Za nami kolejny bardzo udany tenisowy sezon w wykonaniu Agnieszki Radwańskiej, która mimo wielu trudności i przeciwności losu w pierwszej części roku, przezwyciężyła kryzysy i powstała niczym feniks z popiołu w drugiej. Końcówka sezonu to jak zwykle czas statystyk, podsumowań i wielu opinii na temat gry krakowianki, która podobnie jak w poprzednich latach nie zawiodła swoich kibiców, a zdobywając tytuł mistrzyni 2015 roku, wprowadziła w zachwyt nawet tych, którzy nimi nie byli.
Zanim nasza zawodniczka święciła triumfy w kończącym sezon tournee po Azji, klasycznie rozpoczęła rywalizację w roku na odległych Antypodach. Finalistka Wimbledonu z 2012 roku zrezygnowała z pierwszych startów o rankingowe punkty, wybierając w zamian nieoficjalne mistrzostwa świata par mieszanych w Perth, gdzie wraz z Jerzym Janowiczem została oznaczona z „1”.
Dzięki dwóm zwycięstwom nad Australijczykami i Brytyjczykami już przed trzecią kolejką w fazie grupowej z Francuzami biało-czerwoni byli pewni udziału w wielkim finale, w którym zmierzyli się z tenisistami USA. Zwycięstwo Polaków w 27. edycji Pucharu Hopmana przypieczętowały wygrane Agnieszki Radwańskiej nad królową tenisa Sereną Williams, a także mikstowa potyczka Radwańska/Janowicz – Williams/Isner, która rozstrzygnęła się w dwóch bardzo emocjonujących setach.
– Mamy najgłośniejszych kibiców na świecie. W zeszłym roku nie mogłam tu wygrać, dlatego jestem podwójnie szczęśliwa, że się udało. Mam najlepszego partnera z najlepszym serwisem na świecie – chwaliła się Radwańska
Po obiecującym początku, Radwańska rozpoczęła rywalizację w głównym cyklu od imprezy w Sydney, w której cieszyła się już z jednego triumfu, wywalczonego w 2013r. po finale z Dominiką Cibulkovą. Polka mimo rozstawienia z trzecim numerem odpadła już w drugiej rundzie, po pierwszej trzysetowej konfrontacji z Hiszpanką Garbine Muguruzą. Przed krakowianką wciąż stał jednak otworem najważniejszy styczniowy start jakim był wielkoszlemowy Australian Open. Rozstawiona z „6” Radwańska przez pierwsze trzy rundy przeszła ekspresowo, tracąc w nich zaledwie 9 gemów. W 4. rundzie czekała ją jednak znacznie trudniejsza przeciwniczka niż Varvara Lepchenko, czy Kurumi Nara, z którymi walczyła wcześniej, gdyż po drugiej stronie siatki stanęła starsza z sióstr Williams – Venus, która rozpracowała krakowiankę w trzech trudnych setach.
W międzyczasie na średnio zaawansowanym etapie była już współpraca z utytułowaną Martiną Navratilovą, która podjęła się współpracy z Polką w czasie najważniejszych imprez w sezonie. Pierwsze niezbyt dobre wyniki Polki zostały odebrane jako efekt nadchodzących, gruntownych zmian w stylu gry i zachowaniu Polki na korcie, nie wzbudzając początkowo wielkich obaw, dotyczących formy krakowianki.
W lutowym kalendarzu startów Radwańskiej znalazły się dwa turnieje wysokiej rangi w Dubaju i Ad-Dausze. Mimo, że uzyskane rezultaty nie stały na zupełnie najgorszym poziomie (3. runda i ćwierćfinał), to w rzeczywistości okupione były tylko dwoma trudnymi zwycięstwami, które odniosła w późniejszych fazach turnieju, dzięki wysokim jeszcze rozstawieniom. Zarówno w Dubaju, jak i Katarze krakowianka odniosła drugie porażki w sezonie z Muguruzą i Williams, które w rankingu WTA pięły się coraz wyżej, czego w zupełności nie można było powiedzieć o Polce.
W międzyczasie na Polki czekał historyczny start w Grupie Światowej Pucharu Federacji, do której wróciły po kilkunastoletniej przerwie. Los skojarzył je z bardzo mocnymi Rosjankami, na czele których stanęła Maria Szarapowa. Polka nie miała większych szans w starciu zarówno z rosyjską carycą i Swietłaną Kuzniecową, polegając w dwóch pojedynkach.
– Szarapowa jest w najwyższej formie i udowodniła to. Grała niemal bezbłędnie. Trudno było mi cokolwiek zdziałać. Rywalka miała odpowiedź na każde moje zagranie – powiedziała Agnieszka po porażce z Szarapową.
Perspektywa większego spadku w klasyfikacji najlepszych tenisistek świata była tym większa, że na Radwańską czekały już dwa bardzo mocno obsadzone turnieje za oceanem w Indian Wells i Miami, w których broniła sporo punktów za ubiegłosezonowy finał i ćwierćfinał. W Kalifornii po raz kolejny nie sprostała trudnemu zadaniu, a wygrawszy tylko jeden mecz, odpadła w 3. rundzie po meczu z niżej sklasyfikowaną Brytyjką Heather Watson. W Miami dotarła nieco dalej, bo wygrywając dwa mecze, uległa dopiero Carli Suarez Navarro w 4. rundzie.
Turniej w ojczyźnie w Katowicach miał być swoistym przełamaniem i szansą na odniesienie małego sukcesu, który byłby napędem przed nadchodzącym sezonem na ziemi. Najwyżej rozstawiona w imprezie krakowianka przez pierwsze trzy rundy przeszła w wzorowy sposób, jednak nie należało zapominać o tym, że turniej w stolicy Górnego Śląska miał najniższą rangę w kalendarzu – International. W półfinale Radwańska ponownie spotkała zawodniczkę, która rozgrywała swój „mecz sezonu”, a przegrywając wyraźnie z Włoszką Camilą Giorgi, odpadła przed planowanym finałem.
Halowym turniejem w Stuttgarcie, Radwańska klasycznie już rozpoczęła tegoroczne występy na clay’u. W imprezie, którego jedną z głównych nagród było okazałe Porsche, krakowianka odpadła już w inauguracyjnym meczu po boju ze specjalistką od ziemi – Sarą Errani.
Turniej w Madrycie o randze Premier Mandatory zakończyła na 3. rundzie po szybkiej porażce z przyjaciółką Caroline Wozniacki, a w celu lepszego przygotowania do wielkoszlemowego Rolanda Garrosa, wycofała się z imprezy w stolicy Italii.
W międzyczasie zakończyła się także krótka współpraca z Navratilovą, która zamiast dodać jeszcze większego blasku biało-czerwonej, zabrała jej wszystkie atuty. Nie inaczej było w Paryżu, z którym krakowianka pożegnała się już w pierwszej rundzie, po trzysetowej porażce z Anniką Beck. Większość kibiców znad Wisły liczyła na polski pojedynek w kolejnej fazie zawodów, ale wskutek porażki rozstawionej z „14” zawodniczki, z Niemką zagrała Paula Kania.
– Dla mnie każdy tydzień z Martiną był na wagę złota. Widziałem z bliska, jak pracowała. To niezwykle bystra i inteligentna kobieta, która miała świetne oko trenerskie. Widziała pewnie konieczność bardziej intensywnej pracy z Agnieszką, a na przebywanie z nią non stop i na pracę nad jej techniką nie mogła sobie pozwolić z powodu natłoku obowiązków – opowiedział trener Radwańskiej, Tomasz Wiktorowski
Na ostatni ratunek 15. już w rankingu Polce rzucono sezon na trawie, która jest jej ulubioną nawierzchnią w całym kalendarzu WTA. Polka, aby lepiej przygotować się do wielkoszlemowego Wimbledonu, skutecznie aplikowała o dziką kartę do turnieju rangi International w Nottingham. Forma Radwańskiej wydawała się rosnąć, jednak półfinał z Rumunką Monicą Niculescu kompletnie zburzył te przekonania. Trzysetowe spotkanie i finałowa porażka do 0 przypominała raczej bezradność z sezonu na ziemi, aniżeli coraz wyższą dyspozycję.
Przed ukochanym szlemem na londyńskich trawnikach Wimbledonu na Agnieszkę czekał jeszcze jeden turniej na zielonym dywanie w Eastbourne. Rozstawiona z „9” Radwańska w dość mocno obsadzonej imprezie spisała się bardzo dobrze, gdyż na swojej drodze pokonała kilka wysoko notowanych rywalek jak Karolina Pliskova, czy Sloane Stephens. Finałowa konfrontacja z młodziutką Belindą Bencic szybko odebrała jednak Polce szanse na pierwszy triumf w sezonie. Urodzona na Słowacji 17-latka dzielnie i równo walczyła z Radwańską przez pierwsze dwa sety, jednak w ostatnim rozbiła ją do 0, robiąc spory krok ku ścisłej światowej czołówce.
– W Nottingham i Eastbourne rozegrałam kilka dobrych meczów i to jest dla mnie najważniejsze. Uważam, że przygotowałam się do Wimbledonu najlepiej jak mogłam. Grałam naprawdę dobry tenis i teraz pozostaje mi czekać na to, co wydarzy się w Londynie – powiedziała tuż przed startem trzeciego szlema w roku
Turniejowa „13” od samego początku rywalizacji w Londynie prezentowała się bardzo pozytywnie, a dzięki korzystnym rozstrzygnięciom w innych spotkaniach, do 1/8 finału uniknęła spotkań z dość groźnymi przeciwniczkami. W 4. rundzie nadszedł jednak bardzo wyrównany i efektowny pojedynek z Serbką Jeleną Jankovic, który Polka w świetnym stylu zakończyła w dwóch setach.
Do półfinału dotarła po morderczym ćwierćfinale z Amerykanką Madison Keys, której bomby z forhendu i bekhendu nieraz podcinały skrzydła świetnej w defensywie Polce. Krakowianka udanie przetrzymała jednak nawałnicę najostrzejszych ciosów i w wielkim stylu awansowała do najlepszej czwórki. Będąc na tak zaawansowanym etapie rywalizacji tliła się iskierka nadziei na powtórkę konfrontacji z 2012 roku, gdy w walce o wimbledoński triumf krakowianka walczyła z Sereną Williams. Drogę do walki o złotą paterę po bardzo wyrównanym boju zamknęła jej jednak Garbine Muguruza, która po trzysetowym boju już po raz trzeci w sezonie okazała się lepsza od Polki. Po przegranym spotkaniu, Polka żałowała przede wszystkim błędnej decyzji podjętej w końcówce o challenge’u, a Wimbledon skwitowała krótko:
– To był dobry Wimbledon. Garbine – świetnie się spisałaś. Zagrałaś wielki mecz
Po obfitym w starty pierwszym półroczu sezonu, na najwyżej sklasyfikowane zawodniczki czekała prawie miesięczna przerwa w występach na zawodowych kortach.
W przygotowaniach do ostatniego szlema w roku, Radwańskiej miały pomóc dwie imprezy w Toronto i Cincinnati, jednak szybko się okazało, że Polka na korty wróci znacznie wcześniej. Po raz kolejny biało-czerwona otrzymała od organizatorów dziką kartę do turnieju, a cykl US Open Series rozpoczęła na uniwersyteckich kortach Stanfordu. Początki turnieju nie były dla Polki łatwe, gdyż trudno było jej się wbić w swą świetną formę, prezentowaną na wyspach. Skutkiem tego była sromotna porażka w pierwszym secie z daleko klasyfikowaną Japonką Misako Doi. W miarę upływu czasu przewaga Polki na korcie rosła, wskutek czego bez problemów w kolejnej fazie spotkania awansowała do ćwierćfinału z Angelique Kerber. Forma biało-czerwonej mimo porażki urodzonej z tenisistką urodzoną w Puszczykowie stała na całkiem dobrym poziomie, gdyż w całym spotkaniu nie brakowało fenomenalnych wymian i świetnych zagrań z obu stron siatki. O awansie do półfinału decydowały pojedyncze akcje, a z gry Polki ponownie po Wimbledonie można było wyciągać optymistyczne wnioski na przyszłość.
Tuż po Stanfordzie na krakowiankę czekały dwa bardzo ważne starty w Toronto i Cincinnati, które ponownie mocno zaważyły na pozycji w rankingu Polki. W Rogers Cup, w którym turniejowa „6” broniła tytułu, wywalczonego przed rokiem, spisała się przyzwoicie, ale nie na najwyższym poziomie. Ponownie mógł martwić fakt, że w ćwierćfinałowym spotkaniu z Simoną Halep, Radwańska rozbiła wiceliderkę rankingu do 0 w pierwszym secie, a w dwóch kolejnych praktycznie nie podjęła walki, ulegając Rumunce finalnie w trzech. W Cincinnati rozstawiona z „13” Polka odpadła już w premierowej rundzie ze Słowaczką Anną Kristiną Schmiedlovą, która zanotowała jeden z lepszych występów w sezonie, dochodząc do ćwierćfinału.
W przygotowaniu do szlema na kortach Flushing Meadows, krakowianka po raz kolejny skorzystała z przychylności organizatorów i bezpośrednio przed startem w Nowym Jorku, wystąpiła jeszcze w New Haven. Radwańska zaprezentowała w nim już całkiem przyzwoitą formę, a wygrywając wysoko z Coco Vandeweghe i Alize Cornet, zagrała o półfinał z Petrą Kvitovą. Po wyrównanym boju uległa Czeszce w dwóch setach, ale gdzieś z tyłu głowy tliła się już iskierka na lepszą grę, gdyż krakowianka nie przegrywała już seryjnie w początkowych fazach turnieju, jak było to choćby w pierwszej części sezonu.
W wyjątkowo „polskim” US Open Radwańska po raz kolejny stała przed nieosiągalnym dotąd wyzwaniem awansu do ćwierćfinału. W pierwszej rundzie bez kłopotu pokonała reprezentantkę Czech Katerinę Siniakovą. W kolejnej miała mierzyć się ze zwyciężczynią pojedynku swej młodszej siostry z Magdą Linette, z której zwycięsko wyszła ostatecznie poznanianka. W spotkaniu ze starszą z sióstr walczyła dzielnie, ale w ostateczności i tak okazało się to za mało na 26-latkę z Krakowa. W 1/16 finału nie do przejścia okazała się jednak Madison Keys, która zrewanżowała się Radwańskiej za ćwierćfinałową porażkę na Wimbledonie.
– Chciałabym zrozumieć, czemu nie jestem w stanie dotrzeć do drugiego tygodnia rywalizacji tutaj. Jest coś, co pozwala mi przejść tylko przez kilka rund, a później mnie hamuje. Nie wiem jednak, co to takiego – stwierdziła rozgoryczona po US Open
Wskutek bardzo wyrównanej rywalizacji w sezonie na udział w kończącym sezon turnieju Masters szanse miało nawet jeszcze 30 zawodniczek, w tym oczywiście najlepsza polska tenisistka. Po kilkutygodniowej przerwie, Polka rozpoczęła finałowe tournee po Azji, które ostatecznie miało zadecydować o wyłonieniu 8 najlepszych tenisistek sezonu. Radwańska rozpoczęła je najlepiej jak mogła, gdyż odniosła pierwszy triumf w sezonie i to bez straty seta! Pokonała po drodze takie zawodniczki jak Vandeweghe, Svitolina, Pliskova i Cibulkova, a w finale skutecznie odprawiła z kwitkiem Belindę Bencić, rewanżując się za porażkę na tym samym etapie w Eastbourne. Szybko odbiło się to na pozycji w notowaniu WTA, w którym Polka ponownie wróciła do czołowej dziesiątki!
– Jestem szczęśliwa, grałam dzisiaj swój najlepszy tenis. To był finał, tutaj trzeba walczyć o każdą piłkę, aby zwyciężyć. W Tokio czuję się świetnie i lubię tu wracać – powiedziała po zwycięstwie Polka
Już kolejnego dnia po finale w stolicy kraju kwitnącej wiśni, Radwańska musiała stawić się na starcie imprezy rozgrywanej w Wuhanie. Nieco zmęczona Polka poległa w inauguracyjnym spotkaniu z Venus Williams, która jak się później okazało triumfowała w całej imprezie. Później było już jednak tylko lepiej, gdyż zawody w Pekinie i Tiencinie wysłały głoścny sygnał do rywalek o bardzo dobrej formie krakowianki.
W stolicy Chińskiej Republiki Ludowej Polka dotarła do półfinału, miażdżąc po drodze m.in Vandeweghe, Keys i Kerber! W półfinale po raz czwarty już w tym sezonie o pojedyncze akcje okazała się gorsza od Garbiny Muguruzy z Hiszpanii, która wygrała pierwszą imprezę w sezonie. W Tiencinie dołożyła kolejny skalp do swojej bogatej kolekcji zostawiając w pokonanym polu m.in Karolinę Pliskovą, miażdżąc przy tym w finale Czarnogórkę Dankę Kovinic. Kolejnym triumfem w Chinach Radwańska zapewniła sobie udział w kończącym sezon turnieju Masters, dlatego podróż do Moskwy na ostatni turniej o punkty w cyklu był już niepotrzebny.
W Singapurze była już tydzień wcześniej i miała okazję na szersze zapoznanie się z kortem i warunkami panującymi w hali. Już w czwartek dowiedziała się o swych bardzo groźnych rywalkach, gdyż mierząc się z Halep, Szarapową i Penettą, trafiła do „grupy śmierci”. Istotne jednak było, że przy nieobecności Sereny Williams, każda z ośmiu zawodniczek ma szansę na triumf, a celując w najważniejsze trofeum trzeba pokonywać najlepsze.
Do półfinału zakwalifikowała się w niebywały i bardzo szczęśliwy sposób, gdyż już po raz drugi z rzędu ta sztuka udała się jej, po wygranej zaledwie jednego spotkania. Kluczem była zwycięska partia z Marią Szarapową, a także korzystne wyniki Rosjanki z innymi przeciwniczkami w grupie. Gra Radwańskiej była jednak kwintesencją tenisa i zupełnie innym zachowaniem na korcie niż w początkach sezonu. Polka była już o dwie piłki w starciu z Simoną Halep od odpadnięcia z rywalizacji, ale ogromnym uporem i hartem ducha, zwyciężyła pierwszego seta w tie-breaku, deklasując Rumunkę w drugim. W półfinale po raz piąty w sezonie czekała ją potyczka z rozstawioną z „2” Garbine Muguruzą. Była to prawdziwa wojna i najlepszy mecz w sezonie Agnieszki. Fantastyczne ataki, znakomita defensywa, a także magia i niesamowite czucie piłki zaprowadziły ją do wielkiego finału, w którym mierzyła się z Petrą Kvitovą. Po trzech morderczych i nie mniej efektownych setach Radwańska mogła się cieszyć z największego triumfu w karierze!
– Po raz pierwszy wygrałam mastersa. To niewiarygodne. Jeszcze kilka tygodni temu nawet nie wiedziałam, czy w ogóle tutaj wystąpię, a teraz mam główne trofeum. To dla mnie znaczy wszystko. Nie mogło być lepiej. Nie spodziewałam się tego zupełnie, zwłaszcza że początek roku nie był zbyt udany. Myślę, że do tej sytuacji pasuje zdanie „Nie jest ważne jak zaczynasz, ale jak kończysz”. Trudno wyrazić słowami, co czułam na korcie” – zaznaczyła Radwańska
Chyba nikt, nie przewidziałby takiego rozwoju wydarzeń jeszcze w kwietniu, czy maju, kiedy Radwańska błąkała się daleko w drugiej dziesiątce sezonu, a jej wyniki zostawiały bardzo wiele do życzenia. W singapurskiej imprezie mogliśmy obserwować zupełnie inną Agnieszkę, która walczy o każdą piłkę jak lwica i nie ujmuje sobie z rakiety aż do samego końca meczu. Kto wie? Być może po dłuższym czasie zaprocentowała współpraca z Navratilovą, dzięki której krakowianka nie boi się już podejmować ryzyka, a jej skuteczne ataki z wyśmienitą obroną stworzyły idealną mieszankę, która doprowadziła ją do nieoficjalnego tytułu MISTRZYNI ŚWIATA!
Wielu już ją skreśliło i wielu powiesiło psy. Ile razy słyszeliśmy, że nie odniesie już wielkiego sukcesu i czeka ją nieuchronna degradacja poza pierwszą setkę? Triumfem w Singapurze, 5. już rakieta świata zamknęła usta niejednemu krytykowi, ale można być pewnym, że już niedługo, gdy ponownie zdarzy się jej słabszy turniej, „eksperci” ponownie wrócą do swoich przekonań. Nie ma co ukrywać, że Radwańska Williams nie była, nie jest i nie będzie. Jej budowa ciała nie pozwala na zabijanie każdej ze zbliżających się piłek, ale finezja i czarowanie na korcie znajduje jeszcze odzwierciedlenie w wynikach po małej rewolucji w ofensywie i daje oczekiwane efekty.
O jej wielkości świadczy także podwójna walka, bo oprócz przeciwniczek od kilku ładnych miesięcy konfrontuje się z potwornym bólem uda i ramienia. Ogromna wola walki i zniesienie nawet najcięższego doprowadziło ją jednak do jednego z wymarzonych triumfów w karierze… Pozostaje tylko się zastanawiać – Jeśli Radwańska zagrała tak w bólu, to jak zaprezentuje się w zdrowiu..?
Już teraz pojawiają się głosy, m.in od najwybitniejszego polskiego tenisisty Wojciecha Fibaka, że w przyszłym sezonie Radwańska może usiąść na fotelu liderki rankingu WTA i przodować światowej elicie tenisa. Tak samo często jak trafił w końcowy sukces Polki w Singapurze, jego wizje trafiały jednak jak kulą w płot, ale w tym przypadku nie jest to wcale niemożliwe nawet z matematycznego punktu widzenia.
Do samego Rolanda Garrosa, Agnieszka broni bardzo niewielkiej ilości punktów z racji słabszych wyników w tym roku, przez co w kolejnym może wzbogacić się o niemałą ich sumę. Decydujący być może jednak fakt występu w olimpijskim sezonie Sereny Williams, o której nieoficjalnie się mówi, że może być w stanie błogosławionym. Sama zainteresowana błyskawicznie zdementowała te plotki, jednak w każdej plotce jest nawet ziarnko prawdy, a prawdziwą wersję poznamy tak czy inaczej wcześniej lub nieco później.
Oprócz podsumowania ogólnej gry, Radwańska prezentuje się całkiem nieźle w ogólnych statystykach, w których uwiecznione są tylko suche liczby. Poniżej kilka z nich, w których Polka klasyfikowana jest najwyżej:
- 3 wygrane turnieje WTA – 3. na świecie
- 48 wygranych meczów – 4. miejsce na świecie
- 34 wygrane mecze na twardym korcie – 3. na świecie
- 12 wygranych meczów na trawie – 2. na świecie
- 44 minuty trwał najkrótszy mecz Polki w sezonie (2. runda Australian Open z J.Larsson 6:0, 6:1) – 9. na świecie
- 73,3 % wygranych gemów serwisowych – 10. na świecie
- 45,2 % wygranych gemów przy returnie – 4. na świecie
- 50,3 % wygranych punktów na przełamanie – 8. na świecie
- 502 wygrane mecze w karierze – 16. aktywna tenisistka klubu „500”
- 4,102,293 $ – zarobione pieniądze na korcie w 2015r. – 4. miejsce na świecie
Fenomenalnym zakończeniem Radwańska tak naprawdę otworzyła apetyty na coraz większe sukcesy. Mimo, że na wielkiego szlema liczy już od ładnych paru lat, a kilka razy nawet się o niego otarła, dopiero teraz dała znak, że zasługuje na niego, jak nikt inny z czołówki. Sezon jednak dopiero co się zakończył, a nadchodzący czas przeznaczony będzie na upragnione wakacje i leczenie urazów, spowodowanych natłokiem startów w sezonie. Po tym ponownie zasiądziemy przed telewizory, by wpierać polską rakietę numer 1 w walce o kolejne turniejowe skalpy.
Pierwsze starty już 4 stycznia w Brisbane, Shenzen i Auckland! Potem widzimy się w Sydney i Hobart, a pierwszą cząstkę sezonu zakończymy wielkoszlemowym Australian Open! Czy Polka już tam powalczy o poważny sukces?!
Czekamy na Wasze opinie i przewidywania w komentarzach i na naszej stronie na facebooku!