W programie „Puncher” pojawiła się wiadomość, że jedna z grup promujących Tomasza Adamka – Main Events, składa oficjalny protest do federacji IBF. Dotyczy on zbyt szybkiego wyliczenia Polaka przez sędziego głównego i nie dopuszczenia go do kolejnej rundy. Przypomnijmy, że sytuacja dotyczy nokautu praktycznie równo z gongiem kończącym 10. starcie.
Sprawa jest dosyć skomplikowana – w myśl zasad federacji IBF, które sędzia główny nawet na nagraniu wideo przypomina Tomaszowi Adamkowi – po powaleniu przeciwnika na deski, trzeba spokojnie wrócić do narożnika neutralnego i czekać na komendę sędziego. Jeżeli tak się nie stanie, sędzia może przerwać liczenie, upomnieć zawodnika cieszącego się, i ponownie rozpocząć liczenie od początku. Tymczasem, gdy Adamek upadł na deski a Molina zaczął się ekspresyjnie cieszyć, sędzia jednak nie zwrócił na to uwagi, wręcz przeciwnie- liczył szybciej niż powinien.
Drugą kwestią, a w zasadzie następstwem pierwszej – jest niedopuszczenie Adamka do kolejnej rundy. Gdyby Tomasz został znokautowany jeszcze w trakcie jej trwania, byłoby jasne, że po wznowieniu jego stan nie pozwoliłby przetrwać nawałnicy ciosów jego rywala. Jednak w przerwie między rundami, Adamek mógłby zdołać przez minutę – choćby w pewnym stopniu – dojść do siebie, i być może przetrwać do końca walki. Przypomnijmy, że prowadził wysoko na punkty wśród sędziów- nawet gdyby przegrał ostatnie rundy, to i tak odnosiłby zwycięstwo na punkty.
Nie bez znaczenia jest również osoba samego sędziego – Leszek Jankowiak, był już anty-bohaterem walki Krzysztofa Zimnocha z Mikem Mollo. Wtedy zarzucono mu, że dopuścił do oddania ciosu po komendzie, a nawet zablokował rękę Polaka, który nie mógł się dzięki temu przed tym ciosem obronić. Wtedy sędzia przyznał się do błędu, i nawet przepraszał Zimnocha na antenie programu „Puncher”.
Czy te zastrzeżenia mają rację bytu? Czy może są wyssaną z palca próbą usprawiedliwiania? Wszystko rozstrzygnie prawdopodobnie decyzja federacji IBF.