MKS Będzin zdobył pierwsze punkty w sezonie! Po czterech kolejkach i meczu z Jastrzębskim Węglem (2:3) zespół Gido Vermeulena zajmuje przedostatnie miejsce w tabeli, tym samym wyprzedzając Asseco Resovię Rzeszów.
Jastrzębianie lepiej rozpoczęli spotkanie, już na samym początku zyskując trzypunktową przewagę (0:3) . Będzinianie szybko ruszyli do walki, jednak ich rywale wyraźnie postawili granicę i bez wysiłku utrzymywali dystans (2:3, 2:6). Będzinianie mieli problem z dobiciem się do boiska Pomarańczowych. Podopieczni Ferdinando De Giorgiego genialnie grali w defensywie i dzięki temu raz za razem mogli wyprowadzać skuteczne kontry (8:12). Dosyć niespodziewanie wynik zaczął się wyrównywać i nim się obejrzeliśmy na tablicy pojawił się remis 14:14. Przez jakiś czas gra toczyła się punkt za punkt i dopiero w końcówce przyjezdnym udało się wrócić na prowadzenie (19:22). Kropkę nad “i” w tej odsłonie postawił autowy atak Lincolna Williamsa (21:25).
Poirytowani niepowodzeniem będzinianie dobrze weszli w drugą odsłonę (4:1). Gospodarze grali jak z nut, sytuacja była kompletnie przeciwna do tej z poprzedniego seta. Tym razem to zawodnicy z Jastrzębia musieli gonić wynik (8:4). Nie pomagały im liczne błędy w ataku i niechlujne rozegranie. Z każdą piłką miejscowi umacniali się na prowadzeniu. Nagle Pomarańczowi zerwali się do walki i zmniejszyli straty do tylko jednego “oczka” (13:12). MKS w porę zareagował i powrócił ze zdecydowaną przewagą. Z każdą piłką partia zbliżała się do końca. Wszystko wskazywało na to, że druga odsłona padnie łupem miejscowych, dzięki czemu wyrównają setowy stan rywalizacji (21:16). Tak też się stało, a pomocną dłoń wyciągnął w stronę MKS-u Julien Lyneel, który zakończył partię autowym serwisem (25:21).
Trzeci set przywitał nas zaciętą rywalizacją punkt za punkt. Raz jedni, a raz drudzy zdobywali skromne prowadzenie (3:4, 5:4). Jastrzębianie jako pierwsi wyrwali się i zgarnęli na swoje konto trzy “oczka” więcej (7:10). Na ich nieszczęście nie mogli cieszyć się prowadzeniem zbyt długo. Będzinianie niemalże natychmiast ruszyli do ataku i wyrównali (12:12). Pomarańczowi byli jakby całkowicie sparaliżowani, nie byli w stanie zrobić przejścia, podczas gdy miejscowi zdobywali punkt za punktem (17:13). Szybko wykorzystali swoją okazję i doprowadzili odsłonę do końca, wygrywając 25:19 i tym samym obejmując prowadzenie w całym meczu 2:1.
Początek czwartej partii z powrotem padł łupem drużyny z Jastrzębia (1:6). Podopieczni trenera De Giorgiego przekładali całą sportową złość na moc w ataku. Tym razem to Będzinianie zostali postawieni w roli drużyny, która musi “gonić wynik” (5:10). Pomarańczowi robili wszystko aby wykorzystać swoją ostatnią szansę i doprowadzić do tie-breaka. Role kolejny raz odwróciły się. Z każdą piłką jastrzębianie umacniali się na prowadzeniu (10:14). W kulminacyjnym monecie dystans między drużynami wynosił aż siedem “oczek” (13:20)! Będzinianie zostali całkowicie przygnieceni i już do ostatniego gwizdka nie byli w stanie wyprowadzić skutecznego ataku. Jastrzębski Węgiel triumfował z ogromną przewagą – 25:13 i tym samym doprowadził do piątego, decydującego seta.
Podobnie jak kilkanaście minut temu, jastrzębianie rozpoczęli seta z wysokiego “C” (1:4). Niespodziewanie tempo spotkania drastycznie spadło, a to wszystko za sprawą nieudanych serwisów. Obydwa zespoły ryzykowały i niestety żadnemu z nich nie wyszło to na dobre. Po całej serii, aż sześciu nieudanych zagrywek wynik wskazywał 4:7. Ostatecznie przełamano tę niemoc i gra ruszyła dalej. Pomarańczowi niezmiennie kontrolowali grę (7:12). Pomocną dłoń podał im Artur Ratajczak, który ukrócił walkę i zakończył mecz zepsuta zagrywką (10:15)
MKS Będzin – Jastrzębski Węgiel (21:25, 25:21, 25:19, 13:25, 10:15)
MVP: Lukas Kampa
MKS Będzin: Peszko, Williams, Ratajczak, Grzechnik, Kozub, Langlois, Potera
Jastrzębski Węgiel: Lyneel, Kampa, Kosok, Hain, Fromm, Konarski, Popiwczak