Polacy nie zawalczą o złoto Mistrzostw Europy. Przegraliśmy półfinałowe spotkanie ze Słowenią i z Paryża będziemy mogli przywieźć co najwyżej brąz.
Spotkanie rozpoczęliśmy od dwóch dobrych akcji – Mateusza Bieńka i Wilfredo Leona (2:0). Słoweńcy próbowali nas dogonić, ale nie udało im się w stu procentach (5:3). Przy stanie 7:3 trener gospodarzy poprosił o czas. Przerwa wiele dała naszym rywalom. Słoweńcy zabrali się za sukcesywne odrabianie strat i nim się obejrzeliśmy na tablicy wyświetlił się remis 9:9. Nie pozwoliliśmy przeciwnikom na wiele więcej i szybko wróciliśmy na prowadzenie (14:12). Zespoły co prawda grały punkt za punkt, ale to Biało-Czerwoni pozostawali z przodu (17:15). Graliśmy bardzo nerwowo, a i sędziowie nie byli dla nas przychylni. Zignorowali błąd czterech odbić po stronie słoweńskiej i z trzech punktów przewagi pozostały nam już tylko dwa (20:18). Ta sytuacja zadziałała jak wyłącznik na naszych graczy. Gospodarze natychmiast wyrównali (20:20). Na zagrywce pojawił się Klemen Cebulj i nasi rywale mieli do wykorzystania pierwszą piłkę setową. Jeszcze próbowaliśmy ratować się atakiem Wilfredo Leona, ale już w następnej akcji pomogliśmy Słoweńcom zakończyć partię. Atak zepsuł Leon i zakończyliśmy seta 23:25.
Od początku drugiej partii mieliśmy problemy (1:3). W dalszym ciągu błędy popełniał Wilfredo Leon, a na dodatek mylić zaczął się Michał Kubiak. Słoweńcy fantastycznie wyglądali na zagrywce (3:6). Na linii 9. metra pojawił się Piotr Nowakowski i postraszył rywali swoim floatem zdobywając punkt bezpośrednio z zagrywki. Mimo tego Polacy w dalszym ciągu pozostawali w tyle (5:7, 7:9). Nie byliśmy w stanie przełamać rywali, nasza gra nie wyglądała dobrze. Słoweńcy rozbijali naszą linię przyjęcia i gubili blok (10:12). Za każdym razem, jak zbliżaliśmy się do rywali, oni z powrotem odskakiwali (13:15). Dopiero po dobrej obronie Pawła Zatorskiego udało nam się wyprowadzić kontrę i dzięki temu wyrównać wynik (17:17). Nie mogliśmy się długo cieszyć z remisu, ani przejąc kontroli nad grą. Słoweńcy w mgnieniu oka odrobili straconą przed kilkoma minutami przewagę (17:19). Kolejny raz doprowadziliśmy do remisu po dobrym, potrójnym bloku Fabiana Drzyzgi, Piotra Nowakowskiego i Michała Kubiaka (19:19). Niestety, kolejny raz nie udało nam się wykorzystać danej szansy. Marnowaliśmy czyste sytuacje i popełnialiśmy banalne błędy (19:21). W miejsce Drzyzgi i Konarskiego pojawili się Maciej Muzaj i Marcin Komenda, ale już po jednej akcji wrócili do kwadratu (21:22). W ostatniej chwili nasz kapitan zapunktował bezpośrednio z zagrywki i wynik kolejny raz się wyrównał (23:23). Przy piłce setowej dla Słowenii zadziałał nasz blok, Polacy zatrzymali Klemena Cebulija i na tablicy pojawiło się 24:24. Następnie Mateusz Bieniek postrzelił naszych rywali potężną zagrywką i to Biało-Czerwoni mieli okazję na zakończenie seta na swoją korzyść. Natychmiast wykorzystaliśmy swoją szansę. Dawno niewidzianym, pojedynczym blokiem popisał się Dawid Konarski i Polacy triumfowali 26:24.
Trzecią partię rozpoczęliśmy od nerwowej walki punkt za punkt (2:2). Co prawda udało nam się wywalczyć dwa punkty przewagi (4:2) ale rywale nieustannie deptali nam po piętach. Odrobili punkty serią. Po ataku Urnauta po bloku na tablicy kolejny raz pojawił się remis (6:6). Heynen zdecydował się na kolejną zmianę – na miejsce Nowakowskiego pojawił się Karol Kłos. Nim się obejrzeliśmy podopieczni trenera Alberto Giulianiego mieli na swoim koncie już trzy oczka więcej (7:10). Przy stanie 8:12 w miejsce Kubiaka trener Heynen wprowadził Aleksandra Śliwkę. Słoweńcom wychodziło absolutnie wszystko, my za to nie byliśmy w stanie dobić się do ich boiska (10:13). Heynen musiał dalej rotować składem i szukać rozwiązań. Przy 12:16 za Fabiana Drzyzgę wszedł Marcin Komeda. Nasza gra niesamowicie krwawiła, ale udawało się powoli odrabiać punkty. Fantastycznie spisywał się Olek Śliwka, który wniósł do zespołu odrobinę energii (16:18). Na nasze nieszczęście Słoweńcy mieli więcej szczęścia i po serwie Zigi Sterna piłka przewinęła się po taśmie prosto w nasze boisko (17:21). Po kolejnym błędzie Leona Słoweńcy mieli do wykorzystania serię piłek setowych (21:24)… Udało nam się ją co prawda obronić, ale Urnaut chwilę potem uderzył pod górę po bloku i nasi rywale mogli cieszyć się z drugiego wygranego seta (22:25).
Czwartego seta rozpoczęliśmy od błędu w zagrywce (0:1). Chwilę później Alan Pajenk odpowiedział asem serwisowym i było już 0:2. Daliśmy co prawda wyrównać, ale rywale rywale nie pozwolili nam na wiele więcej (3:3, 4:4). Pierwsze od dawna prowadzenie udało nam się zdobyć dopiero po błędzie na zagrywce Słoweńców (7:6), ale nie mogliśmy się z niego długo cieszyć. Mieliśmy problem z zatrzymaniem Urnauta i rywale dosłownie deptali nam po piętach (10:9). Przez chwilę mieliśmy na koncie dwa oczka więcej (13:11). jednak wynik momentalnie wrócił do “normy” (14:13, 16:15). Wszystko zapowiadało niesamowicie nerwową końcówkę (17:17). Głupio traciliśmy punkty posyłając piłki w siatkę lub w aut, byliśmy nieskuteczni i niepewni. Słoweńcy za to nakręcali się z każdą akcją i byli dobrze ustawieni w obronie (20:20). Po bloku na Kubiaku nasi rywale wrócili na prowadzenie (21:22). Nie byliśmy w stanie zatrzymać Urnauta i Sterna. Po asie serwisowym tego drugiego Słowenia miała do wykorzystania serię piłek meczowych (22:24). Jeszcze na koniec podaliśmy rywalom rękę psując kolejną zagrywkę (23:25).
Polska – Słowenia 1:3 (23:25, 26:24, 22:25, 23:25)
Polska: Nowakowski, Muzaj, Leon, Drzyzga, Kubiak, Bieniek, Zatorski, Wojtaszek, Konarski, Komenda, Szalpuk, Śliwka, Kochanowski, Kłos
Słowenia: Stern Z. Pajenk, Kozamernik, Sket, Gasparini, Vincic, Stalekar, Stern T., Klobucar, Kovacic, Videcnik, Ropert, Urnaut, Cebulj