Polski blichtr(2): Kowalczyk w „czyśćcu”, Radwańska w „piekle”

21 mar 2015, 22:58

Tytuł do drugiego mojego felietonu jest silnie metaforyczny, ale mocno trafiający w sedno sprawy. Jakiej? Mianowicie oceny ostatnich startów dwóch polskich zawodniczek, biegaczki narciarskiej, Justyny Kowalczyk oraz tenisistki, Agnieszki Radwańskiej. Opinie na podany temat wygłosiło już duże grono ekspertów, składające się z: trenerów, kibiców, ogólnie rzecz ujmując, ludzi kultury i słowa.

Każdy ma prawo do wolności wypowiedzi. Każdy może krytykować. Jeden ma rację a drugi nie. Zatem starty polskich sportowców oceniać mogą wszyscy, włącznie z kibicami, oglądającymi poczynania sportowców z kanapy. Nie będę w niniejszym artykule pisał, o tym, co sądzą trenerzy o występach Kowalczyk i Radwańskiej, tylko skupię się na tym, co mówi o ich startach przeciętny Kowalski. A mówi, gdy spogląda w rezultaty, że jest słabo. Tylko, że do dokonania podsumowania startów Justyny Kowalczyk bierze pod uwagę, wyniki od końca listopada do połowy marca. Gdy natomiast ocenia występy Agnieszki Radwańskiej skupia się na okresie od stycznia do połowy marca.

„Czupurna baba spod Turbacza”, tak nazwała się kiedyś Justyna Kowalczyk w wywiadzie dla Rzeczpospolitej, w ocenie kibiców, miała tegoroczny sezon, gorszy od poprzednich. Bo nie było zwycięstwa w Tour de Ski. Bo nie było sukcesu w Pucharze Świata oraz brakło złotego medalu w imprezie docelowej. Dlaczego? Według Nowaka, Kowalskiego, Wiśniewskiego, Wójcika, Kowalczyka, (podane nazwiska nie są przypadkowe, ponieważ zostały wybrane spośród „najpopularniejszych nazwisk w Polsce”) nie mieliśmy najcenniejszych pereł w koronie w sezonie 2014/2015 w biegach, gdyż Justyna Kowalczyk zmagała się w ubiegłym roku z depresją, a jej przygotowania zostały opóźnione. Zatem jest rozgrzeszenie w oczach „pana Nowaka”. Kowalczyk ma szansę poprawy. Pamiętajmy Justyna już nic nie musi, ona może. Jest Wielka! Na Igrzyskach Olimpijskich w Vancouver, nikt z nas nie zakładał, że polska sztafeta sprinterska będzie mieć medal na Mistrzostwach Świata w Falun, pięć lat później. A tu proszę, jest. W 2018 r. w Pyeongchang, sprint drużynowy będzie rozgrywany techniką dowolną. Wniosek nasuwa się sam. A 30km techniką klasyczną. Za dwa lata próba generalna, czyli Mistrzostwa Świata w Lahti, gdzie na 10km, Panie pobiegną klasykiem. Justyna będzie w gronie kandydatek do medalu! Wierzę w to. Będzie chciała pokazać, że jest mocna. Każdy sportowiec ma momenty gorsze w swoim sportowym życiu. Serena Williams także. Amerykanka potrafiła sromotnie przegrywać w Roland Garros 2014, by kilka miesięcy później być najlepszą w US OPEN. Justyna Kowalczyk po efektach 2014 r. trafiła teraz do „kibicowskiego czyśćca”, czyli miejsca, gdzie znajdzie czas na przemyślenia, a potem powróci na najwyższy szczebelek drabiny i będzie jak kozica śmigać po światowych trasach, na swoich, miejmy nadzieję dobrze posmarowanych, „nartkach”. A portal polski-sport.pl będzie posłańcem dobrej wiadomości.

Inna sprawa ma się z Agnieszką Radwańską. Dla niej poprawy w oczach niektórych kibiców chyba nie ma. Czemu? Wina Martiny Navratilovej. Bo jak się zatrudnia trenera, szczególnie zagranicznego, myśli przykładowy Kamiński, Lewandowski, Dąbrowski, Zieliński czy Szymański (kolejna piątka popularnych polskich nazwisk), to powinno być bliżej sukcesu niż dalej. Zastanówmy się czy Agnieszka Radwańska, gra ostatnimi czasy słabiej, dużo słabiej, niż w zeszłym roku o tej porze? Ja nie widzę tego. Wyniki bronią sportowców, a dobrych rezultatów brakuje teraz najbardziej Polce, ale nie jest to spowodowane tym, że gra beznadziejnie. „Tłuste lata” już nie nadejdą? Nierealne, żeby odeszły bezpowrotnie. Polka jest zawodniczką za dużego formatu, aby tak sobie mogła wypaść z pierwszej dziesiątki rankingu, czy nie bywać już w drabinkach turniejów na poziomie ćwierćfinałów. Technika w jej grze uległa pogorszeniu? Nie. Fakt, w Indian Wells 2014 była w finale, teraz przegrała w trzeciej rundzie. Tragedii w dyspozycji krakowianki nie ma, po prostu słabsze „momentum”. Czy byłoby to teraz zależne od Amerykanki, czeskiego pochodzenia? Hmm, wątpię, na efekty ich współpracy należy poczekać, przynajmniej do Wimbledonu. Boję się natomiast, ze krytyka może narastać, jeżeli nie będzie dobrego rezultatu w Miami. Niedługo przechodzimy na najmniej lubianą przez Polkę, mączkę. Będzie przystanek w Zielonej Górze i mecz w ramach Pucharu Federacji, ze Szwajcarkami. Nie wyobrażam sobie przegranej polskiego zespołu, choć uważam, że wynik końcowy rozstrzygnie się podczas meczu gry podwójnej. Konkludując to jak fakt słabej gry Radwańskiej oceniają kibice, należy stwierdzić, że znajduje się ona na salonach „piekła” i całkiem realne jest, że tam pozostanie nawet jak odniesie sukces w duecie z Amerykanką, czeskiego pochodzenia. Ten kto ma krytykować współpracę z Martiną Navratilovą, ten będzie to robił, bez patrzenia na wyniki.

Dwie piękne, polskie damy sportu, znajdują się na teraz po przeciwnej stronie drogi w oczach kibiców. Obie dźwigają na swoich barkach, dwie dyscypliny sportu, w których przez wiele lat nie mieliśmy sukcesów. Era Wojciecha Fibaka i Józefa Łuszczka dawno się skończyła. Długo czekaliśmy na polskie perełki w biegach narciarskich i tenisie, a jak już się doczekaliśmy to marudzimy. Ech…

 Michał Krogulec

* Autor jest redaktorem portalu serwisnazewnatrz.pl a także igrzyska24.pl

Podobne teksty

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Dodaj komentarz!
Wprowadź imię

Artykuły

Artykuły ze strony www.johnnybet.com

SOCIAL MEDIA