Już trzy dni po finale Pucharu Polski w Lublinie kibice ostrzyli zęby na kolejną Świętą Wojnę w polskim szczypiorniaku. W pierwszym finałowym meczu PGNiG Superligi Orlen Wisła podejmowała obrońców tytułu Vive Tauron Kielce.
Wprawdzie podopieczni Talanta Dujszebajewa zwyciężyli wyraźnie na Globusie i pewnie sięgnęli po kolejne trofeum, jednak początek spotkania pokazał, że Nafciarzy stać na równą walkę z kielczanami. Fakt ten, jak i przewaga własnego parkietu pozwalały oczekiwać od Adama Wiśniewskiego i jego kolegów podjęcia walki oraz stworzenia widowiska na najwyższym poziomie. Biorąc pod uwagę zmianę regulaminu i jedynie dwumecz decydujący o losach tytułu z pewnością szanse płocczan wzrosły, gdyż o złocie może zadecydować nawet bilans bramek z obu meczów.
Pierwsza połowa w absolutnej większości przebiegała podobnie do tego, co mogliśmy obejrzeć trzy dni temu. Nafciarze głównie za sprawą Dimitrija Zhytnikova oraz Valentina Ghioneii stawiali się mistrzom i stać ich było na wyrównaną grę. Jedyną różnicą była końcówka pierwszych 30 minut, kiedy Michał Jurecki i spółka mogli ponownie uciec na kilka bramek mając przewagę dwóch trafień. jednak tym razem tak się nie stało i miejscowych stać było na wyrównanie wyniku i do szatni obie siódemki schodziły remisując.
Jak zawsze w potyczkach płocko-kieleckich nie zabrakło wielkich emocji, a jednym z przykładów tego była czerwona kartka z gradacji kar dla Miljana Pusicy pod koniec pierwszej części gry. Serb po otrzymaniu upomnienia wdał się w sprzeczkę z arbitrami, za co otrzymał kolejne dwie minuty i musiał zasiąść na trybunach Orlen Areny. Gdy wydawało się, że tym razem kielczanie uciekną na kilka bramek, kiedy to świetnie rozpoczęli drugie 30 minut i prowadzili 16-12, odpowiedź na skuteczne interwencje Sławomira Szmala postanowił dać Rodrigo Corrales i stosunkowo szybko miejscowi doszli swoich rywali na jedno trafienie.
Lepsza skuteczność w ofensywie oraz dalsza bardzo dobra postawa hiszpańskiego golkipera między płockimi słupkami poskutkowały tym, iż na 10 minut przed końcem płocczanie doprowadzili do kolejnego remisu, a Talant Dujszebajew zmuszony był do wzięcia czasu. Po powrocie na parkiet za sprawą trafienia z koła Julena Aginagalde oraz szybkiego kontrataku Manuela Strleka Vive powróciło na prowadzenie, jednak wiadome było, ze do końca spotkania nie zabraknie emocji. W końcówce nie zabrakło mocnej gry obronnej w związku z czym najpierw dwuminutowe upomnienie obejrzał Mateusz Piechowski, a następnie Piotr Chrapkowski.
Już kilka chwil później jeden z dwóch podstawowych defensorów mistrzów Polski obejrzał kolejną karę i podobnie jak wcześniej Pusica musiał opuści pakiet oraz ławkę rezerwowych. W ataku zaś pomylił się dwukrotnie Michał Jurecki i na niewiele ponad dwie minuty do końca Orlen Wisła miała okazję wyjść na jakże cenne prowadzenie. Tym razem Sławomir Szmal okazał się lepszy od Michała Daszka, a po chwili rzut karny wykorzystał Reichmann i to kielczanie wyszli na prowadzenie. W ostatniej minucie meczu ponownie emocje wzięły górę i parkiet równocześnie opuścić musieli Lijewski oraz de Toledo, zaś Piotr Przybecki poprosił o czas, aby zaplanować działanie swojej drużyny w celu wywalczenia chociażby remisu.
Na koniec Nafciarze zaplanowali wrzutkę, jednak ta akcja im nie wyszła i ponownie okazali się gorsi od swoich rywali z Kielc. Nie można im było jednak odmówić walki i losy tytułu mistrzowskiego nie są rozstrzygnięte do końca. Jedna bramka zaliczki z parkietu jest handicapem, jednak takim, który przy słabszej dyspozycji kielczan Orlen Wisła jest w stanie odrobić. Po dzisiejszym meczu wiemy, że to obrońcy tytułu są bliżej złota, jednak przed nami jeszcze trochę emocji.
Orlen Wisła Płock – Vive Tauron Kielce 24-25(12-12)
Orlen Wisła Płock: Wichary, Morawski, Corrales – Kwiatkowski, Daszek, Duarte, Racotea, Wiśniewski, Ghionea, Rocha, Piechowski, Tarabochia, Pusica, Mihić, de Toledo, Zhytnikov
Vive Tauron Kielce: Szmal, Ivić – M. Jurecki, Walczak, Reichmann, Chrapkowski, Kus, Aguinagalde, Bielecki, Jachlewski, Strlek, Lijewski, Jurkiewicz, Zorman, Bombac, Djukić