Mająca za sobą całkiem udane miesiące Magdalena Fręch pokusiła się o szczerze wyznanie. Polska tenisistka zdradziła, że przez większość ostatniego sezonu musiała walczyć nie tylko z rywalkami, ale także kontuzją. Uraz nadgarstka skutecznie utrudniał jej występy.
Niezły rok za Magdaleną Fręch
Magdalena Fręch ma za sobą całkiem udany 2023 rok. W wielkoszlemowych turniejach nie zaszła dalej niż do drugiej rundy, ale za to wygrała jeden turniej. Pod koniec października Polka wygrała w trzech setach z Włoszką Sarą Errani i triumfowała w zmaganiach ITF World Tennis Tour w Les Franqueses del Valles pod Barceloną.
Udane występy, w tym właśnie zwycięstwo w jedynym w 2023 roku turnieju sprawiły, że Fręch zanotowała najlepszy wynik w rankingu WTA w karierze. W notowaniu z 6 listopada awansowała na 63. pozycję. Obecnie polska tenisistka plasuje się na 74. pozycji.
Fręch długo walczyła z kontuzją
W rozmowie z WP Fręch zdradziła, że przez sporą część sezonu musiała się mierzyć z problemami zdrowotnymi. – Przez dziewięć miesięcy zmagałam się z urazem nadgarstka. Wtedy często pojawiały się myśli w głowie, czy nie lepiej skończyć z tym wszystkim. Dwa dni trenowałam, a kolejne dwa walczyłam z bólem. Stan niepewności o zdrowie, o moją karierę utrzymywał się tak długo, że bardzo mocno odbijało się to na psychice – przyznała.
Polska tenisistka wyznała też, że szukała niekonwencjonalnych metod, aby tylko wrócić do pełni dyspozycji. – Miałam przewlekły stan zapalny nadgarstka. Robiłam cuda, by wrócić na właściwe tory. Nie pomagały żadne leki, zastrzyki, zabiegi. Byłam tak zdesperowana, że próbowałam nawet pijawek, akupunktury i innych niekonwencjonalnych metod. Mimo to codziennie budziłam się z bólem i zastanawiałam się, co dalej – dodała.
Świątek poza listą na ważny turniej. Opuści zmagania przed Australian Open