Na ten dzień czekali wszyscy pasjonaci futbolu amerykańskiego w naszym kraju. Na stadionie Jagiellonii Białystok odbył się dzisiaj XI SuperFinał Topligi– najwyższej klasy rozgrywkowej Polskiej Ligi Futbolu Amerykańskiego. Po raz trzeci z rzędu spotkały się w nim te same drużyny- obrońca tytułu Seahawks Gdynia oraz Panthers Wrocław. Jak się okazało, to wrocławianie wrócą do domu w dużo lepszych humorach, ponieważ rozgromili oni swoich przeciwników aż 56:13.
Futbol amerykański zdobywa sobie coraz większą popularność w naszym kraju. Organizatorzy SuperFinału zadbali więc o odpowiednią oprawę przed meczem, organizując swoisty piknik, na którym nie zabrakło wielu atrakcji związanych z propagowaniem tej dyscypliny sportu. Po części artystycznej można było więc przejść do dania głównego dzisiejszego wieczoru.
Seahawks Gdynia rozpoczęli mecz krótkim wykopem i po szybkim zatrzymaniu akcji powrotnej do gry weszła formacja ofensywna Panthers. Wrocławianom nie udało się zdobyć choćby 10 jardów w ciągu trzech prób, więc po chwili role się odwróciły. Gdy wydawało się, że mistrzowie Polski również nie przesuną swojej serii, Pantery zostały ukarane ujemnymi 15 jardami za atak na rozgrywającego po wyrzuceniu piłki. Gdynianie nie wykorzystali jednak tego prezentu, utrzymując indolencję jardową i oddając kolejne trzy próby. Patową sytuację przerwali dopiero gracze Panthers w swojej kolejnej serii. Najpierw dobre akcje biegowe wykonali Stevens i White, następnie wspomniany White posłał świetne podanie do Tomasza Dziedzica, który bez problemu zamienił je na przyłożenie. Za 1 punkt podwyższył Pańczyszyn i było 7:0. Jakby tego było mało, wrocławianie zanotowali przechwyt, który ponownie zbliżył ich pod pole punktowe rywali. Nie potrafili jednak wykorzystać tej okazji, a w 4. próbie – zamiast wykonywać field goal – zagrali zmyłkę, która jednak się nie powiodła. Mistrzowie Polski nie istnieli jednak w pierwszej kwarcie, kolejny raz kończąc serię po trzech próbach. Była to woda na młyn dla Stevena White’a, który posłał kolejne długie podanie na przyłożenie- tym razem do Matkowskiego. Ponownie podwyższył Pańczyszyn, zwiększając wynik na 14:0. Po kolejnym oddaniu serii przez Seahawks bardzo dobry bieg wykonali Stevens oraz White, po czym zakończyła się ta jednostronna kwarta.
Po zmianie stron Pantery były więc w dobrym miejscu do kontynuowania swojej ofensywnej serii i wykorzystały ten fakt wzorowo. Steven White znalazł w polu punktowym Patryka Ziębę, a ten bez problemu złapał piłkę na kolejny touchdown. Seahawks zdawali się kompletnie rozbici, czego odzwierciedleniem była kolejna strata, po przechwycie Adriana Brudnego. Wrocławianie po biegu White’a kolejny raz zbliżyli się bardzo blisko do pola punktowego rywali, co skrzętnie wykorzystał Stevens, zdobywając przyłożenie po akcji biegowej. Nie pastwiąc się już nad graczami z Gdyni, przemilczę ich serię i przejdę do kolejnych akcji Panthers. Wrocławianie nawet przy czwartej próbie wykonali akcję ofensywną, co przyniosło oczekiwany rezultat. Świetnym biegiem popisał się zdecydowanie najlepszy na boisku – Steven White, czym kompletnie zmylił defensywę rywali i przebiegł z piłką w pole punktowe gdynian. Wynik 35:0 do przerwy ustalił Pańczyszyn, który standardowo skutecznie podwyższył za 1 punkt.
Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie. Jeżeli ktoś liczył, że drużyna Seahawks zacznie odrabiać straty, to się srogo pomylił. Wręcz przeciwnie- kolejne przyłożenie zdobyli zawodnicy Panthers, za sprawą akcji biegowej Stevensa. Po podwyższeniu Pańczyszyna było więc aż 42:0. Wrocławianie zaczęli bardziej szanować piłkę i nie śpieszyć się ze swoimi akcjami. Nie ustrzegli się jednak również błędu- podczas przekazywania piłki White’a do Stevensa stracili ją, dając szansę Jastrzębiom na wykonanie jakiegoś ostatniego zrywu. Nic takiego nie nastąpiło, wręcz przeciwnie- gdynianom nie wychodziły już nawet odkopnięcia po nieudanych seriach. Steven White miotał natomiast piłki na prawo i lewo, bez żadnych problemów- podanie na przyłożenie niezaliczone? To nic, kolejne również będzie udane. Po powtórzeniu zagrywki, co prawda zabrakło kilka jardów do przyłożenia, lecz od czego jest Stevens? Amerykanin po kilkujardowej akcji dopełnił dzieła zniszczenia, a Pańczyszyn podwyższył na 49:0. Gdy pod koniec trzeciej kwarty większość widzów kierowała się w stronę bufetów, gracze Seahawks niespodziewanie wykonali chyba pierwszą skuteczną akcję w tym meczu. Owens podał krótko do Mazana, a ten przedzierając się przez zaskoczoną obronę Panter, wykonał długi rajd zakończony przyłożeniem, zmniejszając tym samym rozmiar porażki na 49:6.
Wrocławianie nie mieli jednak zamiaru spoczywać na laurach- już w pierwszej akcji czwartej kwarty dalekim biegiem popisał się Stevens, następnie poprawił drugi raz, tym razem uzyskując kolejny touchdown. Pańczyszyn podwyższył więc na 56:6. Pod koniec meczu Seahawks zdobyli się jeszcze na ostatni zryw, czego zwieńczeniem było przepchnięcie ostatkiem sił za linię pola punktowego Gawła Pilachowskiego. Podwyższenie za 1 punkt skutecznie wykonał Portalski, ostatecznie ustalając wynik meczu na 56:13 dla Panthers Wrocław.
Pantery przełamały więc klątwę dwóch przegranych SuperFinałów, udowadniając ostatecznie, że to oni są obecnie najlepszą drużyną w Polsce. Teraz będą mieli okazję potwierdzić swoją klasę również w Europie, gdyż już niebawem zagrają w organizowanym przez siebie Final Four Ligi Mistrzów.