Od lat mówi się w naszym kraju o klątwie chorążego na Igrzyskach Olimpijskich. Według tego przesądu zawodnik dostępujący zaszczytu niesienia naszej flagi na otwarciu całych igrzysk później wypada blado podczas swoich występów. Tym razem jednak Karol Bielecki postanowił zaprzeczyć temu i zdecydowanie przewodzi klasyfikacji strzelców, a już w niedzielę wraz z kolegami będzie mógł sięgnąć po historyczny olimpijski krążek.
Popularny “Kola” nieraz ogłaszał zakończenie reprezentacyjnej kariery, a po pamiętnym wypadku w meczu przeciwko reprezentacji Chorwacji podjął nawet decyzję o zawieszeniu butów na kołku. Nasz rozgrywający nie potrafił tak żyć i po niedługiej przerwie powrócił jeszcze silniejszy.
Po urazie Bieleckiego nie ma śladu. Widać to po statystkach w Rio. Polak aż 52-krotnie wpisywał się do protokołu. Za jego plecami znajdują się Mikkel Hansen z 46. trafieniami, kolejny jest rodak rozgrywającego PSG Lase Svan Hansen, który ma o jedno oczko mniej, a za nim z 43. golami znajduje się Uwe Gensheimer.
Każdy z tej czwórki będzie miał szanse na powiększenie swojego dorobku w meczach o medale. Każdy oprócz Svana wykonuje siódemki w swojej reprezentacji. Niemniej jednak to właśnie Bielecki jest w uprzywilejowanej pozycji i z perspektywy całej imprezy wydaje się, że to Polak sięgnie po zaszczytny tytuł króla strzelców turnieju olimpijskiego.
Znając jednak mentalność naszego rozgrywającego ten temat w ogóle nie zaprząta mu głowy. W tym momencie dla polskich szczypiornistów liczy się jedynie walka o brązowy medal, który byłby kolejnym wielkim sukcesem naszej piłki ręcznej.