Przygoda Krzysztofa Ratajskiego z drugimi Mistrzostwami Świata PDC w Ally Pally ponownie dobiegła końca już po pierwszym występie. W tamtym roku Polak był minimalnym faworytem w pojedynku z Jamesem Wilsonem i porażka aż tak nie dziwiła. Tym razem „Polish Eagle” trafił w premierowej rundzie na dosyć egzotycznego rywala w osobie Seigo Asady z Japonii.
Patrząc na kursy u bukmacherów wydawało się, że powinniśmy mieć naszego rodaka w kolejnej fazie rozgrywek, gdzie zmierzyłby się z rozstawionym z numerem 9 Anglikiem Jamesem Wadem. Wszyscy już dyskutowali, czy niedawny zwycięzca dwóch telewizyjnych turniejów (Mistrzostwa Europy i finały World Series od Darts) będzie dalej w bardzo dobrej formie, czy może pokaże się z gorszej strony, co otworzyłoby furtkę Ratajskiemu do życiowego sukcesu podczas największego turnieju w całym sezonie.
Wszyscy fani nad Wisłą zostali jednak sprowadzeni na ziemię przez specyficznego Azjatę. Mimo że Asada sprawia wrażenie zawodnika, który nie do końca wie co się dzieje wokół niego, to potrafi zaprezentować darta na najwyższym poziomie. Wprawdzie na początku widać było, że lepiej rzuca Polski Orzeł, dzięki czemu dosyć szybko osiągnął prowadzenie 2-0 w setach i zbliżył się bardzo do końcowego triumfu, jednak napis „Ninja” na plecach Japończyka nie wziął się znikąd.
Reprezentant firmy Unicorn potrafił seriami rzucać 140-tki i zaczął prezentować się świetnie na podwójnych. Trzeba tutaj wspomnieć, że zawodnik z kraju kwitnącej wiśni w całym meczu zanotował skuteczność bliską 45% w kwestii lotek kończących. Jest to świetny wynik, który najprawdopodobniej okazał się kluczowy w tym starciu. Trzeba tutaj powiedzieć, że nasz darter zagrał w tym aspekcie na niecałe 29%, co już nie jest ponadprzeciętnym wynikiem.
Trochę ponad jedna lotka na cztery próby przy polach podwójnych nie może zapewnić sukcesu na turnieju najwyższej rangi. Z pewnością można powiedzieć, że kilka chybionych lotek w kluczowych momentach zaważyło i dlatego z Jamesem Wadem w środowy wieczór zmierzy się właśnie Japończyk.
Na pewno porażka Polaka boli, tym bardziej już w pierwszym meczu. Nie można jednak stwierdzić, że był to blamaż. Ratajski dostał naprawdę jednego z cięższych rywali, na których mógł trafić podczas losowania. Świadczą o tym przytoczone statystyki, jak i wcześniejsze występy Asady, który w tym roku wygrywał już turnieje w Asian Tour, czyli odpowiedniku European Tour z serii PDC na Starym Kontynencie.
Uczestnicy pierwszej rundy zainkasowali w gotówce, jak i do rankingu po 7500 funtów. Jest to solidny zastrzyk, gdyż dla porównania za każdy ze swoich triumfów w turniejach z serii UK Open Qualifier, czy też Players Championship w tym roku, Krzysztof Ratajski otrzymał 10000, czyli niewiele więcej.
Z każdej porażki można wyciągnąć jednak wnioski i wtedy może ona mieć taką samą wartość co zwycięstwo. Polski darter dopiero ogrywa się na wielkich scenach, przed wielką publiką i co najważniejsze w roli faworyta. Nieczęsto mogliśmy oglądać naszego rodaka w meczach, gdzie to on musi, a rywal tylko może. Tutaj jest jeszcze problem. Ratajskiemu potrzeba mentalności zwycięzcy na wielkich scenach, a jak to przyjdzie, to możemy zaliczyć jeszcze niejeden sukces dla biało-czerwonych barw w PDC.