Afera dopingowa, która poruszyła w styczniu całe środowisko pływackie, ma swój koniec i na pewno nie jest on taki, jakbyśmy tego oczekiwali. Sebastian Szczepański nie będzie wnosił o zbadanie próbki B. Polak przyznał się do winy i grozi mu minimum 4-letnia dyskwalifikacja.
Jak podaje portal “Sportowe Fakty”, w grudniu 2015 roku Polak zdobył dwa brązowe medale na dystansie 50 i 100 metrów mistrzostw Europy na krótkim basenie, które odbyły się w izraelskiej Netanyi. Dwa tygodnie później zdobył aż sześć medali mistrzostw Polski, pokonując samego Konrada Czerniaka. Właśnie podczas tych zawodów zawodnik został poddany badaniu antydopingowemu, które wykazało obecność w organizmie niedozwolonych substancji.
Trzy zakazane substancje – klomifen, stanozolol i dehydrochlorometylotestosteron. Druga i trzecia substancja to sterydy anaboliczne, wynalezione w latach 60-tych w NRD, które – jak wiemy – było wylęgarnią dopingowiczów. Klomifen z kolei chroni organizm przed negatywnym działaniem zastosowania owych środków.
Sebastian Szczepański długo był nieuchwytny po aferze, jednak w końcu zgłosił się do klubu, który poradził zawodnikowi, by napisał pismo do Polskiego Związku Pływackiego, w którym przyznał się do winy i wyjaśnił, że do zażycia środków namówił go kolega z siłowni, twierdząc, że te środki są dozwolone. Oczywiście trudno uwierzyć, by profesjonalny sportowiec nie znał zastosowania takich środków.
W Netanyi Polak uniknął kontroli, w związku z czym zachowa medale mistrzostw Europy na krótkim basenie. Czeka go co najmniej czteroletnia dyskwalifikacja, a może to być nawet 8 lat, gdyż już kilka lat temu Polaka przyłapano na stosowaniu niedozwolonych środków.