pięciopunktowe prowadzenie Enerdze.

Wrocławianki były „na minusie” przez cała trzecią kwartę. W pewnym momencie przyjezdne prowadziły nawet 59:50. Gdy Ślęzie udało doskoczyć się na 59:63, równo z syreną kończącą tę część gry za trzy trafiła Weronika Idczak. Jednak nawet to nie podłamało miejscowych koszykarek.

Ostatnia kwarta to ciągła pogoń wrocławianek, które na minutę i 38 sekund przed końcem, po punktach Agnieszki Śnieżek, dopięły swego (było 78:77 dla Ślęzy). Emocje w hali AWF-u sięgnęły zenitu, ale później do kosza trafiały już tylko przyjezdne. Za każdym razem z rzutów wolnych – dwa razy Paulina Misiek, raz Matee Ajavon. Ostatnia akcja należała do podopiecznych Algirdasa Paulauskasa, jednak rzut za dwa Katarzyny Krężel okazał się niecelny.

Tym samym Ślęza przegrała z Energą 78:80. Trzeba jednak pamiętać, że ani na chwilę na parkiecie nie pojawiał się kontuzjowana Sandra Linkeviciene, a na domiar złego w trakcie spotkania urazu nabawiła się Zuzanna Sklepowicz.

Trener Energii po spotkaniu powiedział: To dla nas bardzo ważne zwycięstwo, bardzo się z niego cieszę. Początek tego sezonu był dla nas naprawdę ciężki, ponieśliśmy trzy porażki na starcie. W tym składzie, co dziś, graliśmy drugi mecz. Za tydzień dojedzie jeszcze jedna zawodniczka i wtedy będziemy mieć już praktycznie pełny skład, który mam nadzieję, że będzie walczył o wysokie miejsce. Dzisiaj był bardzo ostry mecz. Myślę, że kibicom się podobał. Może nie wrocławskim, bo ich drużyna przegrała, ale to był dobra promocja koszykówki żeńskiej.

MKS POLKOWICE – WISŁA CANPACK KRAKÓW 51:57 (18:10, 13:16, 8:15, 18:10)

Do dzisiejszego pojedynku w mistrzyniami Polski z Krakowa MKS przystąpił podbudowany wygraną nad wicemistrzyniami z Bydgoszczy odniesioną przed tygodniem. Zmotywowany i zdeterminowanym zespół trenera Vadima Czeczuro od samego początku grał agresywnie w obronie oraz skutecznie w ataku. Pierwsze punkty w meczu zdobyła Miljana Bojović dziurawiąc kosz krakowianek zza linii 6,75 m. Kolejne fragmenty to popis nieskuteczności wiślaczek, które nie mogły poradzić sobie z twardą defensywą gospodyń. Podopieczne trenera Jose Hernandeza nie trafiały ani spod kosza, ani z obwodu. Po sześciu minutach gry gospodynie prowadziły 13:1 i ten wynik najlepiej oddaje różnice w grze obu zespołów. Dwie minuty później było 18:6 po tym jak Bojović po raz drugi w kwarcie otwierającej mecz trafiła za trzy punkty i dodatkowo dopisała do dorobku swojego zespołu jedno „oczko” po rzucie wolnym. Ostatecznie kwarta otwierająca mecz zakończyła się wygraną gospodyń 18:10.

W drugiej kwarcie wydawało się, że krakowianki łapią właściwy rytm gry. W ciągu dwóch minut zniwelowały straty do czterech punktów. Potem jednak o cztery kolejne punkty swój dorobek powiększyły polkowiczanki i hiszpański szkoleniowiec drużyny z Krakowa zdecydował o wzięciu czasu. Po nim wiślaczki trafiły zza linii 6,75 i przewaga gospodyń stopniałą do zaledwie trzech „oczek”. W szóstej minucie drugiej kwarty mistrzynie Polski doprowadziły do wyrównania po 24. Polkowiczanki jednak odpowiedziały punktami Agnieszki Majewskiej, Bojović i Nadirah McKenith i ponownie objęły siedmiopunktowe prowadzenie. W końcówce kwarty krakowianki zdołały jeszcze zniwelować straty do pięciu „oczek”. W pierwszej połowie nasz zespół wygrał walkę na tablicach, a także był skuteczniejszy. Te dwa elementy decydowały o prowadzeniu polkowiczanek. Najskuteczniejsza w ekipie z Polkowic po 20 minutach była Bojovć, która rzuciła 9 punktów. Taki sam dorobek miała Katerina Zohnova w drużynie mistrzyń Polski.
Początek drugiej połowy był bardzo nerwowy z obu stron. Mnożyły się błędy, straty, rzuty z nieprzygotowanych pozycji. Jako pierwsze nerwy opanowały podopieczne trenera Czeczuro, które cały czas miały kilkupunktową przewagę. Całą trzecią kwartę toczyła się szarpana walka o każdą piłkę. Po 28 minutach był remis po 39, potem jeszcze do kosza gospodyń trafiła Laura Nicholls i ostatnią odsłonę mistrzynie Polski zaczynały z dwupunktowym prowadzeniem. Do remisu doprowadziła Agnieszka Majewska.
Ta sama zawodniczka miała szansę wyprowadzić swój zespół na prowadzenie, ale niestety nie zamieniła na punkty żadnego z dwóch rzutów osobistych. Trafiła za to Nicholls i ponownie to wiślaczki objęły prowadzenie. Cztery minuty przed końcowa syreną to gospodynie prowadziły dwoma punktami. Końcowe fragmenty meczu to festiwal błędów z obu stron, a także zażarta walka o każdy centymetr parkietu. Płynnej koszykówki nie było za wiele, ale na pewno nie można było narzekać na brak emocji. Wręcz przeciwnie tych było bez liku. Gdy nieco ponad dwie minuty przed końcem trójkę odpaliła Ewelina Gala przewaga polkowiczanek urosła do czterech punktów, a hala w Polkowicach eksplodowała. Ostatnią minutę meczu kibice oglądali na stojąco. Głośny doping pomógł, bo polkowiczanki pokonały mistrzynie Polski 57:51.

Podobne teksty

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Dodaj komentarz!
Wprowadź imię

Artykuły

Artykuły ze strony www.johnnybet.com

SOCIAL MEDIA