Po fatalnej inauguracji olimpijskich zmagań z Brazylijczykami drugi mecz nasi reprezentanci mieli rozegrać z aktualnymi Mistrzami Europy, czyli Niemcami. W pierwszym spotkaniu podopieczni Dagura Sigurdssona po wyrównanym boju dopisali na swoje konto dwa punkty ze Szwecją.
W wypowiedziach pomeczowych Polacy podkreślali, że porażka z gospodarzami Igrzysk Olimpijskich była jedynie potknięciem i nie należy ich skreślać w walce o założone wcześniej cele. Wielu kibiców było niezadowolonych po tej przegranej, jednak dalej wierzyli w zespół Dujszebajewa, który nieraz pokazywał swój kunszt trenerski.
Mimo że Polacy nie rozpoczęli meczu najlepiej, gdyż już w pierwszej próbie rzut karny zmarnował Karol Bielecki, a grający tym razem od pierwszej minuty w bramce Piotr Wyszomirski nie mógł znaleźć sposobu na rzuty przeciwników, to cały czas gra toczyła się na równi.
Dopiero w 11. minucie Niemcy uzyskali dwubrakowe prowadzenie, po dobrej obronie Andreas Wolff skierował piłkę przez całe boisko do naszej pustej bramki. Stało się tak, gdyż nasza reprezentacja, podobnie jak obecnie absolutna większość zespołów, grając w osłabieniu wycofuje bramkarza i wprowadza szóstego zawodnika w polu.
W tej części gry było widać lekką przewagę naszych zachodnich sąsiadów, co skutkowało dwu-trzy bramkowym prowadzeniem. Jednak w okolicach 20. minuty Polacy doszli do głosu i potrafili doprowadzić do remisu 11-11.
Wydawało się, że przełomowym momentem może być groźny faul Dissingera na spółkę z Wienckiem na Kamilu Syprzaku, po którym ten pierwszy otrzymał czerwoną kartkę. Niestety pod koniec pierwszej połowy zawodników Dujszebajewa zawiodła skuteczność i to Niemcy schodzili do szatni prowadząc 16-14.
W polskiej reprezentacji w tym okresie gry na wyróżnienie zdecydowanie zasłużył Karol Bielecki, który oprócz pierwszej chybionej siódemki spisywał się doskonale notując na swoim koniec kilka trafień, tak z rzutów karnych, jak i zza dziewiątego metra. Oprócz popularnego “Koli” trzeba docenić wejście Sławomira Szmala do bramki, który zaprezentował kilka dobrych interwencji, czym na pewno natchnął swoich kolegów do lepszej gry.
Początek drugiej części gry przypomniał nam jednak o koszmarze z meczu z Brazylią. Polacy popełniali wiele prostych błędów, a Niemcy na tym tylko korzystali i powiększyli swoje prowadzenie nawet do pięciu bramek. Po tym okresie obie ekipy zaczęły grać falami, w pewnym momencie nasza kadra mogła dojść Niemców na jedno trafienie, jednak wtedy po raz kolejny wpadliśmy w dołek, a Gensheimer z kolegami dokładnie to wykorzystali.
Ponownie kilkukrotnie Polacy nieodpowiedzialnie zagrywali na koło powodując łatwe straty. Dodatkowo brakowało wyraźnego impulsu z prawej strony rozegrania. Tak Krzysztof Lijewski, jak i Michał Szyba nic nie wnosili do gry naszego zespołu. Mateusz Kus mający stanowić podporę naszej obrony często dawał się ogrywać w dziecinny sposób.
Pod koniec meczu niemieccy piłkarze ręczni pozwalali sobie na coraz więcej i w ten sposób zdobywali bramki po dłuższych podaniach i błędach w wyjściu naszych graczy. Jedynym Polakiem, który trzymał poziom przez cały mecz był Karol Bielecki, który starał się bardzo często brać odpowiedzialność na swoje barki. Najlepiej pokazuje to liczba zdobytych bramek, “Kola” trafiał do bramki rywali aż 10-krotnie.
Polska – Niemcy 29-32(14-16)
Polska: Szmal, Wyszomirski – Lijewski, Jachlewski, Krajewski, Bielecki, Wiśniewski, M. Jurecki, B. Jurecki, Syprzak, Daszek, Kus, Gierak, Szyba
Niemcy: Wolff, Heinevetter – Strobel, Drux, Dissinger, Kuhn, Lemke, Wiede, Hafner, Reichmann, Gensheimer, Groetzki, Pekeler, Wiencek