Osłabiona, bo bez Milada Ebadipoura i Karola Kłosa, PGE Skra Bełchatów w ramach zaległej, 14. kolejki, podejmowała Trefl Gdańsk. Przyjezdni wystąpili już w pełnym składzie, bo po drobnej kontuzji wrócił Paweł Halaba, ale jak się okazało i to było za mało na podopiecznych Mieszka Gogola.
Początek spotkania był bardzo wyrównany, zespoły szły punkt za punkt (2:2, 5:5). Ostatecznie po bloku na Bartoszu Filipiaku i serii dobrych zagrywek Norberta Hubera bełchatowianie wyszli na prowadzenie (8:6). Gdańszczanie nie pozostali dłużni. Wkrótce Filipiak sam popisał się asem serwisowym (11:11), a za kilka minut jego ślady poszedł Paweł Halaba (12:13). Przez chwilę zespoły grały w kontakcie, ale wystarczyło kilka dobrych akcji w wykonaniu Milana Katicia żeby Skra wróciła na prowadzenie (17:15, 19:17). Partia zbliżała się do końca, a podopieczni Mieszka Gogola nadal nadawali rytm grze (21:20). Na boisku jeszcze na chwilę pojawili się Łukasz Kozub i Kewin Sasak, a chwilę później Kamil Droszyński i Mariusz Wlazły. Zmiennicy pomogli Treflowi. Ze stanu 23:20, na tablicy pojawiło się 23:23! Premierową odsłonę zakończył po krótkiej grze na przewagi sprytny atak Hubera ze środka siatki (27:25).
Drugi set otworzył dobry atak Dusana Petkovicia z kontry (1:0). Po raz kolejny gdańszczanie zaczęli bombardować rywali zagrywką, kolejny as serwisowy zapisał na swoim koncie Halaba (2:3). Skra za to męczyła w przyjęciu Rubena Schotta, a Niemiec nie zawsze radził sobie z zagrywką (5:4). Prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie, nim się obejrzeliśmy to przyjezdni mieli dwa oczka zapasu (7:9). Bełchatowianie zaliczyli przestój przy zagrywkach Schotta i dopiero potężny atak Katicia w sam róg boiska ich obudził. Gdańszczanie mieli ogromne problemy z utrzymaniem prowadzenia. Przy stanie 12:10 o przerwę poprosił trener Winiarski. Na zagrywce ponownie pojawił się niekwestionowany lider zespołu, Paweł Halaba i sytuacja odwróciła się o 180 stopni (13:15). Nie musieliśmy długo czeka na kolejny zwrot akcji. W końcówce dobrze funkcjonować zaczął blok PGE Skry i w ten sposób gospodarze “odjechali” na trzy punkty (19:16). Podobnie jak w poprzedniej odsłonie, przyjezdni nadgonili (20:20), a po ataku Filipiaka przejęli kontrolę. Wszystko zapowiadało kolejną nerwową końcówkę (22:22). Bełchatowianie szybko odpalili i nie pozwolili rywalom przeciągnąć seta. Partię zakończył atak blok-aut Katicia (25:22).
W trzecim secie siatkarze nie zamierzali zwalniać tempa. Cały czas grali na najwyższych obrotach i w kontakcie (5:4, 6:7). Gra toczyła się bez zmian, punkt za punkt, aż w zespole Trefla coś stanęło. Przyjezdni zaczęli popełniać błędy, co niestety ich słono kosztowało. Przy stanie 15:13 interweniował trener Winiarski. Przerwa nie pomogła siatkarzom z Pomorza. Bełchatowianie za to rozkręcali się z akcji na akcję. W końcu w miejsce Schotta pojawił się Mateusz Janikowski. Przewaga gospodarzy była znacząca – wynosiła aż pięć oczek (18:13)! W decydującym fragmencie spotkania gdańszczanie nie pomagali sobie błędami. Dużo wskazywało na to, że przyjezdni już w tym meczu nie powalczą (21:18). Po sprytnej kiwce Petkovicia gospodarze mieli do wykorzystania serię piłek meczowych (24:20). Kropkę nad “i” postawił… Bartłomiej Moedyl, który zakończył mecz zepsutą zagrywką (25:21).
PGE Skra Bełchatów – Trefl Gdańsk 3:0 (27:25, 25:22, 25:21)
MVP: Milan Katić
PGE Skra Bełchatów: Kochanowski, Katić, Szalpuk, Łomacz, Petković, Huber, Piechocki, Droszyński, Wlazły, Orczyk, Milczarek, Ebadipour
Trefl Gdańsk: Filipiak, Janusz, Schott, Halaba, Crer, Mordyl, Olenderek, Kozub, Jakubiszak, Sasak, Janikowski, Urbanowicz, Majcherski, Grzyb