Kompletnie rozbici na własnym terenie zostali futboliści Warsaw Sharks. W ostatnim meczu 3. kolejki Topligi stołeczna drużyna nie dała rady wicemistrzom Polski – Panthers Wrocław, przegrywając aż 6:63.
Mecz rozpoczął się kopnięciem gospodarzy i Panthers zostali powstrzymani już na około 30. jardzie. Wrocławianie jednak systematycznie parli do przodu, czego efektem było dość szybko zdobyte przez Deante Battle’a przyłożenie. Bez trudu piłkę między słupkami umieścił chwilę później Dawid Pańczyszyn i było już 7:0 dla wicemistrzów Polski.
Na chwilę Sharks zdołali przejść do ofensywy, lecz ich ataki nie przekroczyły 30. jarda gości, którzy na nowo mogli rozpocząć budowanie akcji. Przewagę Panter podwyższył braterski duet – Bartosz Dziedzic podał do Tomasza Dziedzica i wynik brzmiał 13:0, a po podwyższeniu Pańczyszyna przyjezdni na swoim koncie mieli już 14 punktów.
Posiadający mistrzowskie aspiracje goście, chcący się jednocześnie zrehabilitować własnym kibicom za zeszłotygodniową porażkę z Seahawks Gdynia, nie zwalniali tempa. Efektownie prezentował się podstawowy rozgrywający reprezentacji Polski, Bartosz Dziedzic, po którego długim podaniu Panthers zaliczyli trzeci touchdown, autorstwa Patryka Matkowskiego. Ponownie również nie zawiódł Pańczyszyn – 21:0.
Jeszcze przed przerwą gospodarze pokazali, że tanio skóry nie sprzedadzą, nawet w potyczce z wicemistrzami Polski. Znakomity, prawie 80-jardowy rajd, zwieńczony przyłożeniem, wykonał MVP poprzedniego domowego meczu Sharks – Giorgio Bryant. Próba podwyższenia za dwa punkty była nieudana, lecz Rekiny zmniejszyły stratę do 15 punktów.
Na przerwę Pantery schodziły jednak z prowadzeniem 28:6, ponieważ ponownie bracia Dziedzicowie dali przyłożenie i po kopnięciu Pańczyszyna przewaga przyjezdnych zwiększyła się do 22 punktów.
W trzeciej kwarcie efektowną akcją popisał się Mikołaj Cieśla. Jego bieg skończył się jednak kilka jardów przed polem punktowym. Już w następnej próbie touchdown zanotował jednak Rickey Stevens i Przyjezdni prowadzili więc już 35:6 (podwyższył za jeden punkt Dawid Pańczyszyn).
Jeszcze w trzeciej kwarcie po fatalnej próbie odkopnięci piłki przez ekipę Sharks, ta trafiła wprost w ręce Tomasza Kamińskiego, któremu nie pozostało nic innego, jak zdobyć kolejne przyłożenie dla gości, dzięki czemu (i podwyższeniu bezbłędnego Pańczyszyna) Pantery wygrywały już 42:6.
Zdobywanie punktów dla Panter przez Polaków kontynuował Wiktor Zięba, łapiąc długie zagranie od Dziedzica, który pokazał, że nie chce być tylko rezerwowym i powalczy ze Stevenem White’m o miano podstawowego rozgrywającego wicemistrzów Polski, którzy niebawem rozpoczynają walkę w futbolowej Lidze Mistrzów. Znakomicie dysponowany był dzisiejszego dnia także Dawid Pańczyszyn, który za każdym razem udanie podwyższał za jeden punkt po przyłożeniu.
O miano najlepszej akcji meczu był zacięty bój. Wydawało się, że rajd Giorgio Bryanta nie będzie miał sobie równych, lecz klasę w końcówce trzeciej kwarty pokazał Deante Battle. Amerykanin złapał piłkę po kopnięciu Kamila Ronczki i mijając przeciwników jak tyczki, zwieńczył swój przechwyt przyłożeniem, podwyższonym przez Pańczyszyna, dzięki czemu rezultat zmienił się na 56:6.
W ostatniej kwarcie touchdownem popisał się pozyskany tej zimy przez Panthers Wrocław z niemieckiego Dresden Monarchs reprezentant Polski Mateusz Szefler. Dawid Pańczyszyn – do czego przyzwyczaił w tym starciu – udanie podwyższył rezultat, tym samym ustalając wynik na 63:6 dla gości.
Rekiny po dzisiejszej porażce będą się chciały szybko zrehabilitować przed własną publicznością, lecz wcale się na to nie zanosi, bowiem w sobotę 7 maja do Warszawy przyjadą mistrzowie Polski – Seahawks Gdynia. Pantery tego samego dnia i na tym samym stadionie, lecz kilka godzin wcześniej, w następnej kolejce zmierzą się z Warsaw Eagles.