Adamek vs. Gołota, czyli jak „mały” pobił dużego
Pięściarze, którzy nie otrzymują ciekawych propozycji, zarówno finansowych, jak i sportowych w swoich kategoriach wagowych, zmieniają je na wyższe. Tak właśnie postąpił Tomasz Adamek. Po zdobyciu mistrzostw świata w półciężkiej i juniorciężkiej przyszedł czas na heavyweight. „Góral” postawił sobie konkretny cel – mistrzowski pas w królewskiej kategorii wagowej. Rozpoczęły się zatem poszukiwania odpowiedniego rywala na debiut w tej wadze. Powstał pomysł zorganizowania polskiej walki stulecia. Najbardziej rozpoznawalny pięściarz z kraju nad Wisłą przeciwko utytułowanemu, ale wciąż poszukującemu wyzwań mistrzowi świata. Jak powiedział Gołota: „Adamek zaprosił do tańca, więc nie wypadało odmówić”. I stało się! 24 października 2009 roku – taki termin wyznaczono na pojedynek. Czy Andrzej Gołota powinien przyjąć tę propozycję? W jakiej będzie formie? Czy Adamek poradzi sobie z silniejszym, większym i bardziej doświadczonym rywalem? Takie pytania zadawał sobie każdy fan boksu. 8 milionów widzów zasiadło przed telewizorami z zapartym tchem, czekając na widowisko. W hali Atlas Arena w Łodzi rozbrzmiał znak firmowy Adamka zmierzającego do ringu – piosenka Funky Polaka „Pamiętaj”. Po chwili w narożnikach stanęły naprzeciw siebie dwie legendy pięściarstwa. 16 kilogramów cięższy i 7 centymetrów wyższy Gołota, wyglądał niczym rozwścieczony tygrys, który tylko czeka, by dobrać się do swojej ofiary. Pierwszy gong. Rękawice przy głowach, stopa przy stopie. Adamek od razu przystąpił do ataku. Szybkie lewe proste, zejścia z linii ciosów Gołoty i piękny pokaz technicznych zdolności. Minęło zaledwie kilka minut i Andrzej Gołota po przyjęciu piorunująco szybkich ciosów musiał podnosić się z białej maty łódzkiego ringu. Bezradny, powolny i ociężały Gołota nie umiał znaleźć recepty na złapanie Adamka w ringu. Agresja i niechęć do rywala to za mało, by wygrać. Wspaniale dysponowany pięściarz z Gilowic, nokautując w piątej rundzie Andrzeja Gołotę udowodnił, że jest już prawdziwym pięściarzem kategorii ciężkiej. Tamtego wieczoru byliśmy świadkami one man show. Show Tomasza Adamka.
Gołota vs. Saleta, spotkanie po latach
Piękna, nowoczesna hala Ergo Arena usytuowana na granicy Sopotu z Gdańskiem. To miejsce stało się celem mojej podróży pewnej soboty w lutym 2013 roku. Polsat Boxing Night 2, czołowi polscy pięściarze, show nad którym czuwali organizatorzy KSW. Do tego jedna z najbardziej wyczekiwanych przez fanów pięściarstwa z Polski walka. Nie mogło mnie tam zabraknąć. Przemysław Saleta oświadczył w wywiadach przed galą, że po tym pojedynku definitywnie odwiesza rękawice na kołek. Zależało mu od wielu lat na tej walce i chciał się nią pożegnać z fanami. Andrzej Gołota? Andrzej Gołota nie ogłosił „kończę karierę”. Zapowiedział, że będzie w dużo lepszej formie, niż podczas walki z Adamkiem. Chcieli dać wspaniałe, niezapomniane widowisko, które pozostanie kibicom na długo w pamięci. Kondycja, zwrotność, szybkość i wytrzymałość, które zaprezentowali podczas treningu otwartego na Torwarze kilka dni przed 23 lutego, gwarantowały świetną walkę. Obserwując w Legia Fight Club ruchy tych wybitnych pięściarzy, zastanawiałem się, czy widzę przed sobą czterdziestopięcio – czy dwudziestoletnich mężczyzn. Cała bokserska Polska czekała na tę walkę, eksperci i fani zacierali ręce na myśl o niej. Zdawano sobie sprawę, że to prawdopodobnie ostatnia szansa, by zobaczyć na żywo jak boksuje legendarny Andrzej Gołota. Wielu przybyło też do Ergo Areny, by dopingować byłego mistrza Europy. Waldemar Kasta i Paweł Wójcik zapowiedzieli bohaterów tamtego wieczoru, dreszcz emocji przeszedł po plecach i już byli między linami. Saleta spokojnie, nie tracąc energii czekał na gong w swoim narożniku. Gołota starał się rozluźnić skacząc po macie. Ogromna złota rękawica wisząca nad ringiem schowała się pod sufitem, „round one”, rozbrzmiał gong i rozpoczęła się wojna. Oboje od początku narzucili wysokie tempo walki, nie oszczędzali sił ani rywala. „Bijesz pierwszy Andrzejku, pierwszy!” – krzyczał trener Gołoty, Andrzej Gmitruk. Spodziewałem się ostrej wymiany ciosów, twardego boju i walki do upadłego, ale już pierwsza runda przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Jak na 45- cio letnich zawodników reprezentowali świetną formę. Niejeden pojedynek o wiele młodszych bokserów przebiega w ślimaczym tempie w porównaniu do tego, co się działo podczas walki tego wieczoru w Ergo Arenie. Wydawało się, że Gołota i Saleta przeżywają drugą młodość. Gołota mówił przed walką, że jego założeniem taktycznym jest zwycięstwo, obojętnie w jaki sposób. Rzeczywiście, widać było, że wszedł na ring by wygrać. Zejścia z linii ciosu, uniki i mocne ciosy. To wszystko demonstrowali w ringu, a podnieceni kibice gorąco dopingowali swoich idoli. Emocje sięgały zenitu, a zawodnicy nie zwalniali tempa gdy kończyła się trzecia runda. Wtedy zaczęły się problemy Andrzeja Gołoty, który początkowe sześć minut pojedynku zdecydowanie wygrał. Saleta „podłączył Gołotę do prądu”. Zamroczony Andrzej Gołota chwiał się na nogach, sensacja wisiała w powietrzu. Zaczął wypluwać szczękę, żeby zyskać na czasie i przerwać szaleńczy atak Przemysława Salety. Oboje bardzo ciężko, głęboko oddychali. To niesamowicie wyczerpujący sport, zwłaszcza jak się go uprawia w takim wieku. Przebieg wojny zmieniał się jak w kalejdoskopie. W ostatniej minucie piątej rundy Saleta po potężnych ciosach Gołoty zaczął się bujać jakby był na statku podczas sztormu. Gong, koniec piątego starcia, przymroczony Przemysław Saleta i ledwo łapiący oddech Andrzej Gołota wrócili do swoich narożników. Zaczęło brakować sił, kondycji, ale ambicje i waleczne serca utrzymywały ich w bojowych nastrojach. „Co za walka, co za wymiany ciosów!”- emocjonował się komentator Polsatu, Andrzej Kostyra. Odgłosy rękawic lądujących na twarzach pięściarzy roznosiły się po całej hali. Szósta runda. Gołota coraz częściej wypluwa szczękę na matę ringu i dostaje ostrzeżenie od sędziego. Po otrzymaniu lawiny ciosów ledwo stoi na nogach, kołysze się jak trzcina na wietrze. To już jest maksymalne wyczerpanie. Zaraz się przewróci… Bum! Gołota na deskach. Czy wstanie? Czy wykrzesze resztki sił ze swojego organizmu, by kontynuować bitwę? Ambitnie próbuje wstać, przyklęka. Wstaje?! Jednak nie… Zatoczył się po raz kolejny, sędzia przerwał walkę. Saleta pokazał klasę i od razu podszedł pocieszyć swojego rywala. To często spotykany i piękny widok w boksie. Kilka chwil temu byli największymi rywalami, jeden chciał urwać głowę drugiemu, ale kiedy po wojnie zaczyna opadać kurz, dziękują sobie za pojedynek. To była brutalna, ostra walka, podczas której żaden nie odpuszczał. Dwaj weterani tego sportu stanęli do ringu prawdopodobnie po raz ostatni i chcieli się z nim pożegnać godnie i w ferworze walki. Tak jak powiedział Saleta, ostatnie dwie walki Andrzej Gołota boleśnie przegrał, ale wciąż jest legendą polskiego boksu.
Adamek vs. Szpilka, „Chwila prawdy”
Młodość przeciwko doświadczeniu. Agresja przeciwko rutynie. Dobrze zapowiadający się pięściarz przeciwko legendzie. Waleczne serce przeciwko walecznemu sercu. To wszystko miało miejsce w walce wieczoru 8 listopada 2014 roku w nowej, pięknej hali w Krakowie. Nadeszła chwila prawdy, walka Adamek vs. Szpilka doszła do skutku! Artur Szpilka dwa lata przed tym pojedynkiem w swoich wypowiedziach zaznaczał, że chciałby tej potyczki, żeby udowodnić wszystkim, że jest najlepszym „ciężkim” w Polsce. Nie krył niechęci do Adamka, jednak zaznaczał, że szanuje „Górala” za jego sportowe osiągnięcia. Kiedy zapytałem „Szpilę” podczas konferencji prasowej w restauracji Champions co jego zdaniem w stylu boksowania Adamka może sprawić mu najwięcej problemów odpowiedział, że doświadczenie i rutyna będą mocnymi stronami Tomasza Adamka. Jednak to on zademonstruje, co Adamkowi sprawi największe problemy w jego stylu. Niewątpliwie ta walka emocjonowała także tych, którzy nie są fanami boksu. Charyzma Szpilki i znane w całej Polsce nazwisko Adamka stworzyły ogromne wydarzenie medialne. Bilety rozeszły się jak ciepłe bułeczki, sam też zadbałem, żeby 8 listopada oglądać tę galę z odległości kilku metrów od ringu. 9 listopada 2014 roku, chwila po północy. Emocje na trybunach już opadły po krótkiej walce Michała Chudeckiego, który został brutalnie znokautowany przez Michała Syrowatkę. Wszyscy niecierpliwie oczekiwali głównej atrakcji wieczoru. Na telebimach w hali w Krakowie pojawiła się ceremonia ważenia z dnia poprzedzającego galę. „Artur Szpilka- 101 kilogramów, 200 gram! 102 kilogramy, 600 gram waży Tomasz Adamek!”- rozbrzmiał głos Mateusza Borka. Na twarzach kibiców oglądających powtórki z wygranych walk Adamka i Szpilki malowało się podniecenie i ciekawość. „Tomek, staruszku wyślę Cię na emeryturę!” „Zwycięzca jest tylko jeden – Tomasz Adamek.” Emocje na trybunach sięgały zenitu, wszyscy nie mogli się doczekać, żeby zobaczyć główną walkę gali Polsat Boxing Night 3. Początek piosenki na wejście Szpilki zespołu Złe Psy oznaczał tylko jedno, zaczynamy przedstawienie! Jak zwykle z kapturem na głowie, w czarno-złotym szlafroku, niezwykle zmotywowany i palący się do walki Artur Szpilka, ruszył w stronę ringu. Widać było, że jest pewny i da z siebie wszystko, energia go rozpierała. Zupełnie inaczej wkroczył Adamek. Spokojnie jakby szedł na spacer, nie tracąc sił, pozdrawiając kibiców stanął w swoim narożniku. W pojedynku ze Szpilką większość ekspertów stawiało „Górala” w roli faworyta. Można było usłyszeć wiele teorii dotyczącej przebiegu tej walki, między innymi, że Artur Szpilka powinien mocno ruszyć do przodu, żeby nie pozwolić rozpędzić się Adamkowi, „Góral” powinien spokojnie punktować „Szpilę” i uważać na jego mocną lewą rękę. Z ringu zeszli członkowie ekipy Adamka i Szpilki, zostali tylko oni ze swoimi umiejętnościami, ambicjami i wolą walki. Wszystkie obietnice i groźby odeszły na bok, przestały się liczyć słowa, które padły na konferencjach prasowych i podczas wywiadów. Nadszedł moment, w którym okaże się, kto jest obecnie najlepiej boksującym zawodnikiem kategorii ciężkiej w Polsce. Pierwszy gong. Nadeszła chwila prawdy. Tak jak się spodziewałem początkowa runda była rozpoznawcza, pięściarze wzajemnie się badali. Mimo, że w ciągu pierwszych trzech minut żaden nie zrobił krzywdy drugiemu, w hali w Krakowie dało się odczuć wielkie podniecenie wśród widzów. Szpilka był zdecydowanie szybszy, bardziej ruchliwy, lepiej rozpoczął ten pojedynek. Druga i trzecia runda to pewnie wygrane rundy przez młodszego pięściarza. W trzeciej odsłonie Adamek ewidentnie odczuł lewy prosty, który przyjął na szczękę i zachwiał się. Kiedy zobaczyłem reakcję „Górala” na ten cios stłumiłem okrzyk zdumienia. To dopiero początek walki, a cios Szpilki już zrobił wrażenie. Czyżby zanosiło się na sensację? Chwila prawdy rozstrzygnie się tak szybko? Byłoby to możliwe, gdyby nie to, że w ringu bił się dwukrotny mistrz świata, walczący do ostatniego gongu, nigdy niepoddający się Tomasz Adamek. Szybko doszedł do siebie i dalej próbował złapać Artura Szpilkę. Pojedynek był bardzo wyrównany, cios za cios, akcja za akcję, typowe bokserskie szachy. Ósma runda. Szybka, precyzyjna seria Adamka i tym razem w tarapatach znalazł się „Szpila”. Zaczął się wycofywać, przestał być trudnym do trafienia celem, opuszczał gardę. Pogubił się w tej odsłonie. Wszystkie dziesięć rund przebiegały w szybkim tempie. Byliśmy świadkami bardzo ciekawego pojedynku, zwrotów akcji i niepewności. „Zwycięzcą walki wieczoru jest…Artur „Szpila” Szpilka!”- oznajmił po odczytaniu punktacji jednogłośnych sędziów prowadzący galę Paweł Wójcik. Po trzydziestu minutach ringowej wojny byłem przekonany, że tak się stanie. Szpilka był lepiej przygotowany, szybszy, dynamiczniejszy, lepiej wykonał swoją taktykę i chociaż nie jakoś bardzo zdecydowanie, to jednak zasłużenie pokonał Adamka.
Adamek vs. Saleta, wielki test
Wiele osób myślało, że kariera Tomasza Adamka po porażce z Arturem Szpilką jest już skończona. „Góral” w wywiadach dawał znać fanom, że więcej między liny prawdopodobnie nie wejdzie. Jednak palące się do walki serce i ambicje nie pozwoliły Tomaszowi Adamkowi rozstać się z ringiem jako przegrany. Z kolei Przemysław Saleta podkreśla, że Adamek jest jedynym zawodnikiem, który mógłby skusić go do ponownego założenia rękawic. Pojedynek wieczoru gali Polsat Boxing Night 4, pomimo tego że wystąpi w nim dwóch pięściarzy, gdzie jeden praktycznie zakończył sportową karierę a drugi jest u jej schyłku, z pewnością przyniesie kibicom wiele emocji. Żaden z bohaterów tej walki nie odpuści drugiemu, żaden się nie podda i nieustępliwie będą walczyć. Saleta do walki przygotowuje się bardzo solidnie i ciężko, jednak zaznacza że tę potyczkę traktuje jako wyzwanie, kolejną przygodę. Tomasz Adamek wciąż wierzy, że jest w stanie pokazać kibicom w ringu formę zbliżoną do tej, którą reprezentował w swoich najlepszych latach. Wciąż wierzy że jest na tyle szybki, by móc pokonywać rywali. Wciąż wierzy, że pomimo 39 lat na karku jest w stanie mierzyć się ze światową czołówką królewskiej kategorii wagowej. Czy Przemysławowi Salecie uda się zakończyć karierę dwukrotnego mistrza świata? Czy kibice ujrzą w ringu „dawnego” Adamka, u którego widać szybkość, determinację i wolę walki? Czyja ręka w pojedynku wieczoru w łódzkiej Atlas Arenie powędruje do góry, a kto będzie musiał pogodzić się z goryczą porażki? Odpowiedzi na te pytania otrzymamy już 26 września.