Poznaj Siatkarza – w roli głównej Marcin Janusz

Aktualizacja: 27 sty 2023, 09:57
10 maj 2020, 19:22

Młodość, czysta radość z gry, ale przede wszystkim ogromna wola walki. No właśnie… Te określenia najlepiej charakteryzują gdańskie lwy, ale w tym również kolejnego bohatera serii pt. „Poznaj Siatkarza”, Marcina Janusza. Rozgrywający Trefla Gdańsk wybrany jednym z objawień ubiegłego sezonu w obszernym wywiadzie opowiedział o współpracy z trenerem Vitalem Heynenem, wyjawił kto jest największym żartownisiem w Gdańsku oraz czy siatkarze, tak jak dziewczyny też lubią brąz.

Patrycja Smolarczyk: Zacznijmy od takiego prostego pytania na rozgrzewkę. Jak przebiega Ci kwarantanna? Ciężko jest profesjonalnemu sportowcowi być odizolowanym od uprawiania sportu przez prawie 2 miesiące?

Marcin Janusz: Na pewno jest ciężej, bo jesteśmy przyzwyczajeni do dużych obciążeń. Taka nagła rozłąka spowodowała, że ciężko było się przyzwyczaić, ale myślę, że mimo wszystko dobrze ją znoszę. Staram się siedzieć w domu, jak najmniej wychodzić i dbać o formę. Szczerze powiedziawszy po tych kilku tygodniach się przyzwyczaiłem, a myślałem, że będzie gorzej. Nie jest tak źle.

P.S: Czyli rozumiem, że zaległości filmowe i serialowe nadrobione w 100%?

M.J: Oj tak. Tak, wszystko nadrabiane. Trzeba sobie czas zająć, a teraz jest dobra okazja żeby to zrobić.

P.S: Sądząc po publikowanych postach na Instagramie i tego, co powiedziałeś nuda ci nie doskwiera. Mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że Amerykański Elvis śpiewał, a nasz Polski Elvis oczarowuje swoich fanów świetną grą na pianinie. (śmiech)

M.J: (śmiech) Zgodzę się, że nie nudzę się jakoś bardzo. Jestem sobie w stanie w miarę fajnie ten czas zapełnić, zważając na te możliwości jakie mam tutaj w domu. Jakoś to leci, ale nie ukrywam, że bardzo tęsknię przede wszystkim za tym, żeby pograć w siatkówkę, spotkać się ze znajomymi, wyjść gdzieś do restauracji czy w ogóle gdziekolwiek. Chciałbym, żeby to wszystko wróciło do normalnego trybu i z niecierpliwością nie mogę się tego doczekać.

P.S: Ale zacznijmy może od początku… Jaki byłeś jako dziecko? Co ostatecznie zdecydowało o tym, że postanowiłeś obrać ścieżkę profesjonalnego sportowca?

M.J: Dzieckiem byłem bardzo cichym i wycofanym, a dogadać się ze mną było naprawdę ciężko. (śmiech) Dzięki sportowi rozwinąłem się również w kwestii kontaktów międzyludzkich. Jeśli chodzi o sport to zaczynałem grać w siatkówkę, kiedy miałem tak naprawdę 10 lat. Zapisałem się na SKS do szkoły, ale nie myślałem od razu, że będzie to moje zajęcie na większość życia. Jak większość moich kolegów chciałem znaleźć sobie jakieś zajęcie, żeby mi się nie nudziło, chciałem poznać też nowe osoby. Mój tata grał amatorsko w siatkówkę. Od dziecka jeździłem z nim na turnieje, więc czekałem w sumie na ten moment, kiedy będę mógł się zapisać, i spróbować swoich sił. Na pewno na tym etapie dziecięcym nie myślałem o tym, że zostanę profesjonalnym sportowcem, to urodziło się jakoś w trakcie. Występowałem w klubie w Nowym Sączu, potem dostałem szansę przyjechać szansę do Bełchatowa, aby występować w drużynie juniorskiej, i wtedy już takie myśli się pojawiły, że może będzie z tego coś więcej. Później trafiłem już do Plusligi, więc poszło łatwo. Przez długi czas nie byłem jednak przekonany do tego, że będzie to coś z czego będę się utrzymywał, że będzie to moja praca i zajęcie na całe życie. Na początku po prostu cieszyłem się i miałem z tego ogromną frajdę. To jest chyba najbardziej zdrowe podejście. Jeśli się uda, bo trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że jest to niewielki procent ludzi, którzy mają predyspozycje do tego, aby zostać profesjonalnym sportowcem, to wtedy jest super. Dalej pozostaje już tylko pracować na maksa, żeby być w tym, jak najlepszym.

P.S: „Ćwiczyłem nawet po zajęciach. Przychodziłem do domu i zaczynałem odbijać piłką o ścianę. To był taki mój rytuał”. Poznajesz czyje to słowa? Skąd w tak młodej osobie upór i chęć doskonalenia swoich umiejętności?

M.J: Tak, poznaję. Teraz ciężko przypomnieć mi sobie, dlaczego, ale widocznie coś mi nie wychodziło, a ja bardzo się denerwowałem, jak mi coś nie szło. Jak już za coś się zabierałem to chciałem to robić dobrze. Nawet trener kilka razy zasugerował mi, że zostawanie po treningach i zrobienie czegoś dodatkowo może mi pomóc. Spróbowałem, i rzeczywiście przynosiło to dobre efekty. Naprawdę dużo odbijałem po treningach. Potrafiłem siedzieć nawet godzinę, z słuchawkami na uszach i piłką. Pomogło mi to w dużym stopniu i bardzo ciesze się z tego. A dlaczego to robiłem? Ciężko mi teraz sobie cokolwiek przypomnieć. Zajmowało mi to czas, ale przede wszystkim lubiłem to robić. Teraz wydawałoby się to nudnym zajęciem, siedzenie i odbijanie piłki, ale czułem, że było mi to potrzebne, więc to robiłem. Dzięki temu, wyrobiłem w sobie kilka lat temu pewne podstawy, na których bazuje do teraz. Ćwiczenia weszły mi w nawyk, a później było to dla mnie już naturalne. Wiadomo, że jak się coś robi przez kilka tygodni/miesięcy to później wykonuje się tonawet bez myślenia.

P.S: No właśnie, trochę już rozmawiamy, a ja nie zapytałam jeszcze o Twoje pierwsze wspomnienie z dzieciństwa dotyczące siatkówki. Wspomniałeś jednak wcześniej o swoim tacie, który grał amatorsko. Czy Twoje wspomnienia są związane właśnie z nim?

M.J: Tak, myślę, że większość dzieciaków najpierw próbuje z piłką nożną, później ewentualnie pojawiają się jakieś inne sporty. Natomiast ja od dziecka byłem zarażony siatkówką. Tata dużo grał, dużo jeździł na turnieje, a przy okazji zabierał mnie ze sobą. Dużo także oglądał siatkówki w domu, a ja razem z nim, więc już od dziecka żyłem z tą siatkówką. Nie mogłem się doczekać, aż sam zagram. Ja tę drogę miałem od początku utartą, ale tata na pewno nie naciskał na mnie, żebym to robił. Po prostu zaraził mnie naturalnie miłością do siatkówki.

P.S: Swoją przygodę z siatkówką rozpoczynałeś w Dunajcu Nowy Sącz. Później na Twojej drodze znalazły się takie kluby, jak PGE Skra Bełchatów, AZS Częstochowa, Effector Kielce, by znaleźć się w Treflu Gdańsk. Patrząc na te wszystkie sezony z perspektywy czasu to, który moment albo sezon był dla ciebie przełomowy w karierze?

M.J: Przełomowym sezonem w mojej karierze był mój ostatni sezon w PGE Skrze Bełchatów, gdzie byłem rezerwowym rozgrywającym. Miałem też trochę szczęścia w nieszczęściu Grześka Łomacza, który złapał poważną kontuzję zaraz przed finałem Pucharu Polski. Na prawie 2 miesiące miałem okazję wskoczyć na jego miejsce, co było moją pierwszą poważną szansą, żeby zagrać na wysokim poziomie z bardzo dobrymi rywalami w topowym polskim zespole. Długo czekałem na to, aby móc się zaprezentować z jak najlepszej strony, byłem cały czas w gotowości. Uważam, że dość dobrze wykorzystałem tę szansę i pokazałem, co potrafię, by inni trenerzy nie widzieli we mnie już tylko rezerwowego rozgrywającego, a zobaczyli osobę, która może prowadzić grę w tak klasowej drużynie, jak Skra Bełchatów. To pomogło mi w tym, że dostałem szansę grania u Andrei Anastasiego w Gdańsku. Teraz się rozwijam, ale myślę, że takim przełomowym momentem było to, że udało mi się wykorzystać tę szansę, którą miałem w tym okresie w Bełchatowie.

P.S: A umówmy się, że gdzie nie pokazywać się z tej najlepszej strony, jak nie w Bełchatowie. (śmiech)

M.J: Dokładnie, ale w Bełchatowie jest duża presja. Wiadomo, to jest jeden z najbardziej utytułowanych klubów w Polsce,więc to do czegoś zobowiązuje. Drużyna walczy od wielu lat o najwyższe cele i chce cały czas wygrywać. To wiąże się z tym, że presja jest duża i trzeba było wygrywać te mecze.

P.S: Nie mogę w tym miejscu nie zapytać o Twój roczny pobyt w Effektorze Kielce, ponieważ pochodzę z okolic tego miasta. Grałeś tam między innymi z Mateuszem Bieńkiem, który spędził tam, aż trzy sezony. Jak zareagowałeś na informację, że siatkówka w Kielcach wraz z upadkiem klubu przestaje istnieć?

M.J: Bardzo było mi szkoda, bo w Kielcach naprawdę czułem się dobrze. Pracowałem tam z trenerem Dariuszem Daszkiewiczem i świetnie wspominam ten okres współpracy. W ogóle klub w Kielcach pełny był wielu fajnych i zdrowo zakręconych siatkówką ludzi. Mamy np. Mateusza Grabdę, który był wtedy drugim trenerem, a słyszałem, że teraz świetnie sobie radzi jako trener w 1.lidze. Dariusz Daszkiewicz, oczywiście wszyscy wiemy, jak w ostatnim sezonie rewelacyjnie poradził sobie w Katowicach, więc jest to wielka strata. Myślę, że było to fantastyczne miasto do życia, ale i dobrze zorganizowany klub. No niestety, z taką rzeczą, jak finanse, a raczej ich brak jest ciężko wygrać. Na tym polega praktycznie ten obecny sport, że bez tego ani rusz. Na koniec zabrakło pieniędzy, ale ja cały czas liczę na to, że kiedyś to wróci. Miasto jest znakomite, hala jest kapitalna i kibice również. Jest wszystko do tego, aby zrobić tam na nowo dobry plusligowy klub.

P.S: Powspominaliśmy trochę, ale wróćmy jednak do teraźniejszości. Sezon 2019/2020 był niezaprzeczalnie Twoim najlepszym w całej dotychczasowej karierze. Który mecz z tego sezonu za przykładowe 10 lat będziesz wspominał najbardziej?

M.J: Myślę, że taki najlepszy mecz nie tylko mój, ale i całego zespołu był meczem w Jastrzębiu, gdzie graliśmy o wejście do finałowej czwórki Pucharu Polski. Mimo dobrego sezonu mieliśmy taki okres, że brakowało nam zwycięstw z tymi najlepszymi zespołami. Tam natomiast udało nam się pojechać i wygrać. Trudny teren i tak klasowa drużyna, jaką jest niezaprzeczalnie Jastrzębski Węgiel, spowodowały, że był to ogólnie najlepszy mecz całej drużyny, ale i najbardziej prestiżowy. Było to także spotkanie, które dużo ważyło, a my zgraliśmy je zespołowo, więc mój wybór padnie na ten mecz.

P.S: Zakończone 1.5 miesiąca temu rozgrywki ligowe miały swoich wygranych, ale i przegranych. Trefl Gdańsk pomimo zajęcia 5 lokaty w tabeli wydaje się jednym z wielkich wygranych tego sezonu. W drużynie oczarowań PlusLigi znalazło się aż trzech gdańskich lwów, w tym również ty, ale i sam trener Michał Winiarski. (Marcin Janusz, Paweł Halaba, Bartosz Filipiak – przyp. Red.) W czym tkwił i tkwi sekret drużyny z Gdańska? Młodość, charyzma, wola walki, a może zgranie zespołu?

M.J: Czynników było multum i takiego jednego nie sposób wymienić, bo na to, że graliśmy dobrze składało się bardzo wiele elementów. Myślę, że to, co było widać na meczach to to, że byliśmy niezwykle walecznym zespołem. Cieszyliśmy się przede wszystkim grą, naprawdę lubiliśmy ze sobą przebywać na boisku, dobrze dogadywaliśmy się w szatni oraz była tam super atmosfera. To było widać w grze, ale mieliśmy ogromne wsparcie ze strony kibiców w tym zakończonym sezonie, z czego niezwykle się ciesze, bo są świetni! Dużo takich małych rzeczy fajnie się ułożyło na to, że dobrze weszliśmy w nowy sezon, bo pomimo tego, że przegraliśmy pierwszy mecz z Bełchatowem, graliśmy w nim całkiem dobrze. Potem była seria wygranych, która niezwykle nas podbudowała i, co nas przede wszystkim cieszy to to, że mało kto spodziewał się, że tak będziemy grali na początku, my potrafiliśmy to utrzymać, a nawet jak analizowałem sobie mecze z początku sezonu, ztymi które graliśmy pod koniec, to zrobiliśmy dość duży krok do przodu. To było właśnie naszą główną siłą, taka stabilność przez cały sezon, bo takich bardzo słabych meczów to zagraliśmy na dobrą sprawę niewiele. Trzeba też powiedzieć głośno, choć nie lubię tego słowa, ale byliśmy dość eksperymentalną drużyną, bo dużo się pozmieniało. Wielu zawodników miało w Pluslidze tak naprawdę pierwszą okazję żeby zagrać w pierwszej szóstce – plus Michał Winiarski debiutancki sezon w roli pierwszego szkoleniowca, więc dużo było takich elementów, które mogły nie wypalić, ale wypaliło praktycznie wszystko. To nas, jak najbardziej cieszy, że udało nam się zbudować na treningach fajną atmosferę, każdy przychodził i naprawdę dobrze trenowaliśmy. To przekładaliśmy później na mecze, i wydaje mi się, że to był klucz do sukcesu.

P.S: A jak zapatrujesz się osobiście na tytuł objawienia sezonu na pozycji rozgrywającego, biorąc pod uwagę, że miałeś poważnych konkurentów, jak chociażby: Lukas Kampa w Jastrzębskim Węglu, Benjamin Toniutti w ZAKSA Kędzierzyn – Koźle czy Grzegorz Łomacz, z którym grałeś w PGE Skrze Bełchatów?

M.J: Na pewno bardzo się cieszę, ale też ocenianie rozgrywających można zamknąć w zgrabnym podsumowaniu, mówiącym: „jak wielu ludzi tyle opinii”, więc jakoś bardzo do takich wyróżnień staram się nie przywiązywać. Trzeba brać to z dystansem, bo jak jeszcze atakujących, środkowych czy przyjmujących można oceniać według statystyk, tak z rozgrywającym jest zupełnie inaczej. Liczy się gra drużyny, jakość przyjęcia oraz wiele innych elementów, które składają się na to, jak ocenia się pozycję rozgrywającego. Osobiście bardzo się cieszę i dziękuję za to wyróżnienie. Będę starał się cały czas rozwijać, aby stawać się coraz lepszym.

P.S: Zawód siatkarza jest mimo wszystko pracą, a w niej zdarzają się lepsze oraz gorsze chwile, ma ona też swoje plusy i minusy, jak każda inna. Czy u ciebie wystąpiły może jakieś chwile zwątpienia? Czy jest coś, co chciałbyś zmienić w siatkówce?

M.J: Jedną z takich rzeczy, którą warto było zmienić i o tym już wielu zawodników mówiło jest ten natłok meczów. Z wiadomych przyczyn może szczególnie tego teraz nie czujemy, ale dość głośno mówiło się o tym jeszcze w trakcie sezonu. Dotyczyło to przede wszystkim tych zawodników, którzy grają w reprezentacji, bo też trzeba zadać sobie pytanie na czym nam zależy – czy na tym żeby tych meczów było jak najwięcej, czy żeby były one dobre jakościowo. Gdybym był kibicem wydaje mi się, że chciałbym zobaczyć trochę mniej meczów, ale żeby stały one na wysokim poziomie. Kiedy my gramy tak naprawdę, co trzy/cztery dni i dochodzą nam do tego wszystkie podróże, to sami po sobie czujemy, że poziom sportowy spada dość mocno, a ryzyko kontuzji idzie w górę. Między innymi to jest jedna z takich rzeczy, którą trzeba przemyśleć. Wiem, że o tym się dużo mówi w związku, więc pewnie zostanie to zmienione. A czy ja miałem słabsze momenty? Na pewno…Dużo takich momentów zdarza się w karierze. Siłą rzeczy nie zawsze się wygrywa. Nie zawsze jest się w wysokiej formie, czasami trzeba zaakceptować, to że ma się teraz słabszy okres i pracować jak najmocniej, żeby wyjść z tego kryzysu. Ja też nie ukrywam, że właśnie taki moment miałem w poprzednim sezonie, kiedy jeszcze pracowałem z Andrea Anastasim. Trzeba zacisnąć zęby, pracować jeszcze mocnej, żeby z tego wyjść, ale takich momentów naprawdę dużo się pojawia. My też nie jesteśmy jakimiś superbohaterami, po których wszystko spływa. Wszystko mocno przeżywamy, przezywają to tez nasi bliscy, ale siłą każdego sportowca jest to, w jaki sposób z tych trudnych sytuacji wychodzi.

P.S: Na parkietach PlusLigi grasz nieprzerwanie od 2012 roku, ale na debiut w reprezentacji Polski musiałeś poczekać kilka lat. Czy powołanie do reprezentacji wpłynęło na Ciebie? Zmieniło Cię w jakiś sposób, jako człowieka, ukształtowało jako sportowca?

M.J: Tak, ja dość długo grałem, ale zacząłem też bardzo wcześnie. Bodajże już w wieku 17 lat trafiłem do Częstochowy. To prawda, że żeby pojechać pierwszy raz na zgrupowanie reprezentacji Polski musiałem czekać, ale też znam specyfikę swojej pozycji. Wiem, że niewielu jest takich rozgrywających, którzy w młodym wieku prowadzą jakikolwiek zespół, a co dopiero są powoływani do reprezentacji. Ja spokojnie chciałem z roku na rok stawać się coraz lepszym, a myślę, że droga, którą pokonałem do tej pory była dobrą drogą. Zagrałem w klubach walczących o trochę niższe cele, jak Częstochowa i Kielce, gdzie miałem szansę dość częstego występowania na parkiecie. Miałem szansę grać również w PGE Skrze Bełchatów, gdzie się nauczyłem tak naprawdę, co to się nazywa profesjonalizm. Zrozumiałem tam, jak trzeba się prowadzić i jak zachowywać jeśli chce się trafić do takich topowych klubów oraz grać tam dłużej. Więc tak, ja przez te wszystkie lata zbierałem potrzebne doświadczenie po to, żeby teraz móc, jak najlepiej się prezentować. Dostawaćw przyszłości szansę od trenera reprezentacji i mam nadzieje, dobrzeją wykorzystywać. Czy mnie to zmieniło? Tak, bo podczas gry w reprezentacji spada na człowieka duża odpowiedzialność, a z tym trzeba sobie radzić. To już nie są zwykle rozgrywki klubowe, a każdy mecz reprezentacji jest już dużym prestiżem. To na pewno zmienia człowieka, kształtuje charakter. Myślę, że też dorasta się grając w reprezentacji i widząc takich zawodników, jak: Michał Kubiak, Bartek Kurek, którzy graja w niej od wielu lat. Można wiele się od nich nauczyć, chociażby samym przebywaniem i obserwowaniem w ich towarzystwie, jak zachowują się na boisku i tego, jak pracują na co dzień. Mnie bardzo dużo to już dało i dalej pomaga w tej pracy, którą robię teraz w klubie.

P.S: Wszyscy mówią, że dziewczyny lubią brąz. No właśnie…. A czy siatkarze od samego początku polubili się z brązem Ligi Narodów 2019? (śmiech)

M.J: Oczywiście, że tak. (śmiech) Myślę, że nawet nie spodziewaliśmy się, że uda nam się wyjść z grupy, a co dopiero zagrać w półfinale Ligi Narodów. Tak naprawdę to mieliśmy lekkie obawy czy w ogóle wygramy seta na tym turnieju, bo trafiliśmy do grupy z Brazylią i Iranem, i równie dobrze mogłoby się to skończyć tak, że przyjechaliśmy na wycieczkę, rozegraliśmy dwa mecze, dwa razy po 3:0 i do domu, ale coś zagrało. Do dziś zastanawiam się, co tak naprawdę stało się w Chicago, bo pojechaliśmy w dość mocno eksperymentalnym składzie, bez trenera i tak naprawdę po kilku dniach przygotowań.A mimo wszystko wypaliło. Myślęteż, że pokazuje to, jak silna jest nasza liga, która przygotuje zawodników do grania już na tym najwyższym poziomie. I nawet dla tych chłopaków, którzy nie mieli okazji wcześniej grać na tym najwyższym międzynarodowym poziomie, po prostu przyjeżdża się z ligi, gdzie ma się rozegranych kilkadziesiąt spotkań i jest się gotowym na międzynarodowe granie. Z tego się przede wszystkim cieszymy, ale jak się to stało, jak my to zdobyliśmy to nie odpowiem, bo sam nie wiem. (śmiech).

P.S: Marcin Janusz na boisku wydaje się być walczakiem z mocnym charakterem, co nie raz udało mi się zaobserwować na boisku. Ale czy w życiu codziennym również tak jest?

M.J: Nie, ja myślę, że zupełnie jestem inny na boisku niż w życiu codziennym. Czy jestem walczakiem? Staram się być jak najbardziej ekspresyjny i waleczny. Miałem z tym problem na początku kariery. Wielu trenerów walczyło, bo na boisku byłem taki, jaki jestem poza, czyli cichy, spokojny, nie za dużo mówiący. To mi przeszkadzało w byciu rozgrywającym, gdzie nie ma co ukrywać, rolą rozgrywającego jest bycie liderem i nie jako rządzenie na boisku. Od niego zależy w jakim stylu gra drużyna, więc to musiałem w sobie zmienić, ale zmienić to na boisku. Poza nim dalej jestem dość spokojnym człowiekiem, i tutaj nic się nie zmieniło. Jest duża dysproporcja pomiędzy tym, jak zachowuje się na boisku, a tym jaki jestem na co dzień. (śmiech)

P.S: Jak myślisz, jaki będzie dla Ciebie sezon 2020/2021?

M.J: Chciałbym przede wszystkim rozegrać w zdrowiu cały przyszły sezon. Myślę, że jestem przygotowany na to, żeby grać tak, jak w poprzednim, a może nawet lepiej. Ciągle czuje, że się rozwijam z roku na rok, a mam nadzieje, że pokaże to w nadchodzącym sezonie, co może zaowocuje również powołaniem do reprezentacji Polski i uda mi się tam sprawdzić na tym najwyższym poziomie. Przede wszystkim mam jednak nadzieje, że będę zdrowy i, że w ogóle będzie okazja rozegrać ligę. Chce po prostu grać dobrze i zostać zauważonym po raz kolejny przez Vitala Heynena, a przede wszystkim się sprawdzać. Jeśli trener uzna, że może zabrać mnie na jakiś większy turniej to będe się z tego bardzo cieszył. Ja na to pracuje cały czas.

Pytania od fanów

Skąd wzięła się u ciebie pasja muzyczna? Jak to się zaczęło?

To było tak, że mieszkałem z rodzicami w Nowym Sączu, jak byłem jeszcze dzieckiem w bloku. Moja sąsiadka była nauczycielką w szkole muzycznej, za ścianą często słyszeliśmy, jak gra na pianinie. Pewnego dnia moi rodzice postanowili zapukać, i zapytać się czy można zapisać się na jakieś indywidualne lekcje. Pochodziłem przez rok, później się przeprowadziliśmy, ale ten stary keyboard ze mną został, więc sobie ćwiczyłem. Później, jak zacząłem grać tak na poważnie w siatkówkę to trochę to odstawiłem, ale jakiegoś dnia przyszła mi myśl, żeby spróbować. Trochę mi się wtedy nudziło, więc chciałem odpalić starego keyboarda i coś zagrać, żeby czymś się zająć. Coś tam jeszcze pamiętałem, ale powoli zacząłem też uczyć się sam od podstaw. Ćwicząc regularnie dzień w dzień, po pewnym czasie coraz lepiej mi to wychodziło. Tak już zostało, ale nie spędzam nam tym nie wiadomo ile czasu, gram wtedy, kiedy mam wolną chwilę. Sprawia mi to przede wszystkim dużą radość i jest to fajną odskocznią od siatkówki.

Czy jest jakiś klub, którego barwy chciałbyś kiedyś reprezentować?

Szczerze to nie mam jakiegoś konkretnego klubu, w którym chciałbym grać. Nie staram się też za bardzo o tym dużo myśleć, bo takie już jest życie sportowca, że z różnych klubów mogą przyjść oferty. Często nasze chęci nie za bardzo mają wpływ na to, co się stanie dalej. Na pewno chciałbym grać o najwyższe cele i na tym się teraz przede wszystkim skupiam. Bardzo się ciesze, że gram w Gdańsku. Mam tutaj świetne miejsce na to, żeby się rozwijać. Klub jest bardzo dobrze zorganizowany, więc myślę, że to są moje priorytety, aby trafiać do takich właśnie miejsc z dobrymi trenerami, zorganizowanych bez zarzutu, a tego typu drużyn jest coraz więcej.

Czy masz taki serial, który obejrzany nawet 10 razy, nigdy ci się nie znudzi?

Nie. (śmiech) Niestety nie jestem z tych ludzi, którzy potrafią kilkakrotnie oglądać czy to filmy czy seriale.

Czyli raz i koniec? (śmiech)

Tak, dokładnie. Chociaż mam kilka seriali, które uwielbiam, tak, żeby usiąść i obejrzeć znowu przykładowo osiem sezonów „Homelandu”, który swoją drogą uwielbiam, to nie. (śmiech)

Kto jest największym śmieszkiem w Treflu Gdańsk?

Fabian Majcherki, zdecydowanie. Myślę, że wszyscy odpowiedzą jednoznacznie na to pytanie, ale można włączyć sobie kilka video z naszych mediów społecznościowych, i przekonać się samemu. To, co jest jednak na tych filmikach jest tylko małą częścią tego, co on śmieszkuje poza kamerą. Tutaj jest bezsprzecznie Fabian.

Najbardziej zwariowana rzecz, którą zrobił na zgrupowaniach trener Vital Heynen.

Zwariowana rzecz? On cały czas robi zwariowane rzeczy… (śmiech) Ja osobiście miałem taka sytuację z Vitalem, że chyba byliśmy na lotnisku i z kimś się założył, że podejdzie do 100 osób i z nimi porozmawia przez kilka minut. Ciężko mi jest teraz sobie to przypomnieć, ale nie pamiętam czy to Vital opowiadał mi taka historię czy ja sam to widziałem. Chodziło mimo wszystko o zakład i grupkę tych 100 osób. Później chodził od człowieka do człowieka, i zaczynał rozmawiać z nieznajomymi. Ciężko mi teraz to sobie dokładnie przypomnieć tą sytuację, ale wystarczy być kilka minut przy Vitalu, i się już wie, że nie jest to typowy człowiek, który zachowuje się, tak jak wszyscy. (śmiech) Jest bardzo zwariowany, ale z każdym bardzo dobrze się dogaduje, a dzięki temu jest bardzo otwarty i szczery.

Wydaje się, że jak dla takiej gaduły, jak Vital Heynen podejście do setki nieznajomych osób nie jest żadnym spektakularnym osiągnięciem. (śmiech)

Tak, myślę, że jakby on nawet się nie założył to by podchodził. (śmiech) To widać też na meczach, ze on po prostu podchodzi tutaj do jednego, tam do drugiego. Z kimś chwilę porozmawia, poodbija z kolejnym. Ma fajny kontakt, czy to z kibicami, czy z wami dziennikarzami, więc to na pewno mu pomaga w pracy.

Specjalny challenge dla Marcina Janusza

Nie dało się nie zauważyć, że gdańskie lwy są jednym z najlepiej zgranych zespołów w lidze, którzy czerpią radość ze swojej gry. Ten quiz sprawdzi czy oprócz fajnej atmosfery w szatni i na treningach znasz swoich kolegów z drużyny.

1. Kto miał najwięcej bloków punktowych w sezonie 2019/2020?

a) Pablo Crer

b) Bartosz Filipiak ✓

c) Bartłomiej Mordyl

2. Ile punktów w całym sezonie zdobył Bartosz Filipiak?

a) 460 ✓

b) 448

c) 456

3. Kto spośród gdańskich lwów miał największy stopień przyjęcia w całej drużynie?

a) Paweł Halaba

b) Maciej Olenderek

c) Ruben Schott –

4. W którym spotkaniu Paweł Halaba zaliczył tzw. festiwal zagrywek, popisując się 7 asami serwisowymi?

a) z Bełchatowem

b) z Warszawą

c) z Zawierciem ✓

5. Z jakim numerem w sezonie 2019/2020 nosił koszulkę kapitan Trefla Gdańsk, Wojciech Grzyb?

a) 20 ✓

b) 12

c) 4

Rozmawiała Patrycja Smolarczyk

Podobne teksty

Komentarze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Dodaj komentarz!
Wprowadź imię

Artykuły

Artykuły ze strony www.johnnybet.com

SOCIAL MEDIA