Alicja Rosolska, grająca w parze z Brytyjką Naomi Broady odpadła w półfinale turnieju Katowice Open, przegrywając w walce o finał z Japonkami Eri Hozumi i Miyu Kato 6:0, 4:6, 10-12. Po meczu w specjalnym wywiadzie dla Polski-Sport.pl opowiedziała o emocjach w trakcie spotkania i swojej nieobecności w meczu barażowym Pucharu Federacji, który w przyszłym tygodniu odbędzie się w Inowrocławiu.
K.K: Wraz z Naomi Broady dwukrotnie była Pani o jedną piłkę do rozstrzygnięcia na swoją korzyść półfinałowego pojedynku Katowice Open. Jakie emocje towarzyszyły Pani w trakcie spotkania i czy jest niedosyt z powodu braku finału?
A.R: Niedosyt na pewno jest, bo miałyśmy już tą piłkę meczową i myślałam, że wygramy to spotkanie, mimo że w końcówce był on bardzo zacięty. Przy piłce meczowej kibice zaczęli nas tak dopingować, zrobiło się tak głośno, że niesamowicie było rozgrywać ten punkt. Niestety nie skończył się on po naszej myśli. Brakowało tam trochę szczęścia, gdyż piłka uderzyła po siatce, ale przeszła na naszą stronę, trzeba było dziwnie reagować, przez co nie kończyłyśmy akcji. Przykro, że tak się skończyło, dziękuję kibicom, że do końca tak mocno nas wspierali.
K.K: Z trybun można było usłyszeć wiele okrzyków dopingujących. Czy przeszkadzało to Pani podczas rozgrywania akcji, czy nie zwracała Pani na to uwagi?
A.R: Mnie to bardziej wspiera niż przeszkadza. Fajnie jest grać u siebie w domu, może czasem chcemy za bardzo wygrać, by kibice mogli się cieszyć, tylko czasami po prostu nie wychodzi. Trochę mówimy za kulisami, że pechowe są te Katowice, bo gra się w domu, a żadna z Polek nie może wygrać turnieju, ale w mojej opinii to jednak chyba my chcemy za bardzo wygrać.
K.K: Jak oceni Pani organizację turnieju w porównaniu z innymi na świecie?
A.R: Muszę powiedzieć, że dyrektor turnieju i cała ekipa wykonała kawał dobrej roboty. Cały obiekt i przygotowanie jest niesamowite i tak naprawdę niczego nam nie brakuje. Mamy wszystko zapewnione, mamy bardzo dobrych kierowców, wszyscy są bardzo pomocni, jedzenie jest bardzo dobre, co ważne jest dostępne w każdych godzinach, bo zdarzało się za granicą, że było w określonych godzinach. Kortów do treningu nie brakowało, ręczników i piłek także, nawet wody, bo gdzieś za granicą zdarzyło się, że jej zabrakło, bo organizatorzy nie spodziewali się, że zawodniczki tyle jej piją.
K.K: Zostaje Pani do jutra w Katowicach na finały?
A.R: Zaraz po wywiadzie wsiadam do samochodu i jadę do Warszawy, więc zabraknie mnie na finałach.
K.K: Nadchodzi sezon na mączce, lubi Pani tą nawierzchnię, jakie ma Pani najbliższe plany?
A.R: Ziemię lubię bardzo, tak naprawdę osiągam na niej swoje najlepsze wyniki. Wychowałam się na niej, jest ona na większości kortów w moim klubie „Warszawianka” w Warszawie. Zrobię sobie pewnie jakiś wolny weekend i zabiorę się za przygotowania do kolejnej części sezonu. Starty rozpocznę od zawodów w Stuttgarcie.
K.K: Za tydzień odbędzie się mecz barażowy Pucharu Federacji z Tajwankami, niestety zabrakło Pani w składzie na to spotkanie. Osiągnęła Pani największy sukces spośród polskich deblistek w Katowicach, jak Pani się do tego odniesie?
A.R: Ja zawsze w Fed Cupie zagram bardzo chętnie. Gram już w nim od 11 lat i nigdy nie odmówiłam. Dlaczego teraz nie zagram to pytanie nie do mnie, tylko do kapitan reprezentacji.
K.K: Myśli już Pani o starcie na igrzyskach olimpijskich? Jak Pani sobie to wyobraża?
A.R: Bardzo chciałabym wystąpić na igrzyskach. Póki co nie wiem na jakiej pozycji stoję. Jedynie co teraz mogę to zdobywać punkty i budować ranking. Nie wiem jaki uda się złożyć skład, bo pojawia się coraz więcej deblistek. Jest Paula Kania, Magda Linette wchodzi chyba teraz do składu singlowego, „Isia” nie wiadomo czy zagra debla, więc jest sporo możliwości. Ja nie podejmowałam jeszcze tematu dotyczącego igrzysk.
K.K: Dziękuję za rozmowę
Z Katowic, Kacper Kaczmarek