Bieżący sezon jest życiowym dla Macieja Kota. Jeden z najbardziej utalentowanych polskich skoczków narciarskich pod wodzą nowego trenera rozwinął skrzydła i z impetem wskoczył do ścisłej światowej czołówki skoków narciarskich, stając się nieodłącznym filarem polskiej reprezentacji. O Mistrzostwach Świata w Lahti, planach na ostatnie konkursy sezonu i współpracy z polską marką – 4F – przeczytacie poniżej.
P-S: Od MŚ w Lahti mijają już blisko dwa tygodnie. Jak chłodną głową podsumuje i oceni Pan ten czempionat?
M.K: To były trudne Mistrzostwa dla nas, jednak zakończone wielkim i historycznym sukcesem. Naszym celem były medale w konkursach indywidualnych jak i drużynowym. Na skoczni normalnej niewiele brakło do podium. Mieliśmy trochę pecha do warunków. Na dużej skoczni mieliśmy pierwsze powody do radości, za sprawą Piotrka, który wywalczył brąz. W obu konkursach indywidualnych prezentowaliśmy wysoki poziom skoków i byliśmy w czołówce, ale brakowało tej kropki nad “i”. Na koniec pokazaliśmy klasę i zdobyliśmy tytuł Mistrzów Świata w konkursie drużynowym.
P-S: Dwukrotnie uczestniczył Pan w ceremoniach medalowych MŚ, jednak finalnie nie udało się wywalczyć upragnionego krążka indywidualnego. Pozostał po tym jakiś niedosyt?
M.K: Niedosyt pozostał, jednak na koniec Mistrzostw za sprawą złotego medalu pojawiła się wielka radość i satysfakcja. Wiem, że niewiele brakło, ale taki jest sport. Przede mną jeszcze niejedna wielka impreza i zamierzam tam wykorzystać całe zdobyte doświadczenie w walce o medale.
P-S: Jak brązowy medal Piotra Żyły w konkursie na dużej skoczni wpłynął na motywację i morale całego zespołu?
M.K: To był ważny moment dla naszej drużyny. Wszyscy wyczekiwaliśmy tego pierwszego medalu i przełamania. Medal Piotrka dał nam wiele radości, ale też potrzebnej pewności siebie.
P-S: Przed Mistrzostwami nałożono na całą drużynę sporą presję, związaną ze zdobyciem worka medali. Była ona odczuwalna w Lahti?
M.K: Presja towarzyszyła nam od początku sezonu i narastała przed Mistrzostwami, bo oczekiwania były bardzo duże. Oczywiście było to odczuwalne w Lahti, ale bardzo dobrze sobie z tym radziliśmy. Znając swoje możliwości i cele byliśmy świadomi tego, o co walczymy. Istotna była także pomoc całego sztabu trenerskiego, w szczególności Adama Małysza, który pilnował kontaktów z mediami, przez co odciążył nas trochę psychicznie. Myślę, że presja osiągnęła najwyższy poziom przed konkursem drużynowym, bo wszyscy przed konkursem widzieli nas na najwyższym stopniu podium i nie dopuszczali innego scenariusza. Jednak poradziliśmy sobie z tym bardzo dobrze i po raz kolejny zrobiliśmy po prostu swoje.
P-S: Zajmuje Pan rekordowe w swojej karierze 5. miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ. Aktualny sezon jest Pana życiowym. Pierwsze podia, 2 wygrane konkursy indywidualne oraz złoto Mistrzostw Świata. Spodziewał się Pan tego przed rozpoczęciem rywalizacji w listopadzie?
M.K: Szczerze mówiąc spodziewałem się tego, a wręcz wyczekiwałem takich wyników. Wiązałem wielkie nadzieje z nowym trenerem i od początku czułem się mocny. Lato było rewelacyjne w moim wykonaniu i chciałem przenieść tę jakość na sezon zimowy. Ciężko pracowałem nad zmianami w mojej technice oraz nad motoryką i efektem tego są życiowe wyniki. Mam nadzieję, że to dopiero początek mojej drogi na szczyt. Wciąż jestem głodny dalszych sukcesów i jestem gotowy ciężko na nie pracować.
P-S: W sporcie, także i skokach narciarskich bardzo ważną rolę odgrywa marketing. Skoczkowie często podejmują współpracę z zagranicznymi przedsiębiorcami, jednak Pan reprezentuje polską markę 4F. Długo myślał Pan nad rozpoczęciem współpracy i jakie z tego płyną korzyści?
M.K: Marka 4F była obecna w skokach narciarskich już wcześniej, zanim rozpoczęliśmy indywidualną współpracę. Jako zawodnik kadry narodowej miałem dostęp do ubrań 4F i wraz z kolegami nosiliśmy jej logo na skoczniach całego świata. Pamiętam moment, kiedy swoją indywidualną współpracę z 4F nawiązał Adam Małysz i Kamil Stoch. Wtedy zazdrościłem im tego, bo marka 4F kojarzyła mi się z prestiżem, jakością i tym co w polskich firmach najlepsze. Kiedy pojawiła się propozycja ambasadorstwa nie zastanawiałem się długo i nawiązaliśmy bliższe relacje. Bardzo się z tego cieszę i cenię sobie naszą współpracę, która z roku na rok się rozwija. Świadomość tego, że 4F jest polską marką dodatkowo powoduje poczucie dumy, że mogę być tego częścią.
P-S: Ma Pan wielu fanów, których zapewne przybyło także i w tym roku. Na jak duże wsparcie może Pan od nich liczyć? Jest to odczuwalne w życiu prywatnym?
M.K: Wsparcie od kibiców jest ogromne i odczuwalne wręcz na każdym kroku. Oczywiście najlepiej widać to na zawodach. Polscy kibice są obecni na skoczniach całego świata, nawet w Japonii czy Finlandii. Do tego dostaję wiele wiadomości na portalach społecznościowych, które motywują mnie do dalszej walki. Zdarza się także, że spotykam fanów poza skocznią, w restauracji, na zakupach, czy w podróży. Są to miłe chwile, kiedy można odczuć sympatię innych ludzi. Oczywiście wiąże się z tym pewien dyskomfort związany z brakiem prywatności, ale taka jest cena popularności.
P-S: Ma Pan cele na najbliższe konkursy? Wychodzi już zmęczenie sezonem?
Zmęczenie jest już odczuwalne, ale sił mi nie zabraknie. Mam motywację do walki do ostatniego skoku i taki też jest plan. Moim celem jest niezmiennie wskakiwanie do czołowej “10” konkursów Pucharu Świata, przekroczenie granicy 1000 punktów w klasyfikacji generalnej PŚ oraz pozostanie w najlepszej “5” skoczków PŚ.
P-S: Jakie daje Pan szanse Kamilowi Stochowi na obronienie pozycji lidera klas. generalnej PŚ i odebranie w Planicy kryształowej kuli?
M.K: Ciężko określić te szanse. To jest sport i wszystko jest możliwe. Kamil w Trondheim zaczął skakać naprawdę dobrze, do tego uporał się z problemami ze sprzętem. Jednak Stefan Kraft jest w rewelacyjnej formie i będzie trudny do powstrzymania. Przed nami pozostały tylko skocznie mamucie, na których Kamil dobrze się czuje, więc mam nadzieję, że powalczy o powrót na fotel lidera Pucharu Świata. Trzymam za niego kciuki!
Rozmowę przeprowadzili Kacper Kaczmarek i Edyta Banasiak.