Feniks jawi mi się jako mitologiczny ptak ognia, który odradza się na nowo aby gdy nadejdzie jego czas, ponownie zniknąć w słońcu! Choć ten cykl trwa w nieskończoność, ja jednak wcale nie chcę pisać o mitologicznych stworzeniach, ognistych ptakach, sfinksach, greckiej kozie Almatei czy też Pegazie. W moich oczach takim feniksem można nazwać odrodzenie polskiego kolarstwa. Było ciekawie już w roku 2007 gdy Alejandro Valverde pomógł Sylwestrowi Szmydowi zwyciężyć na Mount Ventoux ! Pięknie było gdy Piotr Wadecki odniósł sukces w Paryż – Nicea, Grzesiek Gwiazdowski w mistrzostwach Zurychu, Zenon Jaskuła zaliczył etap i trzeci stopień podium na Tour de France! Przemek Niemiec walczył w generalce Giro. Nie mówię już o wicemistrzostwie świata zawodowców Zbyszka Sprucha albo kapitalnej jeździe Darka Baranowskiego, Czarka Zamany czy też Marka Rutkiewicza w odrestaurowanym przez Czesława Langa Tour de Pologne! Gdyby red. Tomasz Jaroński – wielki propagator kolarstwa i zapalony komentator otworzył swój barometr w oparciu o lata, to podejrzewam nieskromnie, że za pierwszą i drugą dekadę Millenium dość długo jeździlibyśmy w koszulce lidera ! Było pięknie ale to się w dużej mierze skończyło niestety. Sylwek, Maciek (Bodnar), Przemek, Michał (Gołaś), Bartek (Huzarski) walczyli dzielnie na froncie zawodowców jednak spektakularnych sukcesów brakowało mniej więcej tak jak mięsa w posiłku jakiegokolwiek kolarza! Muszę przyznać, że już na samą myśl, iż kolarz zawodowy je tylko ryż na mleku, banany czy też makaron, sam robię się głodny! Na szczęście w restauracji pod dziwnym szyldem 2014 rok, potraw tudzież ich składników do wyboru było znacznie więcej!
A więc co takiego nagle się stało, że rok 2014 obwołano niemal rewolucją w polskim kolarstwie?! Pierwsza przyniosła we Francji republikę, druga rosyjska zmianę w mentalności i pojmowaniu polityki a co przyniosła trzecia kolarska w Polsce? Można krótko ale z pełnym przekonaniem skwitować, że to było takie „Neverending story sukcesów” podobnie jak tytuł utworu Limahla! Polscy kibice kolarstwa a trzeba przyznać jest ich bardzo wielu zastanawiali się właściwie kiedy coś polskiemu kolarzowi nie wyjdzie ! Było to naprawdę bardzo trudne doczekać się takiego momentu! Zaczęło się zupełnie niewinnie gdy Michał Kwiatkowski –jeden z największych talentów w światowym cyclingu zaczął wygrywać! Sukcesy i pełne uznania wyniki wysypały dosłownie jak z rogu obfitości wspomnianej wyżej kozy Almatei. A to sympatyczny chłopak z Chełmży pod Toruniem wygrał sobie Trofeum Tramuntana. Mało mu jednak było! Postanowił więc wraz Peterem Saganem pojechać we dwóch na białych drogach klasyk Strade Bianche a następnie w pięknym stylu jadąc pod górę go wygrać – efekt był znaczny gdyż nadrobił nad swoim kolegą z ucieczki kilkanaście sekund (dokładnie 19) trzeci był Alejandro Valverde, który przyjechał nieco ponad 10 sekund za słowakiem. Ach ten Michał tak mu się spodobało wygrywanie, że zakończył wyścig dookoła urokliwego regionu Portugalii – Algarve na pierwszym miejscu! Tak szczerze, każdy zadawał sobie pytanie, kiedy Michałowi podwinie się noga? Tak rzeczywiście się stało podczas Tirreno Adriatico, jednak zanim stracił do Alberto Contadora kilkanaście minut wygrał jeden etap jazdy na czas i przez kilka następnych jechał w niebieskiej charakterystycznej dla tego wyścigu koszulce lidera! Przyznam, że był spory niedosyt gdyż szczerze liczyłem, iż w tak fenomenalnej formie Michał po prostu wyścig ten wygra! Tak się jednak nie stało ale porażkę powetował sobie pięknymi wynikami na belgijskich klasykach. Dwa trzecie, czwarte i piąte miejsca na Strzale Walońskiej, Amstel Gold Race, Liege Bastogne Liege czy też Wielkiej Nagrodzie Walonii budziły powszechny respekt a czasem nawet strach wśród rywali! Potem popularny Kwiatek zniknął bo do Włoch na Giro nie chciało mu się jechać! Wystąpił za to w Tour de Romandie w Szwajcarii, gdzie wygrał etap jazdy na czas bijąc samego mistrza świata w tej konkurencji niemca Tony Martina notabene kolegę z zespołu. Ruszył na Wielką Pętlę (Tour de France), gdzie był trzeci na etapie jazdy na czas do bajecznie położonego nad Atlantykiem miasteczka Saint Michel a przez 11 innych bronił białej koszulki lidera klasyfikacji młodzieżowej! I choć w drugiej części wyścigu zwłaszcza w górach stracił to co wywalczył wcześniej to jego piękna jazda została zapamiętana! Tour de France okazało się dla niego za ciężkie w tym momencie kariery, jednak powetował sobie to zwyciężając na etapie w Wielkiej Brytanii a następnie zajmując drugie miejsce w klasyfikacji generalnej tego wyścigu. Powiedział wtedy znamienite słowa We found the form „My znaleźliśmy formę.” Już wkrótce cytat ten miała okazję przypomnieć komentatorka z ramienia UCI gdy Michał najpierw dojechał do czwórki kolarzy uciekających przed peletonem na mistrzostwach świata a następnie sam w pojedynkę dopiął tego co nie udało się żadnemu polskiemu kolarzowi i wywalczył tęczową koszulkę zawodowego mistrza świata. Zrobił to w tak pięknym stylu, że nawet red Lepa komentujący wyścig dla Polsatu pod wpływem emocji i radości zwyczajnie pomieszał kilometry, które zostały kolarzom do pokonania z czasem w jakim mieli to zrobić! Byłem wówczas wniebowzięty, gdyż cała polska reprezentacja (Maciek Bodnar, Bartosz Huzarski, Maciej Paterski, Paweł Poljański, Michał Gołaś , Bartłomiej Matysiak, Michał Podlaski, Przemysław Niemiec i Michał Kwiatkowski) pojechała te zawody jak po swoje! Choć wyścig ukończyło tylko trzech (Michałowie Gołaś i Kwiatkowski i Maciek Paterski) to każdy z pozostałej szóstki wykonał fenomenalną wprost robotę w pracy na rzecz swojego lidera! Michał sam przyznał w wywiadzie dla UCI, że to co zrobili, było po prostu nieprawdopodobne!
To jednak nie był koniec sukcesów polskich w 2014 roku. Napisałem, że o ile Kwiatkowi nie chciało się jechać na Giro di Italia tak świetnie pokazywał się na jej etapach Rafał Majka. Wesoły chłopiec z Zegartowic nie tylko przez długi czas bronił koszulki lidera klasyfikacji młodzieżowej ale też całą generalną klasyfikację skończył na pięknym szóstym miejscu! Rafał był bardzo zadowolony z sukcesu ale zamiast swoich planów czyli jazdy jako lider na Vuelcie w Hiszpanii, zmuszono go wobec kontuzji lidera na wyścig Alberto Contadora do występu na Tour de France. To było niesamowite a gazety szeroko się rozpisywały na temat tej śmiesznej sytuacji. Nasz kolarz dostał reprymendę od dyrektora zespołu, omal nie doszło nawet do pewnego małego skandalu. Ostatecznie jednak pracownik nie może powiedzieć, że nie przyjdzie do pracy i biedny chłopak chcąc nie chcąc na Wielką Pętlę musiał pojechać. Pierwsze odcinki przeczekał jak wytrawny lis a następnie w górach zwyciężył w dwóch monumentalnych etapach do Risoul i Saint Lary – Soulan -Pla d’adet. Zwłaszcza sukces osiągnięty w tym drugim etapie jest znamienity gdyż odbył się dokładnie 21 lat po zwycięstwie w tym samym miejscu Zenona Jaskuły. Jak wspominał w komentarzu red Krzysztof Wyrzykowski „spełniło się marzenie Zenka aby Rafał wygrał ten jego etap!” To były naprawdę piękne i wzruszające zarazem słowa! Popularny Rafa nie tylko zwyciężył ale też wywalczył na stałe słynną polkę czyli koszulkę w grochy przyznawaną najlepszemu kolarzowi na premiach górskich. Dzięki temu Rafał jako drugi polak z nad Wisły stanął na podium na polach elizejskich jako triumfator klasyfikacji górskiej! Tour de France się skończył a Rafał zyskał szacunek i poważanie. Jeden z dyrektorów zawodowej grupy w której jeździ (Tinkoff Saxo) stwierdził wprost, że jest w stanie wygrać w przyszłości nawet Wielką Pętlę! Wraz z że tak wspomnę wybuchem formy Rafała pojawiła się szansa aby z racji niemożności występu na Vuelcie ( Nikt nie jest w stanie w wielkiej formie pojechać trzech Wielkich wyścigów) kolarza zachęcić aby powalczył w domu na Tour de Pologne! c.d.n.