Przed startem turnieju nikt chyba nie spodziewał się, że PreZero Grand Prix wzbudzi tak ogromne zainteresowanie. Życie lubi płatać figle, a drużyny ze środka tabeli PlusLigi, takie jak chociażby Indykpol AZS Olsztyn, udowadniać, że nie wolno ich lekceważyć, ponieważ można się niemiło zaskoczyć. Po pokonaniu w tie – breaku Cuprum Lubin, podopieczni trenera Castellaniego zakwalifikowali się tym samym do niedzielnych półfinałów. Po meczu udało nam się porozmawiać z MVP spotkania, Wojciechem Żalińskim.
Patrycja Smolarczyk: Moje gratulacje! MVP całego spotkania i awans do niedzielnego półfinału. Co zadecydowało o tak spektakularnej wygranej, patrząc chociażby na pierwszy set spotkania?
Wojciech Żaliński: Myślę, że była to przede wszystkim konsekwencja. Wierzyliśmy od początku do samego końca. Jak słusznie Pani zauważyła, pierwszy set nam nie wyszedł. Pogubiliśmy się, a rywale szybko osiągnęli kilku punktową przewagę, której nam później nie oddali. Mimo to, wyszliśmy na drugiego seta z dużą motywacją i pewnością siebie. Myślę, że to właśnie dzisiaj zadecydowało.
P.S: Czyli pierwszego seta można uznać za taką rozgrzewkę przed późniejszym prawdziwym graniem?
W.Ż: Nie taki jest plan, bo najlepiej wygrywać już tego pierwszego seta. Dzisiaj akurat taki scenariusz się ziścił, a nie inny.
P.S: Jak ogólnie ocenia Pan cały turniej? Czy jest to dobre przetarcie się zawodników przed startem ligi?
W.Ż: Myślę, że ten turniej jest strzałem w dziesiątkę! O ile w procesie szkoleniowym w kontekście PlusLigi to on ani nie pomaga ani nie przeszkadza, tak nam sportowcom pozwala wierzyć w normalność. W to, że nawet w dobie pandemii koronawirusa, w tych trudnych czasach możemy rywalizować, i znowu czuć tę adrenalinę. Jest to coś z czego my żyjemy, ale również dlaczego żyjemy, to też trzeba mocno podkreślić.
P.S: Czy drużyna otrzymała konkretne założenia na PreZero Grand Prix? Czy może trener powiedział coś w stylu: „bawcie się dobrze i ugrajcie tyle, ile zdołacie”?
W.Ż: Nie, nie było żadnych założeń, ponieważ my ani razu nie odbyliśmy treningu na piachu. Tak, jak mówiłem my zajmujemy się przede wszystkim siatkówką na hali, a to traktujemy jako takie dodatkowe zajęcie. Nie oznacza to, że podchodzimy do tego z takim dystansem, a nawet marginesem, bym powiedział. Całe PreZero Grand Prix traktujemy bardzo poważnie. Jak się przyjeżdża na turniej, w którym zaczyna się mecze o ćwierćfinał to trzeba myśleć tylko o złocie, bo inaczej to nie ma szansy być sportowcem.
P.S: Wielu sportowców twierdzi, że na piasku gra się o wiele ciężej. Czy Pan również to potwierdza, patrząc na kolejny weekend rywalizacji w takiej formie?
W.Ż: Zdecydowanie! W ubiegłym tygodniu w Warszawie byłem załamany swoją dyspozycją, i przede wszystkim motoryką. Wiąże się to z zupełnie innym poruszaniem, na hali i na plaży. Miałem i mam z tym dalej duży problem. Uważam, że siatkówka plażowa jest zupełnie inną dyscypliną, i nie grałem w nią od juniorów, czyli od przeszło 13 lat. Ta dyscyplina bardzo się przez ten czas zmieniła, a po takich dwóch dniach zmagań nawet w czteroosobowych składach, nabrałem ogromnego szacunku do siatkarzy plażowych.
P.S: Mimo zupełnie innych warunków mogliście liczyć na wsparcie z Olsztyna, co chyba wszyscy tutaj w Gdańsku, czy przed telewizorami mogli zobaczyć.
W.Ż: Nie no zdecydowanie! To pokazuje, że nie tylko my pragniemy sportu i siatkówki. Dla nas jest to zawód, sens życia i pasja, ale kibice też tego potrzebują.
P.S: Dziękuję i życzę powodzenia w kolejnych spotkaniach!
W.Ż: Dziękuję.
Rozmawiała: Patrycja Smolarczyk