Przed nami Święta Wojna, czyli najbardziej prestiżowe starcie w polskiej piłce ręcznej. Pojedynek PGE VIVE Kielce z Orlen Wisłą Płock elektryzuje wszystkich fanów szczypiorniaka.
To, jak Kielczanie zdominowali PGNiG Superligę, widzą wszyscy. Są niepokonaną drużyną od 65 meczów i zdobywają tytuł Mistrza Polski bez przerwy od sezonu 2011/2012. Nie oznacza to jednak, że przed starciem z podopiecznymi Piotra Przybeckiego są zdecydowanymi faworytami.
Na ligowym podwórku jak równy z równym gra z nimi tylko Orlen Wisła Płock. I mimo tego, że ostatni mecz z Vive wygrali 13 marca 2016 roku, to prawie każdy pojedynek tych drużyn rozstrzyga się w ostatnich minutach. Wystarczy przypomnieć wyniki trzech ostatnich meczów 30:31, 31:29, 24:25 żeby przekonać się, że te starcia to handball na najwyższym poziomie.
Co prawda wokół Wisły wiele się dzieje. Ostatnio odpadła z ligi mistrzów, zmienił się prezes i brakuje tak wielkich nazwisk jak w Vive. To jednak Wisła nadrabia swoją walecznością. Nafciarze nigdy nie odpuszczają i zawsze do rywali podchodzą bez kompleksów. Świadczą o tym ostatnie wyniki w Lidze Mistrzów, gdzie Wiślacy zremisowali z jej triumfatorem Vardarem Skopie, a wcześniej tylko jedną bramką ulegli Barcelonie.
– Chcielibyśmy powtórzyć to, co zagraliśmy w meczach Ligi Mistrzów z Vardarem, czy Barceloną. To są zespoły na podobnym poziomie, co PGE Vive. W takich spotkaniach musimy wznieść się na swoje wyżyny, a może i wyżej, bo pewne rzeczy musimy nadrabiać cechami wolicjonalnymi: nastawieniem, zaangażowaniem, ambicją i walką. Jeśli tą energią, szczególnie w obronie, pomożemy naszym bramkarzom, to jest szansa na punkty – mówi przed spotkaniem trener Orlen Wisły Płock Piotr Przybecki.
W składzie Vive zabraknie bramkarza Filipa Ivica i kontuzjowanego obrotowego Bartłomieja Bisa.